Węch cz. 2

510 19 9
                                    

- Nieważne... Nic ci nie jest? - spytałam szkieleta.

- Nic... Jednak wszyscy są zagrożeni.

- Zadzwonię do Undyne, żeby postawiła wszystkich strażników na baczności.

Będę musiała powiedzieć jej o śmierci Al.... Obawiam się, że nie przyjmie tego za dobrze. Wyciągnęłam telefon z kieszeni kurtki i wybrałam numer Undyne.
Gdy odebrała, ciężko było mi cokolwiek powiedzieć. Po krótkiej chwili z mostu słowa wyleciały mi z ust.

- Alphys nie żyje... - te słowa nie wyrażały zbytnich emocji.

Undyne była w szoku, zapytała mnie

- Ale jak to?!

- Ktoś wykorzystał Sansa i zabił ją. Wszyscy są w niebezpieczeństwie.

Rozłączyłam się.

- ehh... - wzdychnęłam.

- Chara. Ja przepraszam... Nie powinieniem był cię tak osądzać. Jesteś naprawdę wspaniałą osobą. - wypowiedział, widziałam ne jego twarzy rysujące się poczucie winy.

- Nic się nie stało.... Naprawdę komiku. Nikt nie jest idealny. Eh... - uśmiechnęłam się lekko. 

Nagle usłyszałam szybkie biegnięcie na górę. Lekko się zdziwiłam. Gdy się obejrzałam zobaczyłam Undyne biegnącą w moją stronę ze łzami w oczach.

- Al!!!! - dziewczyna upadła na kolana praktycznie tak samo jak ja i wzięła do ręki pozostałości przyjaciółki.

- Kto?! Kto zabił moją małą Alphys?! - z krzykiem zadała nam to pytanie.

- Przykro mi ale nie wiemy. - powiedział Sans.

- Jak się dowiem kto to zrobił... Nie będzie litości!

- Undyne... Czy w Hotland nie jest dla ciebie za gorąco?.. - zapytałam, nie chciałam stracić kolejnej przyjaciółki.

- Było by... Ale Al zrobiła mi specjalną zbroję abym mogła do niej wpadać częściej...

- Uh... Przepraszam... Nie chciałam....

- Jest okej... - Wstała. - Idę powiedzieć o zajściu Asgorowi. Jako król powinien wiedzieć... Uważajcie na siebie.

- mhm...

Po tych słowach, Undyne wyszła z laboratorium i najprawdopodobniej udała się w stronę New Home gdzie przebywa mój ojciec oraz matka.

- Chara... Uważaj na siebie, dobra?

- Huh? Jasne ty też. Powinniśmy chyba wracać...

Udałam się schodami w dół i wyszłam z laboratorium zostawiając Sansa samego. Najprawdopodobniej użyje skrótu aby wrócić. Szybko przeszłam do Core i przedarłam się przez metalowe korytarze rdzenia. Aby w końcu znaleźć się przed moim domem. Poczułam dziwny zapach wchodząc do budynku, coś jagdbyby dym...
Otrząsnęłam się i zobaczyłam płomień w korytarzu. Dom zdawał się być pusty więc w panice wybiegłam na dziedziniec mieszkania i zatrzasnęłam drzwi. Pożar...
Jedyne o czym w tej chwili myślałam to o tym aby nikogo nie było w środku. Wyciągnęłam telefon i zaczęłam dzwonić po wszystkich domownikach. Zaczynając od mamy.

- Mamo?! Jesteś w domu?!

- Nie, moje dziecię coś się stało?

- Gdy weszłam do domu, zauważyłam rozprzestrzeniający się ogień.

- Ale nic ci nie jest?!

- Nie mamo, wszystko jest okej.

Do następnej osoby do jakiej zadzwoniłam był Asriel, mam ogromną nadzieję, że nie było go w domu.

- Halo? Asriel?! Gdzie jesteś?

- Za tobą.

Odwróciłam głowę, podbiegłam do mojego brata i przytuliłam go.

- Asriel! Po Pożar  w domu!..

- Co?!

Chłopak spojrzał na jedno z okien i omało co nie dostał zawału.

- Ktoś był w środku?!

- Nie... Tata był cały dzień u Mettatona a Mama gdzieś poszła...

Nagle ujrzałam na przez szybę wylatuje Undyne. Zapomniałam..  przecież powiedziała, że pójdzie do mojego ocja powiedzieć mu o Alphys.

- Prawie go miałam! Ugh!! - wykrzyczała.

- Undyne, co się stało?!

- Prawie miałam tego kogoś kto podpalił dom. Oraz najprawdopodobniej zabił Al! Dorwę tą osobę nic mi nie umknie!!!

- Huh...

Cały dom powoli spalał się.

- Powinniśmy stąd uciec zanim ogień dosięgnie nas. - Oznajmił Asriel, i tu się z nim zgodzę.

Odeszlismy dość daleko chociaż dlaej czułam zapach dymu i spalonych rzeczy, ubrań oraz wspomienień jakie wiązały się z tym miejscem.

- Dowiem się kto to zrobił... Muszę.

"Jesteś Wszystkim Czego Tak Bardzo Nienawidzę" ||| Chara x Sans ||| ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz