16

3.8K 190 10
                                    


ROZDZIAŁ SZESNASTY

Dostrzegł ją od razu, kiedy tylko weszła. Stanęła niepewnie w progu, mrużąc oczy i próbując coś dojrzeć w zadymionym wnętrzu sali.  Była spięta, widział to wyraźnie po jej naprężonej sylwetce. Chwilę bawił się jej zawstydzeniem, ale w końcu zlitował się i podniósł rękę. Kiedy go zobaczyła, ruszyła szybko do stolika, wpadając po drodze na krzesło.
Nie mógł się nie roześmiać i nie zdziwiło go zirytowane spojrzenie, jakim go nagrodziła.
- Faktycznie, bardzo to zabawne – mruknęła i usiadła, nim zdążył wstać.
- Możesz się wściekać, ale to pierwszy wesoły akcent tego popapranego dnia – odparł.
Skrzywiła się, ale nic nie odpowiedziała, tylko zerknęła wyczekująco na jego szklankę.
- A, tak… To czego się napijesz? – zapytał. – Mają tu naprawdę niezłego szampana.
Pokręciła głową.
- Nie cierpię szampana. Poproszę whisky. Bez lodu.
Uśmiechnął się i skinął na kelnera.
- Kobieta z charakterem – powiedział z aprobatą. – To lubię. Butelkę Ognistej – rzucił cicho do kelnera i z powrotem na nią spojrzał. – Czy ty masz tylko takie smętne ubrania, Granger? Nie mogłabyś choć raz założyć jakiejś mini albo bluzki z dekoltem?
Spojrzała po sobie i wzruszyła ramionami.
- Mogłabym, tylko nie wiem, po co. A twoja uwaga była bardzo niegrzeczna.
- Bo ja w ogóle nie jestem grzeczny. – Uśmiechnął się i nalał jej whisky.
- Owszem – zgodziła się i upiła łyk. – Ale chociaż raz mógłbyś udawać, że jesteś.
Machnął ręką.
- Nie lubię pozorantów.
- Naprawdę?
Zmrużył oczy.
- Co masz na myśli? – zapytał.
Spojrzała na niego kpiąco.
- Malfoy, ty jesteś jednym wielkim pozorem, więc twoja niechęć jest co najmniej absurdalna.
Zapalił papierosa i spojrzał na nią ironicznie.
- Myślisz, że mnie rozgryzłaś, co, Granger?
- A nie?
Wydmuchał gęsty dym i podniósł do ust szklankę. Upił trochę, przez chwilę trzymał alkohol w ustach, delektując się nim, a kiedy przełknął, wzruszył ramionami.
- Wiesz o mnie tyle, ile ci pokazałem, czyli niewiele – powiedział cicho.
Zaśmiała się.
- A jest ktoś, kto cię naprawdę zna? – zapytała. – Pozwoliłeś komuś się poznać?
Nie odpowiedział. Spojrzał na nią z irytacją i pokręcił głową.
- Z tobą nie da się normalnie rozmawiać…
- Naprawdę? – wpadła mu w słowo. – Jeśli szczerość cię drażni, to mogę zacząć śmiać się z niczego i szczebiotać, chociaż Merlin mi świadkiem, że będzie to idiotycznie wyglądało w moim wykonaniu.
Pokiwał głową.
- Nie wątpię. Chcesz? – Podsunął jej paczkę papierosów.
Uśmiechnęła się i sięgnęła po torebkę.
- Zaskoczę cię – powiedziała. – Mam swoje.
- O? Musiałaś skoczyć na dymka, żeby nabrać odwagi?
Zmarszczyła brwi.
- Niby do czego?
- Żeby tu przyjść.
Westchnęła i odpaliła papierosa.
- Nie wiem, po czym wnioskujesz, ale jesteś w błędzie – odparła po chwili. – Nie stresuje mnie twoje towarzystwo, Malfoy, choćbyś był nawet najbardziej wkurzający. A przyszłam tu z przyjemnością – wyznała.
Teraz udało jej się go zaskoczyć. Ale nie mógł odpuścić.
- Jednak kiedy tu weszłaś, wyglądałaś na nieco przestraszoną.
- Tak? – Spojrzała mu prosto w oczy. – A może byłam bardzo przejęta? Nie pomyślałeś o tym?
- A byłaś?
Przechyliła głowę i zmrużyła oczy.
- Jesteś takim mistrzem dedukcji – mruknęła. – Domyśl się.
Zacisnął usta i dolał im whisky. Wolał nie zagłębiać się w psychikę Granger.
Spojrzał na nią niepewnie.
- Jak się czujesz? Chodzi mi o…
- Wiem, o co ci chodzi. Byłam u ojca na cmentarzu i… i nie chcę o tym rozmawiać. Nie mam siły.
- Granger…
- Nie dzisiaj, dobrze?
Skinął głową i napił się whisky. Nie miał zamiaru jej naciskać, nie w tej sprawie. Jeśli nie chce rozmawiać o ojcu, to nie będzie jej zmuszał.
- Jak ci minął dzień? – zapytała po jakimś czasie, kiedy cisza zaczęła się przedłużać.
Wzruszył ramionami.
- Parszywie – odparł i spojrzał na nią, gasząc papierosa.  – Byłem u Pansy. Nadal jest uśpiona, nic się nie zmieniło – wyznał z goryczą. – Czy oni w ogóle ją leczą? Może tylko ją usypiają i zostawiają samej sobie.
Hermiona odstawiła szklankę na blat i spojrzała na niego ostro.
- A czego się spodziewasz? Lata narkomaństwa robią swoje, Malfoy. Rozmawiałam z Allanem i wiem, jak cholernie trudny jest jej przypadek. On robi, co może, ale to nie jest proste i na pewno nie da się jej wyleczyć w kilka dni! Nie możesz spodziewać się nie wiadomo czego…
- Wiem – przerwał jej. – Ale patrzenie na nią w takim stanie… To boli, Granger. Kurwa. Gdybym tylko wcześniej zareagował, zrobił coś…
Ścisnął ciężką szklankę i odwrócił wzrok.
- Malfoy, nie możesz się zadręczać. Nie pomożesz jej w ten sposób – powiedziała cicho i dotknęła jego dłoni. Wyjęła szklankę z zaciśniętych palców i odstawiła ją, a potem uścisnęła delikatnie jego rękę.
