Część II

476 31 20
                                    

- Czy te wszystkie tasiemki i falbanki są potrzebne? - pytam rozdrażniona.

- Owszem, tak się ubierają w zamku – pada poważna i niepodważalna odpowiedź.

- Czy naprawdę jej chcesz powierzyć tą misje? - słyszę pytanie Ality do szefa.

- Tak, jako jedyna z nas jest w wieku księcia, więc to jej będzie najłatwiej się do niego zbliżyć, zdobyć zaufanie i zabić znienacka – odpowiada.

- Wierzysz, że to się jej uda? Ona ma niewiele doświadczania - słychać pretensje w jej głosie, nie ufa mi.

- A masz innego kandydata do tego zadania? Nie? Tak też myślałem, to najlepsza decyzja jaką mogliśmy podjąć, nie martw się, to tobie pozwolę zabić króla.

Widziałam uśmiech na ustach Ality, to musi być wielki zaszczyt zabici króla.
Nie czułam się komfortowo w takiej ilości tiulu i materiału, ale cóż, takie miałam zadanie, muszę się przyzwyczaić, choć nie było mit to w cale na rękę. Pocieszająca była myśl, że pod tym wszystkim mam ukryte gwiazdki śmierci i sztylet, co ta wielka suknia dobrze maskuje, nie wątpię, że taki był zamiar. Wprawdzie na rynek wchodzą pistolety, to ja za nimi nie przepadam, robią za dużo hałasu i zamieszania, nie są dyskretne, wolę tradycyjne metody. 

Podniosłam swoja wielka granatową suknie i ruszyłam w kierunku powozu. Całe szczęście, że nie kazali mi ubrać różowej, bo tego bym nie zniosła, porzygała bym się z nadmiaru słodyczy. Kiedy wszystko było już gotowe, powóz ruszył. Jechał tylko ze mną wujek rodziny, Richard, miał grać rolę lokaja. Teraz miałam misje do wykonania. Jak mi się nie uda, mogę nie wracać do domu. Mafia wyznaje zasadę: wykonać zadanie, albo zginąć próbując. Jeśli chciałam jeszcze postawić nogę w moim domu, lepiej by mi się udało, choć nie uśmiecha mi się opcja, że mogę przypłacić to życiem. Lecz wolę wykonać misji i zginąć z honorem, niż schować głowę w piach i zwiać. Jeśli tylko straż pałacowa odkryje kim jestem i jakie mam zamiary zabiją mnie bez zająknięcia. Lecz mafia zrobi wszystko by osiągnąć swój cel, wolą bym nie żyła i wypełniła misje niż wyszła z tego w całości, ale by książę nie był martwy. Niech Thor ma mnie w opiece i niech wszystko się uda. Choć z drugiej strony poradzę sobie i bez pomocy boga. Była to bardzo ryzykowna misja, ale to nie sprawiało, że nie chciałam jej wykonać. Sama w zamku pełnej straży która pilnuje księcia i ja próbująca go zabić tuż pod ich nosem i jeszcze wyjść z tego z życiem. Zawsze mnie kręciły ryzykowne i niebezpieczne misje. Najważniejsze jest by tuż po zabójstwie jak najszybciej opuścić zamek by nie doszli do tego kto jest sprawca, bo wtedy nie zaznam litości. 

Podróż ciągnęła się w nieskończoność, a moje podekscytowanie rosło. Dotychczas nie wiele misji miałam do zrobienia, woleli trzymać mnie w domu bym nie zawaliła ich zadań i naraziła na wyjawienie. Jak już dostałam jakieś zlecenie to zazwyczaj były to niewinne zadania, jak na przykład przemycenie broni czy wyeliminowanie natrętnych i podejrzewających coś osób. Sami zajmowali się istotniejszymi misjami. Tak więc to, że teraz powierzyli mi takie zadanie napawało mnie dumą i ekscytacją, nie chciałam ich zawieść, dlatego mam zamiar oddać się tej misji całkowicie, by raz na zawsze im udowodnić, że jestem jedna z nich i można na mnie polegać.
Powóz wjechał na zamkowy dziedziniec. Wzięłam głęboki wdech by się uspokoić, ale oczy mi świeciły z radości. Wypełnię misje, za wszelką cenę, od teraz będę mnie traktować jak równą sobie. Nasz pomów stanął z boku przy stajniach, na niewielkim placu. Mój współpracownik lokaj podał mi rękę by mogłam wysiąść. Stanęłam przed nim z wysoko uniesiona głową.

- Jakieś ostatnie wskazówki? - pytam, a on na to kiwa głową.

- Nie zabijaj księcia przy pierwszej lepszej okazji, uzbrój się  w cierpliwość, zbliż się do niego, zdobądź zaufanie, a dopiero potem na osobności się go pozbądź. Fajnie jak byś nie dała się od razu złapać i zabić, przydasz się nam jeszcze. 

Wtedy kontem oka zobaczyłam jakiś ruch. Był to stajenny który niósł siano dla koni, nie było wątpliwości, że nas słyszał, w czym utwierdzała mnie wyraz jego twarzy. Niewiele myśląc sięgnęłam pod spódnice po gwiazdkę śmierci i rzuciłam nią w stajennego. To był po prostu taki odruch. Gwiazdka trafiła centralnie w pierś, idealnie wycelowana. Po koszuli zaczęła się rozlewać plama krwi, a jego twarz wygięła się w niemym krzyku cierpienia. Potem padł na twarz i więcej się nie poruszył, a krew rozlała się po podłożu.

- Następnym razem musimy być bardziej dyskretni – mówię lokajowi, na co przytakuje.

- Idź. Zajmę się tym – mówi i wskazuje na ciało.

Przechodząc obok zwłok nie spoglądam na nie choćby przez sekundę. To nie była pierwszyzna.

Córka mafiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz