Część XV

167 11 0
                                    

Książę gwałtownie wciągnął powietrze i mocno pobladł. Nie dziwiłam się mu, przed chwile zabili mu ojca. Ja nie miałam rodziców, nie kochałam nikogo, nie widziałam jak to jest jak zabijają ci bliska osobę, byłam mafia, my nigdy nie kochamy. Ale on był zwykłym człowiekiem z marnymi uczuciami, był związany ze swoim ojcem i to zrobiło go słabym i podatnym na zarania. Dlatego nie pozwalałam sobie na przywiązanie, to był słaby punkt, który przeciwnik mógł wykorzystać.

Książę zaczął oddychać szybko i osunął się na ziemie na kolana. Zatem właśnie u mych stóp siedział obecny król tego państwa. Nie mogłam zmarnować tej szansy. Pozwoliłam mu na chwilę słabości, po czym złapałam go z kołnierz i gwałtownym ruchem postawiłam go na nogi.

- Dość tego mazania się, co się stało się nie odstanie, weź się w garść bo inaczej zaraz ty też będziesz trupem – powiedziałam bez współczucie, nie znałam tej emocji.

Spojrzał na mnie, a w jego oczach widziałam wielką złość i wściekłość na to wszystko co się wydarzyło w ciągu ostatnich kilku godzin. Ja też bym na jego miejscu była pełna gniewu. Odpowiedziałam równie hardym spojrzeniem, nic sobie nie robiąc z jego złości, nie miała szans mnie powalić jeśli doszło by między nami do starcia. I on o tym wiedział, bo odwrócił wzrok, choć jeszcze szczeka była wciąż zaciśnięta.

- Choć, idziemy dalej, nie możemy zostać tu na widoku – mówię do niego ruszam korytarzem i macha ręką by poszedł za mną.

- Dlaczego wszystko musi być tak jak ty chcesz? - zapytał buntowniczo nie ruszcząc się z miejsca.

Czyli jednak postawił się w końcu zbuntować. Dobra, skoro tak chce to rozegrać, nie ma problemu. Szybkim ruchem wyciągałam spod sukienki sztylet i podstawiłam mu go prosto przed oczy.

- Dlatego - powiedziałam obracając otrze tuż przy jego twarzy – Możemy działać po dobroci lub siłą. Nie zależy mi na tym był byś nietknięty masz być tylko żywy, więc nic mnie nie powstrzymuje, by cię uszkodzić czy zranić – powiedziałam głosem pełnym jadu. Miałam go już po dziurki w uszach, więc ten księciunio nie będzie mi tu pyskować.

Tylko okazało się, że on jest głupszy niż mi się wydawało. Ten naiwniak naprawę myślał, że mi zwieje. Mafii nikt nie ucieknie, on nie będzie wyjątkiem.

- Chyba sobie robisz jaja – powiedziałam do siebie pod nosem, kiedy książę rzucił się do ucieczki przed mną pałacowymi korytarzami.

Westchnęłam i ruszyłam za nim w pogoń. Normanie rzuciła bym w niego gwiazdką śmierci czy czymś takim, ale istniało spore ryzyko, że go przy tym zabije, a tego nie chciałam. Książę skręcił za grogiem korytarza, a ja zrobiłam to samo. I to był błąd. Zawsze sprawdzaj, co jest za rogiem, w pogoni za księciem zignorowałam tą zasadę i teraz za to zapałce.

Tuż za rogiem za którym skręcił książę, stał cały odział rebeliantów. Zatrzymałam się gwałtownie na ich widok, ale było już za późno. Zauważyli nas. Książę też się zatrzymał i stał teraz kilka metrów przed mną zamurowany. Rebelianci spojrzeli na nas z wrednymi uśmieszkami.

- No i widzisz co narobiłeś ty idioto - syknęłam do księcia, bo gdyby nie jego ucieczka nie wpadlibyśmy prosto w ręce rebeliantów.

Zatem czas na kolejną rundkę walki. Rebeliantów było z pół tuzina i byli uzbrojeni, więc nie będzie łatwo ich pokonać, ale nie mam innego wyboru, nie damy rady się wymknąć.

- Trzymaj się z tyłu – powiedziałam cicho do księcia wyciągając spod sukni nowe noże i gwizdki śmierci.

Rebelianci rzucili się na nas w tym samym momencie, w którym ja dobyłam broni. Nie wiele myśląc, zareagowałam odruchowo wbijając pierwszemu z nich jaki się napatoczył, nóż w brzuch i przy rozprysku krwi wyciągnęłam go z niego ciała. Nie wiem czy upadła czy jeszcze żył, bo musiałam się zająć innymi. Kolejnemu podcięłam nogi, przez co upadł na posadzę i o mały włos unikałam ciosu mieczem. Szybko wypuściłam dwie gwizdki, a dwie z nich trafiły do celu raniąc napastników. Potem robiąc użytek z podręcznego sztyletu, rozcięłam jednemu z mężczyzn skroń, tak że krew całkowicie zalał mu oczy. Jeden z rebeliantów puchnął mnie w bok i rozciął ramię, ale utrzymałam równowagę i wbiłam komuś, przy niemiłych odgłosach pękających kości, nóż w żebra. Facet upadł na podłogę, gdzie pobrudził ozdobne kafelki swoja szkarłatną krwią. O mało co się nie poślizgnęłam na brudnej posadzę, po czym zrobiłam kilka uników przed ciosami. Potem wykorzystując pieści, złamałam jednemu z rebeliantów szczękę i szybko się odwróciłam, kiedy kolejny z nich podszedł mnie od tyłu. Rozwaliłam mu nos tak, że aż pociekła z niego krew i kopnęłam go w brzuch. Zatoczył się i wpadł na ozdobną wazę, której ostre odłamki wbiły mu się w skórę. Kolejnymi ciosami noża unieszkodliwiłam kolejnych napastników, o mało sama nie obrywając ostrym mieczem.

Odparowałam cios i niczym ninja zakatowałam pozostałych. Cios w plecy znienacka, gwiazdka śmierci w głowę, sztylet wbity pod żebrami, kopniak w krocze. Krew lała się na wszystkie strony, brudząc mi czarną suknie, szkarłatnym kolorem, ale nie obchodziło mnie ile żyć odpiorę, byłam wyprana z emocji i uczuć, wychowywana na nieczułą i bezlitosną istotne. Niektórzy z rebelii byli bardziej wytrwali i zacięci od innych. Jednym wystarczył jeden porządny cios by się nie podniośli z ziemi, z innymi musiałam radzić sobie kilkakrotnie. Wszystko w około było brudne od karminowej krwi moich przeciwników. Rebelianci to tylko reorganizowana grupa poddanych, którzy nie zgadzają się z rządami która, nie maja żadnego porządnego wyszkolenia w walce, nie tak znów ciężko ich pokonać.

- Nie! - w pewnym momencie z wiru walki wyrwała mnie krzyk księcia.

Przywaliłam pięścią mężczyźnie który stał przede mną i ruszyłam księciu na pomoc. Otoczyło go dwóch rebeliantów, którzy mi umknęli.

- Padnij! - krzyknęłam do księcia i ten w ostatniej chwili uniknął ciosu napastnika.

Mężczyźnie z prawej rozcięłam nożem przedramię, a kiedy ta rana go rozproszyła, klingą sztyletu walnęłam go w potylice. Osunął się nieprzytomny na podłogę. Spojrzałam z nienawiścią na drugiego z nich i wprawnym ruchem rzuciłam w niego nożem. Trafiłam prosto w serce. Prawdziwy mafioza nigdy nie pudłuję. Kiedy rozległ się huk, pociągnęłam księcia na ziemie, bo kula z pistoletu śmignęła tuż nad nami. Któremu z nich jeszcze mało?! Płynnym ruchem doskoczyłam do faceta z pistoletem, unikając kolejnych psisków i wytraciłam z rąk broń i poderznęłam mu gardło.

Byłam w furii, cała naładowana negatywnymi emocjami, nie mam zamiaru się z nimi cackać. Ostatniemu jaki jeszcze stał na nogach rozcięłam łopatkę i wbijając nóż w brzuch, posłałam na ziemię. Na korytarzu zapanował spokój, wszyscy z rebelii zostali tymczasowo unieruchomieni.

- Jesteś w jednym kawałku? - pytam księcia, kiedy ten ciężko podnosi się z ziemi.

- Chyba tak – mówi roztrzęsiony. Ma kilak ran i stłuczeń, ale nic mu nie będzie.

Po dokonaniu analizy własnych uszkodzeń doszłam do wniosku, że nabawiałam się tylko trochę siniaków i mam na sobie kilka ran. Szybko opatruje rany, odrywając kawałki materiałów z swojej długiej sukni i tworze z nich prowizoryczne opatrunki. Nie mogę ryzykować wykrwawienia, od których giną nawet najlepsi wojownicy.

- To było... - zaczął książę, a jego głos drżał od emocji jakie przed chwilą przeżył.

- ... piekło jakie jestem w stanie zafundować każdemu – dokończyłam za niego, a mój głos był twardy i stanowczy. Ja się nigdy nie waham, byłam maszyną do zabijania.

Córka mafiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz