- Nieważne... Nic ci nie jest? - spytałam szkieleta.
- Nic... Jednak wszyscy są zagrożeni.
- Zadzwonię do Undyne, żeby postawiła wszystkich strażników na baczności.
Będę musiała powiedzieć jej o śmierci Al.... Obawiam się, że nie przyjmie tego za dobrze. Wyciągnęłam telefon z kieszeni kurtki i wybrałam numer Undyne.
Gdy odebrała, ciężko było mi cokolwiek powiedzieć. Po krótkiej chwili z mostu słowa wyleciały mi z ust.- Alphys nie żyje... - te słowa nie wyrażały zbytnich emocji.
Undyne była w szoku, zapytała mnie
- Ale jak to?!
- Ktoś wykorzystał Sansa i zabił ją. Wszyscy są w niebezpieczeństwie.
Rozłączyłam się.
- ehh... - wzdychnęłam.
- Chara. Ja przepraszam... Nie powinieniem był cię tak osądzać. Jesteś naprawdę wspaniałą osobą. - wypowiedział, widziałam ne jego twarzy rysujące się poczucie winy.
- Nic się nie stało.... Naprawdę komiku. Nikt nie jest idealny. Eh... - uśmiechnęłam się lekko.
Nagle usłyszałam szybkie biegnięcie na górę. Lekko się zdziwiłam. Gdy się obejrzałam zobaczyłam Undyne biegnącą w moją stronę ze łzami w oczach.
- Al!!!! - dziewczyna upadła na kolana praktycznie tak samo jak ja i wzięła do ręki pozostałości przyjaciółki.
- Kto?! Kto zabił moją małą Alphys?! - z krzykiem zadała nam to pytanie.
- Przykro mi ale nie wiemy. - powiedział Sans.
- Jak się dowiem kto to zrobił... Nie będzie litości!
- Undyne... Czy w Hotland nie jest dla ciebie za gorąco?.. - zapytałam, nie chciałam stracić kolejnej przyjaciółki.
- Było by... Ale Al zrobiła mi specjalną zbroję abym mogła do niej wpadać częściej...
- Uh... Przepraszam... Nie chciałam....
- Jest okej... - Wstała. - Idę powiedzieć o zajściu Asgorowi. Jako król powinien wiedzieć... Uważajcie na siebie.
- mhm...
Po tych słowach, Undyne wyszła z laboratorium i najprawdopodobniej udała się w stronę New Home gdzie przebywa mój ojciec oraz matka.
- Chara... Uważaj na siebie, dobra?
- Huh? Jasne ty też. Powinniśmy chyba wracać...
Udałam się schodami w dół i wyszłam z laboratorium zostawiając Sansa samego. Najprawdopodobniej użyje skrótu aby wrócić. Szybko przeszłam do Core i przedarłam się przez metalowe korytarze rdzenia. Aby w końcu znaleźć się przed moim domem. Poczułam dziwny zapach wchodząc do budynku, coś jagdbyby dym...
Otrząsnęłam się i zobaczyłam płomień w korytarzu. Dom zdawał się być pusty więc w panice wybiegłam na dziedziniec mieszkania i zatrzasnęłam drzwi. Pożar...
Jedyne o czym w tej chwili myślałam to o tym aby nikogo nie było w środku. Wyciągnęłam telefon i zaczęłam dzwonić po wszystkich domownikach. Zaczynając od mamy.- Mamo?! Jesteś w domu?!
- Nie, moje dziecię coś się stało?
- Gdy weszłam do domu, zauważyłam rozprzestrzeniający się ogień.
- Ale nic ci nie jest?!
- Nie mamo, wszystko jest okej.
Do następnej osoby do jakiej zadzwoniłam był Asriel, mam ogromną nadzieję, że nie było go w domu.
- Halo? Asriel?! Gdzie jesteś?
- Za tobą.
Odwróciłam głowę, podbiegłam do mojego brata i przytuliłam go.
- Asriel! Po Pożar w domu!..
- Co?!
Chłopak spojrzał na jedno z okien i omało co nie dostał zawału.
- Ktoś był w środku?!
- Nie... Tata był cały dzień u Mettatona a Mama gdzieś poszła...
Nagle ujrzałam na przez szybę wylatuje Undyne. Zapomniałam.. przecież powiedziała, że pójdzie do mojego ocja powiedzieć mu o Alphys.
- Prawie go miałam! Ugh!! - wykrzyczała.
- Undyne, co się stało?!
- Prawie miałam tego kogoś kto podpalił dom. Oraz najprawdopodobniej zabił Al! Dorwę tą osobę nic mi nie umknie!!!
- Huh...
Cały dom powoli spalał się.
- Powinniśmy stąd uciec zanim ogień dosięgnie nas. - Oznajmił Asriel, i tu się z nim zgodzę.
Odeszlismy dość daleko chociaż dlaej czułam zapach dymu i spalonych rzeczy, ubrań oraz wspomienień jakie wiązały się z tym miejscem.
- Dowiem się kto to zrobił... Muszę.
CZYTASZ
"Jesteś Wszystkim Czego Tak Bardzo Nienawidzę" ||| Chara x Sans ||| ZAKOŃCZONE
Romance- Jestem Sans. Szkielet Sans. - Jestem Chara. - powiedziałam z bardzo lekkim uśmiechem na twarzy. I złapałam go za rękę, po mojej dłoni przeszedł dziwny dreszcz a po sali rozbiegł się znajomy dźwięk. Spojrzałam na jego dłoń i lekko się Zaśmiałam...