ROZDZIAŁ DWUDZIESTY ÓSMYPobyt w szpitalu mijał Hermionie zaskakująco szybko, co było zasługą ciągłych odwiedzin przyjaciół i Draco Malfoya, który niemal zamieszkał w jej sali. Wychodził na kilka godzin, łapał trochę snu i wracał. Hermiona była pewna, że zaniedbuje przez nią swoje sprawy, ale kiedy mu o tym powiedziała, odparł tylko, że w tej chwili nie ma nic ważniejszego do zrobienia. Powiedział to takim tonem, jakby obraziła go, myśląc, że mógłby być gdzie indziej.
Wolała z nim nie dyskutować. Nie, kiedy przyjmował taki ton. I skłamałaby, gdyby powiedziała, że jego troska nie sprawia jej przyjemności. Doceniała przyjaciół, cieszyło ją, że mają czas i chęci, żeby ją odwiedzać, jednak ilekroć słyszała ciche pukanie, to właśnie Draco chciała widzieć w drzwiach.
To było takie dziwne… tęsknić za nim. I ta radość na jego widok, uśmiech, który mimowolnie wypływał jej na usta, kiedy wracał do niej.
Och tak, nadal był irytującym, narzekającym i złośliwym arogantem, ale teraz jego uwagi bardziej ją bawiły niż gniewały. Uroczo wyglądał, przewracając oczami i prychając, i rozkosznie się gniewał, gdy ośmieliła mu się to powiedzieć.
Z lekko rozmarzoną miną, zaczęła przeglądać dostarczoną rano pocztę. Jej sala powoli zmieniała się w gabinet, bo uzdrowiciele, mający dość jej marudzenia, pozwolili jej łaskawie zająć się czymś „lżejszym”, co okazało się być zaległą korespondencja w ilościach hurtowych. Nie miała zamiaru narzekać, lepsze cokolwiek niż nudne wpatrywanie się w klamkę.
Duża kremowa koperta bez nadawcy była inna niż pozostałe, bardziej elegancka. Hermiona otworzyła ją z ciekawością, a kiedy rozłożyła sztywny pergamin, zdumiona wpatrzyła się w nagłówek. Praca? Paryż? Teraz?
Kilka razy przeczytała list, żeby się upewnić, po czym złożyła go i schowała do koperty. Jej zdumienie było ogromne, ale gdzieś w środku zaczynał tlić się gniew. Owszem, wysłała podanie do paryskiego szpitala dla czarodziei i chciała się przenieść do Francji, ale to było prawie rok temu, kiedy jej życie było szare i tak marne, że nawet nie chciała go wspominać. Wtedy ten list by ją uszczęśliwił, ale teraz? Czy mogłaby wyjechać w tej chwili?
Usłyszała pukanie i nim zdołała się opanować, do sali wszedł Harry i obrzucił ją uważnym spojrzeniem.
- Coś się stało – powiedział, siadając przy jej łóżku.
Potarła czoło i westchnęła, kiwając głową. Potem podała mu kopertę i zaczekała, aż przeczyta list. Obserwowała jego twarz, kiedy pochłaniał tekst ze zmarszczonymi brwiami i obracała w dłoni pióro, przygryzając nerwowo wargę.
Harry poderwał głowę.
- Chcesz wyjechać? – zapytał zdziwiony. – Myślałem, że…
Pokręciła głową.
- Chciałam. Rok temu oddałabym wiele za taką możliwość, więc wysłałam im swoje podanie, ale nie odpisywali. Przestałam o tym myśleć, a teraz… odpisali.
- I to jak – mruknął Harry. – Przełożona oddziału. To spory awans, patrząc na twój wiek, wręcz ogromny.
Hermiona zaklęła w duchu i oparła się o poduszkę. Tak, to był awans na jaki tutaj prawdopodobnie przyjdzie jej czekać latami. Miała wielu utalentowanych kolegów po fachu, a i Robert nie wybierał się na emeryturę, czego mu nie życzyła. Był wspaniałym człowiekiem i naprawdę dobrym szefem. A ona była dobrą podwładną… Czy to jej wystarczy?
Harry chrząknął i oddał jej kopertę.
- I? Powiesz coś więcej? – zapytała, zniecierpliwiona jego milczeniem.
Skrzywił się.
- Cóż, to może być twoja życiowa szansa, ale…
- Właśnie – westchnęła Hermiona. – Jest wiele „ale”.
- Co zrobisz?
Patrzyła na niego przez moment, myśląc na odpowiedzią. W końcu wsunęła kopertę między inne i wzruszyła ramionami, udając, że ten list niewiele znaczy. Ale nie łudziła się, że Harry jej uwierzy, zbyt dobrze ją znał.
- Powiedziałaś Malfoyowi?
- Nie, przeczytałam list przed chwilą… - Urwała i spojrzała na Harry’ego z prośbą w oczach. – Nie mów mu…
- Powinnaś mu powiedzieć.
Westchnęła.
- Zrobię to, ale jeszcze nie teraz – mruknęła zrezygnowanym głosem. – Dali mi miesiąc na odpowiedź…
- Hermiona. – Harry patrzył na nią poważnie. – Nie odkładaj tego, bez względu na to, jaką podjęłaś decyzję.
- Harry, ja dopiero dostałam ten list! – zdenerwowała się. – Niby jaką decyzję mogłam podjąć w kilkanaście minut?
Miała mętlik w głowie, głównie przez Draco. Uwielbiała swoich przyjaciół, ale wiedziała, że gdyby chodziło tylko o nich, pewnie przyjęłaby ofertę pracy w Paryżu. W końcu to nie tak daleko, mogła ich widywać w weekendy i święta, ale Draco… Cóż, ich relacja była inna, bardziej zżyta. Nie mówili o swoich uczuciach, nie rozmawiali o przyszłości, wiedząc, że to za wcześnie, ale z każdym dniem zbliżali się do siebie coraz bardziej i teraz nie umiała przekreślić tego, co rodziło się między nimi. A wyjazd na pewno by to zrobił.
- Powiedz mu – naciskał Harry, widząc udrękę w jej oczach.
- Aż tak się nim przejmujesz?
- Co masz na myśli?
Uśmiechnęła się kpiąco.
- Jakoś ciężko mi uwierzyć, że martwisz się uczuciami Draco.
Harry opuścił głowę, a na jego twarzy pojawił się rumieniec zażenowania.
- Byłem bardzo uprzedzony… Nie miałem racji – wyznał, splatając nerwowo palce. – Cholera, ale to Malfoy, jaki miałem być? Jakoś ciężko mi było uwierzyć, że on może chcieć twojego dobra, że mu zależy… i to na tobie… - Potrząsnął głową i spojrzał jej w oczy. – Zrozum mnie, ja nie mogłem tak po prostu uwierzyć…
Położyła dłoń na jego ręce i ścisnęła ją delikatnie.
- Rozumiem cię, naprawdę. I ja nigdy bym się nie podejrzewała o jakieś uczucia do Draco Malfoya.
Harry zaśmiał się cicho.
- To takie nierealne, wy, razem.
- Nie jesteśmy przecież razem…
Harry uniósł brwi.
- Oszukujesz siebie czy mnie?
- Harry…
- Daj spokój, przecież widać jak na dłoni, że was do siebie ciągnie. A ostatnio ciągle kleicie się do siebie, co byłoby irytujące, gdyby nie było takie… słodkie.
- Harry! – Hermiona wciągnęła gwałtownie powietrze, niemal się krztusząc. Jej umysł zaprotestował boleśnie na słowo „słodkie”.
- No co? – odparł niezrażony jej ostrym spojrzeniem. – Tylko czekać, aż zaczniecie szczebiotać jak zakochane…
- Dość! – Hermiona miała swój limit cierpliwości. – Nie jesteśmy razem, to nie…
Machnął ręką.
- Mów, co chcesz, i tak wszyscy już widzą w was parę, więc twoje protesty nic nie dadzą. Teraz lepiej pomyśl, co zrobić z tą ofertą pracy. Raczej wątpię, żeby Malfoy się z niej ucieszył.
Oburzenie minęło jej od razu, kiedy wrócił do tematu jej rozterek.
Pokiwała głową.
- Tak, na pewno nie będzie zachwycony. Ale przecież nie powiedziałam, że wyjadę, jeszcze nie wiem, co zrobię.
- Odrzucisz awans?
- Skąd to zdumienie?
Harry spojrzał na nią poważnie.
- Bo cię znam. To ogromna szansa i dobrze o tym wiesz. Może jeszcze nie podjęłaś decyzji, ale nie wierzę, że odrzucisz taką ofertę… jesteś na to zbyt ambitna.
Chciała zaprotestować, bo to, co mówił Harry, robiło z niej niemal karierowiczkę. Była ambitna, owszem, ale życie już tyle razy brutalnie sprowadziło ją na ziemię, że teraz stała się ostrożna, za bardzo wyczulona, żeby zaryzykować wszystko dla kariery.
Przez pracę straciła męża, marzenia o domu i spokojnym życiu, i chociaż kochała to, co robi, to była pewna, że już nie pozwoli, żeby kariera uzdrowiciela przesłoniła jej wszystko inne.
Ale przysłana dzisiaj oferta i tak nie dawała jej spokoju, musiała to przyznać. Potrzebowała czasu, żeby wszystko przemyśleć.
- Harry, nie mów na razie Draco o tym liście – poprosiła go cicho. – Muszę się zastanowić, pomyśleć spokojnie.
Zacisnął usta, ale skinął głową.
- To twoja sprawa – odparł. - Mam tylko nadzieję, że podejmiesz właściwą decyzję...
Przerwało mu pukanie, a po chwili w sali pojawił się Draco, krzywiąc się od progu.
- Potter, nie masz nic lepszego do roboty? Idź łapać złych ludzi, bohaterze, i daj nam chwilę prywatności.
Harry wstał ze stołka i cmoknął Hermionę w policzek.
- Wrócę później – powiedział.
Skinęła głową, a potem, kiedy wyszedł, spojrzała ze złością na blondyna.
- Nie możesz mi tak przepędzać przyjaciół.
Wzruszył ramionami.
- I tak zaraz pojawi się z powrotem. Jest jak natrętna mucha. – Usiadł na krześle i podał jej kubek z lekko zielonym płynem. – Twoje ziółka. Lamare powiedziała, że masz wypić wszystko, inaczej zabierze stąd tę makulaturę. – Wskazał na pergaminy zaścielające jej łóżko.
Skrzywiła się.
- To jest ohydne – marudziła. – Pewnie masz frajdę, widząc moją mękę.
- Nie powiem, czuję subtelny powiew sprawiedliwości, w końcu ty poiłaś mnie gorszymi paskudztwami.
- Bo byłeś poważnie chory.
- Ty też nie jesteś okazem zdrowia. Pij te ziółka i nie marudź. – Uśmiechnął się kpiąco i podniósł do ust kubek z kawą. Aromat czarnego napoju zirytował ją do tego stopnia, że prychnęła w swój kubek i przełknęła gorzki płyn, parskając z odrazy.
Roześmiał się, widząc jej ponure spojrzenie.
- Mógłbyś choć trochę mi współczuć – powiedziała urażona.
- Ależ współczuję, nawet dosłownie. Zapach tego czegoś wzbudza we mnie odruch wymiotny, więc cały jestem z tobą w cierpieniu.
Powaga na jego twarzy była tak ogromna, że musiała się roześmiać.
- Jesteś draniem, naprawdę.
Skinął głową.
- Zawsze – odparł z dumą w głosie. – Ale dla ciebie, kochanie, robię wyjątek, musisz to przyznać.
- Tak? Nic mi o tym nie wiadomo. No chyba że dla mnie jesteś jeszcze bardziej okropny, to wtedy tak, traktujesz mnie wyjątkowo.
Westchnął.
- Jesteś dla mnie okrutna – wytknął jej zbolałym tonem. - Prawdziwa jędza.
- Wiedźma, jak już.
- Wiedźma też.
Uśmiechnęła się uroczo.
- Draco – wymruczała – gdybym była dla ciebie choć trochę łagodniejsza, rozbestwiłbyś się do granic możliwości. Ciebie trzeba trzymać krótko.
- Tak? – mruknął, przysuwając się do niej blisko. – Jak krótko chcesz mnie trzymać, Hermiono?
