··················································································································
***
Wspólnie obserwowali jak malutka Rose rośnie na ich oczach. Wspólnie planowali następne miesiące, w których to Potter odbył przeprowadzkę do mieszkania jasnowłosego i wspólnie spędzali tam chłodne poranki, albo odbywali spontaniczne wycieczki poza miasto. I tylko czasami smutny uśmiech przewijał się w snach bruneta, a cichy głos prosił o wybaczenie. Zaraz po tym wstawał dzień i wspomnienie blondyna znikało.
Chłodna czerń kawy okazała się ratunkiem od bólu głowy. Okularnik upił łyk życiodajnego napoju i przymknął oczy, ponieważ popołudniowa migrena stała się katorgą Wybrańca. Niewielki dzwoneczek zaalarmował obsługę lokalu o przybyciu kolejnego klienta, który po zamówieniu ciepłej herbaty zajął miejsce przy boku bruneta. Przez długą chwilę przyglądał się zmęczonemu chłopakowi, który nie zauważał jego obecności. Dopiero gdy zamówienie zostało zrealizowane brunet otworzył oczy. Uśmiechnął się na widok partnera i ujął jego zmarznięte palce, które złączył ze swoją ciepłą dłonią.
— Jak Ci minął dzień? — pytanie blondyna szybko zostało zbyte przez przeczące kręcenie głową. Zbawca świata nie miał jakiejkolwiek ochoty na rozmowę. Chciał jedynie trzymać jego rękę i wsłuchiwać się w ciszę, której tak cholernie potrzebował. Młodszy mężczyzna uśmiechnął się lekko i wyciągnął z kieszeni płaszcza niewielkie pudełeczko.
— Miałem poczekać z tym do twoich urodzin... Jednak myślę, że dzisiejszy dzień jest bardziej odpowiedni.
Pierścionek ukryty we wnętrzu pudełka uszczęśliwił Potter'a jeszcze jak nigdy.
***
Nie chciał umierać, ale również nie chciał żyć dalej. Po wielu dniach poczuł na swej twarzy porywisty wiatr, a chłód deszczu spoczął na przefarbowanych, czarnych włosach. Wrócił do "domu", o ile kiedykolwiek mógł tak powiedzieć o którymś miejscu. Był wolny, a zarazem zniewolony. Ukrył blizny pod długimi rękawami, podobnie jak kryształowe oczy pod ciemną tonią grzywki. I żył.
Pokój na poddaszu stał się zbiorowiskiem roślin, starych winylowych płyt, wypełnił się również różnorakimi rysunkami dawnego blondyna. Mężczyzna zmienił nawyki żywieniowe i wrócił do terapii. Nawet jeżeli nie było to dla niego łatwe, bo koszmary męczyły go co noc, dlatego ograniczał tę czynność do minimum. Po trzech miesiącach znalazł pracę dorywczą w pobliskiej restauracji. Dawał sobie radę, nawet jeśli jego życie pozbawione było ciepłych rąk i zielonych oczu bruneta.
Krystaliczna skóra wzorowo komponowała się z głęboką czernią pracowniczej koszuli. Spokój ale i wieczna powaga widniały na wymęczonej twarzy mężczyzny niemalże zawsze. I to właśnie dlatego wzrok wszystkich tak często podążał za Malfoy'em, ponieważ perfekcja stała się jego drugim imieniem. Każdy jego gest był nieskazitelny, a chłodny ton wydawał się być najprzyjemniejszym dźwiękiem świata.
Żwawym krokiem zbliżył się do czwartego stolika, gdzie odebrał zamówienie i kulturalnie zaproponował białe wino, jako dopełnienie posiłku. Kilka minut później powrócił na swoje miejsce, uprzednio oddając zamówienie kuchni. Nagły ból głowy sprawił, że na moment zamknął oczy. Szybko poczuł obecność drugiego kelnera, jednakże nie ruszył się z miejsca, a tym bardziej nie uniósł powiek. Za to właściciel różowo, pastelowych włosów uśmiechnął się do siebie, mógł spędzić z dwudziestodwulatkiem choć krótką chwilę.
***
··················································································································
czarna poetka.
CZYTASZ
I. Chłopiec na pocieszenie | Draco Malfoy/Harry Potter
FanfictionNiegdyś znany światu jako książę Slytherin'u. Tyle że świat okazał się dla niego zbyt okrutny. Chłopiec na pocieszenie wydawał się lepszym przydomkiem dla dawnego księcia Slytherin'u. I tak oto skrzywdzony, pozostał chłopcem. W końcu.. zasługiwał...