Spojrzał na nią zawstydzonym wzrokiem. Odwrócił rękę tak, że teraz on obejmował jej dłoń i ścisnął jej palce.
- Wiem, Granger. – Uśmiechnął się blado. – Ale i tak czuję się jak gówno. Miałem ją chronić i co zrobiłem? Przegoniłem ją, bo byłem taki cholernie zmęczony i wściekły. Zarzuciłem jej, że to przez nią jestem w szpitalu. Płakała z mojej winy – wyznał i dopił whisky jednym łykiem. – Jestem do dupy. Jestem zły.
Hermiona pokręciła głową.
- Nieprawda – powiedziała.
I tak myślała. Był zraniony, zmęczony całą aferą wokół jego osoby i rozgoryczony. Ale nie był zły. Nie dla Pansy i nie dla niej. Przypomniała sobie, jak ją uspokajająco tulił, chociaż czuła, że jest w tej sytuacji zagubiony i spięty. Ale zignorował własne uczucia i pomógł jej, a nie musiał.
- Nie jesteś złym człowiekiem, Malfoy.
- Nie? Mimo tego wszystkiego…?
Pokręciła głową.
- Mimo wszystko.
Puścił jej rękę i odpalił kolejnego papierosa.
- Kiedy tak mówisz, to nawet ci wierzę, ale… gdy zostaję sam, to już nie jest tak dobrze – wyznał. – Może przeprowadzisz się do mnie i zostaniesz moim moralnym wsparciem, co?
- Tylko polecę się spakować – zażartowała.
- Zaczekam.
- Acha. Już to widzę. Cierpliwy Malfoy.
Pokręcił głową.
- W ogóle we mnie nie wierzysz – poskarżył się i spojrzał na nią z urazą. – Dopiero co powiedziałaś, że jestem dobry, a teraz wątpisz we mnie?
Zaśmiała się.
- Powiedziałam, że nie jesteś zły – sprostowała. – I nie rób takich cielęcych oczu, nie rusza mnie to.
- Akurat. I to ja niby jestem pozorantem?
Przewróciła oczami.
- Bo jesteś. Ciągle się kryjesz, ciągle… grasz. Może inni się na to nabierają, ale nie ja.
Pokiwał głową.
- Dobra, nie będę z tobą dyskutował, bo to nie ma sensu. I tak wiesz wszystko lepiej. Niech ci będzie, jestem pozorantem, ale ty też masz wady!
Spojrzała na niego urażona.
- No wiesz? Ja jestem kobietą, mam prawo do wad, humorów, fanaberii…
- Tak, tak… A masz ochotę coś zjeść?
- Zjeść?
Pokiwał głową.
- Tak. Posiłek, to takie coś, co…
- Nie – przerwała mu. – Nie mam ochoty jeść. Byłam z Ginny u Weasleyów i mam wrażenie, że jej mama nakarmiła mnie na tydzień do przodu.
Zmarszczył czoło.
- Byłaś u nich? – zapytał dziwnym tonem. – Ale… po co?
Wzruszyła ramionami, nie dostrzegając, jak zmienił się wyraz jego twarzy.
- Bez powodu. Po wizycie na cmentarzu poszłam tam z Ginny, a potem przyszedł pan Weasley i Harry i Ron… No i jedliśmy obiad, więc nie jestem głodna, ale jeśli ty jesteś, to nie krępuj się… Co się stało? Dlaczego tak na mnie patrzysz?
- O co ci chodzi?
Przygryzła wargę i przekręciła głowę.
- Nie podoba ci się, że tam poszłam, tak?
Skrzywił się.
- Nie wydaje mi się, żebym miał do tego prawo.
- I nie masz – zgodziła się. – Ale i tak jesteś zły. Dlaczego?
Zmrużył oczy i pochylił się nad stolikiem, zbliżając do niej.
- Bo nie dalej, jak kilka dni temu, obrzucałaś Weasleya klątwami na progu swojego mieszkania, a teraz siadasz z nim do stołu, jakby to było coś właściwego. Jestem… zaskoczony.
Zarumieniła się i odwróciła wzrok.
- Co miałam zrobić? Tam byli jego rodzice i…
- I to mnie nazywasz pozorantem?
Wzięła głęboki oddech.
- Grasz nieczysto, Malfoy. A ja nie muszę ci się tłumaczyć. A jeżeli chodzi o Rona, to ja… wybaczyłam mu. Sam mi to zresztą doradzałeś w szpitalu.
- I co? Będzie szczęśliwe zakończenie? Dostanę zaproszenie?
Zamrugała oczami i popatrzyła na niego zdziwiona.
- O czym ty mówisz? Zaproszenie? Na co?
Prychnął i rzucił jej ostre spojrzenie.
- Na ślub – powiedział gładko.
Hermiona zgłupiała. Uniosła wysoko brwi i pokręciła głową.
- Ja naprawdę nie wiem, o czym ty mówisz. Chyba nie myślisz, że… O Boże! – zaśmiała się. – Ty faktycznie…? Malfoy! Zgłupiałeś?!
- Przy tobie jest to bardzo możliwe – mruknął, ale dalej świdrował ją złym spojrzeniem.
Dotknęła jego ręki, śmiejąc się serdecznie.
- Bardzo mi przykro, Malfoy, ale nie dostaniesz zaproszenia – wydusiła. – Mam nadzieję, że jakoś to przeżyjesz.
- Ja tak, tylko nie wiem, co powie Weasley.
Przewróciła oczami.
- Obchodzi cię to? Uważaj, bo pomyśle, że się o niego martwisz.
- Nie o niego.
Spojrzała mu ciepło w oczy.
- Martwisz się o mnie? Malfoy…
Pokręcił głową i westchnął.
- Ktoś powinien. Jesteś taka naiwna, że wystarczy jedno przepraszam, a polecisz za tym idiotą jak w dym.
Skrzywiła się.
- Nie jestem głupia, cokolwiek masz w tym względzie do powiedzenia.
- Jak uważasz. Na pewno nie jesteś głodna?
Pokręciła głową.
- To żałuj. Mają tu wyborne steki, po prostu idealne – powiedział i znowu przywołał kelnera.
Hermiona podparła brodę na dłoni i przyglądała mu się z uśmiechem. Był taki… niemożliwy.