- Ja nie…
- Bo wiesz, mi to w ogóle nie przeszkadza, wręcz odwrotnie – powiedział cicho, obejmując ją i pochylając się tak, że jego twarz znalazła się kilka centymetrów od jej.
- Muszę oddychać – sapnęła. – Alarm…
- Wiesz, gdzie mam ten alarm? Myślę, że wiesz… - Jego usta opadły na jej wargi, nim zdążyła zaprotestować. Wplotła palce w jego włosy, przyciągając go bliżej. Objął ją mocno, pociągnął na swoje kolana, a stos pergaminów sfrunął na podłogę. Nic jej to nie obchodziło, nie, kiedy pogłębił pocałunek, a jego dłonie ścisnęły jej pośladki.
Westchnęła, wbijając palce w jego barki. Jej biodra naparły na niego, a z ust wydobył się zduszony jęk. Nie myślała już o oddychaniu – o niczym nie myślała. Gładziła jego ramiona, tors i wciąż czuła się tak cholernie daleko, zbyt daleko od niego.
Jego usta na jej szyi, na ramieniu. Zęby, drażniące, zadające rozkoszny ból, kiedy kąsał ją, żądając kolejnych jęków, upajając się nimi. Jego zduszony oddech na jej skórze…
- Chyba wpadłam nie w porę…
Oderwali się od siebie, patrząc po sali niewidzącym wzrokiem. Hermiona wróciła do łóżka z czerwoną twarzą, a Draco spojrzał z rozdrażnieniem na Ginny, stojącą niepewnie w progu.
- Masz wyczucie, Weasley – mruknął i przeczesał włosy palcami. Jego głos był chropowaty, odchrząknął i dalej świdrował ją karcącym wzrokiem.
- Nie chciałam wam przeszkadzać – powiedziała cicho Ginny i weszła do sali.
- Nie przeszkadzasz – odparła Hermiona, chociaż jej głos przeczył słowom.
Ginny uśmiechnęła się figlarnie.
- Wy świntuchy, w szpitalu? No, no, nie znałam cię od tej strony. – Spojrzała na Hermionę z aprobatą. – Ależ zrobiliście bałagan… - Pochyliła się i zaczęła zbierać papiery z podłogi. – Co to?
Hermiona jęknęła, widząc kremową kopertę w jej dłoni.
- Nic takiego, to tylko list…
- Nie wygląda na zwykły list – mruknęła Ginny.
Draco popatrzył pytająco na Hermionę, po czym wyciągnął rękę do Ginny, czekając, aż poda mu kopertę.
- Nie… - wyrwało się Hermionie, ale on już otwierał list.
Przez chwilę panowała cisza, kiedy czytał, a potem poderwał głowę i spojrzał na nią z niedowierzaniem.
- Nic takiego? Planujesz cholerną przeprowadzkę i twierdzisz, że to nic?
Hermiona pokręciła gwałtownie głową.
- Nie, to nie jest tak… Dostałam ofertę…
- O której zapomniałaś mi powiedzieć? – Jego brwi uniosły się wysoko. Zaśmiał się ponuro. – Widocznie nie jestem aż tak ważny, żeby ze mną o tym porozmawiać – powiedział gorzko.
- Chciałam ci powiedzieć…
- Tak? Kiedy? Dzień przed wyjazdem?
- Nie. Chciałam wszystko przemyśleć i wtedy z tobą porozmawiać. Nie miałeś dowiedzieć się tak…
- A o czym tu myśleć? Przecież to wielka szansa dla ciebie, awans. Gratuluję i życzę powodzenia w Paryżu. – Wstał, rzucił kopertę na jej łóżko i ruszył do drzwi.
- Draco…
- Nie rozumiem cię. – Zatrzymał się i popatrzył na nią ostro. – Po co te tajemnice? Myślisz, że nie zrozumiałbym? Mogłaś powiedzieć mi wprost, a nie bawić się w jakieś cholerne podchody. Ale, jak już mówiłem, chyba nie jestem aż tak istotny, żeby przejmować się moim zdaniem.
- Nie – zaprotestowała. – To naprawdę nieporozumienie.
Przez chwilę patrzył na nią bez słowa, po czym pokręcił głową i wyszedł.
Hermiona patrzyła z rozpaczą na drzwi, zaklinając go, żeby wrócił i pozwolił sobie wytłumaczyć, ale on nie wracał. Przymknęła oczy na moment, a kiedy je otworzyła, zobaczyła Ginny, wpatrującą się w nią ze zmieszaną miną.
- Hermiona, o co chodzi? Jaki awans? I co z tym Paryżem? – Ginny wyglądała na zagubioną.
- Masz. – Hermiona podała jej kopertę i opadła na poduszkę, czekając, aż Ginny przeczyta list.
- Och – usłyszała po chwili. – No to namieszałam…
- I tak by się dowiedział, a że ja ma szczególne szczęście, to pewnie nie powinnam się dziwić, że tak to wyszło – powiedziała Hermiona zrezygnowanym głosem.
Ginny patrzyła na nią z napięciem.
- Naprawdę chcesz wyjechać? – zapytała.
- Chciałam, rok temu. Cholera, dlaczego ja mam takiego pecha? Kiedy wysyłałam podanie, myślałam tylko o tym, że już nic dobrego mnie w Anglii nie spotka, a teraz, gdy moje życie jakoś zaczyna się układać, oni wysyłają mi coś takiego…
- To znaczy, że już nie chcesz wyjazdu? I dlaczego nie powiedziałaś, że masz takie plany? – Ginny zmarszczyła gniewnie brwi. – Nawet słowem o tym nie wspomniałaś.
- Bo nie odpisywali, nie było o czym mówić.
- No nie wiem, według mnie przeprowadzka do innego kraju to jest powód do rozmowy, przynajmniej z przyjaciółką.
- Ginny! I ty masz zamiar się obrazić?
- Nie, ale nie mogę pojąć, że planowałaś coś takiego i nic nie powiedziałaś.
Hermiona opuściła głowę. W tamtym czasie w ogóle nie chciała z nikim rozmawiać, pragnęła jedynie spokoju, zaszycia się daleko od wspomnień, od bólu. Teraz nie było sensu, żeby tłumaczyć jej emocjonalną rozsypkę sprzed roku, to już była przeszłość.
- To przeszłość – powtórzyła te słowa Ginny, a ta skinęła głową, jednak jej mina nie złagodniała.
- Nie chciałaś mu mówić? – zapytała, zmieniając temat.
- Draco?
- A komu? Oczywiście, że Draco.
- Chciałam mu powiedzieć – odpowiedziała ostrożnie Hermiona. – Tylko jeszcze nie teraz, nie tak od razu.
Ginny potarła czoło.
- No to faktycznie namieszałam – powiedziała.
Hermiona potrząsnęła głową.
- I tak by się wściekł, bo nie dowiedział się pierwszy. Chyba byłam nie w porządku, cholera…
- Chyba? – Ginny uniosła brwi. – Gdybym to ja dostała ofertę pracy w innym kraju, Harry wiedziałby o tym jako pierwszy.
- Kopiesz leżącego – mruknęła Hermiona. Słowa przyjaciółki wcale nie pomagały.
Jak to się stało, że tak spokojny dzień zamienił się w jakiś koszmar?
- Co ja mam zrobić?
Ginny patrzyła na nią z powagą.
- Porozmawiaj z nim, na pewno zrozumie, jak już cię wysłucha.
- Jak? Poszedł sobie… - Wskazała zamknięte drzwi.
- Och, myślę, że wróci.
Hermiona nie była tego taka pewna. Obrażony Malfoy potrafił być bardzo zawzięty.
Resztę dnia spędziła, patrząc ponuro w wejście. Ale Draco nie wrócił. Ani tego dnia, ani następnego. Kiedy nadszedł piątek i została wypisana do domu, opuszczała szpital w podłym nastroju.
CZYTASZ
Zakręty losu
FanfictionMoje dziecko dramione, moje pierwsze, najpierwsze. Wreszcie dodałam je tutaj! Niestety będą pojawiały się kwiatki typu literówki czy przecineczki, bo nie mam dosłownie kiedy poprawić całości. Przepraszam i mam nadzieję, że mimo wszystko czytanie będ...