*

- Napiwek nie powinien przekraczać dwadzieścia procent wartości posiłku.
- Jesteś sknera – wytknął jej.
- Nieprawda. Tak jest. Co innego pomagać biednym… To było szastanie pieniędzmi.
- Ten kelner wyglądał na biednego.
- Nieprawda.
- Prawda.
- Jesteś uparty.
- A ty skąpa.
Pokręciła głową i podeszła do drzwi swojej kamienicy.
- No to…
- Powinnaś zaprosić mnie na kawę – mruknął.
- Piłeś kawę.
Wzruszył ramionami.
- To na drinka.
- Drinka też piłeś.
Sapnął i obrzucił ją oburzonym spojrzeniem.
- Nie tak zachowuje się dama.
- Nie jestem damą. Jestem wiedźmą.
- Ach, niemal zapomniałem. Nie wyglądasz jak wiedźma. Powinnaś być stara i pomarszczona.
Popatrzyła na niego ze współczuciem.
- Znowu cię rozczarowałam.
Podszedł do niej.
- Trochę – przyznał. – Na pewno nie masz w domu nic, czego jeszcze dzisiaj nie piłem?
Zaśmiała się.
- Mam, ale wbrew temu, co myślisz, nie jestem aż tak wredna, żeby serwować ci trucizny.
- To dobrze. Cóż, w takim razie chyba sobie pójdę…
Kiwnęła głową.
- Idź. Powinieneś odpoczywać.
Prychnął.
- Mówisz jak moja matka. To nudne, Granger.
- No to nie będę cię już zanudzała, bo idę spać. Rano mam zamiar iść do pracy i chociaż trochę snu mi się przyda. Co się tak krzywisz?
- Bo teraz jesteś jeszcze nudniejsza.
Przewróciła oczami.
- Dobranoc, Malfoy – powiedziała i otworzyła drzwi kamienicy. – Idź, nim się całkiem zanudzisz.
- Granger?
Odwróciła się do niego i spojrzała pytająco.
- Tak?
- Dzięki. Za ten wieczór i za… za wszystko.
Uśmiechnęła się.
- To ja dziękuję. Było… dość miło.
- Jak na mnie?
- Jak na upierdliwego dupka, za jakiego cię miałam.
- To już nie jestem upierdliwym dupkiem?
Zastanowiła się chwilę.
- Już nie jesteś dupkiem – odparła i weszła do środka. – Na razie, Malfoy.
- Tak… Na razie.
Po chwili ona zniknęła na schodach, a on ruszył powoli ciemną uliczką. Minęła chwila, nim uzmysłowił sobie, że się śmieje. Stanął zaskoczony i pokręcił głową. Granger sprawiała, że czuł się… szczęśliwy.

Zakręty losuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz