"Zielone tęczówki"

2.1K 53 8
                                    


- Moly - Powiedziała moja mama kiedy grzebałam widelcem w sałatce

Domyślałam się o co jej może chodzić, ale miałam skrytą nadzieje, że nie.

- Tak mamo?- Odwróciłam wzrok od sałatki

- My z tatą... - Zaczęła, a ja już wiedziałam o co chodzi

W tym momencie najchętniej wrzasnęłabym rodzicielce w twarz i powiedziała jakimi okropnymi są rodzicami.

- Jasne delegacja - Pokręciłam smutno głową i wstałam od stołu - Idę do szkoły - Fuknęłam

Popatrzałam na nią jeszcze raz i złapałam za plecak zawieszając go na ramie i opuściłam jadalnie, a potem dom i zaczęłam kierować się do szkoły.

Może i mamy pieniądze dzięki tej całej ich pracy, ale pieniądze nie zawsze dają szczęście. Napewno go nie odczuwam, a myślałam, że rodzice powinni zapewnić dziecku szczęśliwy dom czy cokolwiek. Wewnętrznie krzyczę na nich, ale nie chcę rozpętać z nimi kłótni zwłaszcza, że przelotnie ich widuje. W końcu dla nich kasa musi się zgadzać, a ja schodzę na któryś tam plan nawet nie wiem jaki.

Z tymi myślami doszłam pod szkolny teren. Odrazu zaczęłam rozglądać się za moją przyjaciółką, którą dostrzegłam pod drzewem. Szybko do niej popędziłam.

- Hej Mony - Powiedziałam z uśmiechem i przytulając dziewczyną

Mony była dla mnie najlepszą przyjaciółką. Ona zawsze wiedziała jak mnie wspierać, choć nie zawsze chciałam pomocy.

- Daj spokój z tym fałszywym uśmiechem - Burknęła - Hej Moly

Tak ona wie o tym jakie mam problemy. Ona polecała mi psychologa, ale psycholog gówno daje. Złudna nadzieja po co to komu? Żyjmy świadomie, a nie z ludźmi mydlącym na oczy.

- Chodźmy na lekcje - Zaproponowałam

Dziewczyna skinęła głową i ruszyłyśmy pod sale 432.

Po 5 minutach znalazłyśmy się pod naszą salą. Weszłyśmy bez pukania, a przed nami stanęła zbulwersowana Pani Lucy. Nauczycielka matematyki. Ominęłam ją kompletnie, a Mony przeprosiła na spóźnienie, ale czepialska Lucy podeszła pod moją ławkę i trzasnęła rękoma patrząc na mnie surowo.

- Co jest? - Burknęłam

Nauczycielka stała i lustrowała mnie swoim wzrokiem, a ja najchętniej naplułabym jej w twarz.

- Trochę grzeczniej - Pogroziła

Popatrzałam na nią marszcząc brwi. Czy ona jest jakaś nienormalna? Zawsze ma coś do mnie nieważne co zrobię.

- Bo co? - Prychnęłam - Odwiedzę dyrektora bo Pani znowu się mnie czepia tak?

W tym momencie Mony przysiadła się do mnie i zaczęła się spokojnie rozpakowywać.

- No pytam - Warknęłam

- A chcesz? - Odpowiedziała przemądrzale szkolna ździra

Spojrzałam na nią wrogo. Nie lubimy się. Ona się wywyższa, a ja zawsze patrzę na nią i jej współczuje. Współczuje, że próbuje sobie podwyższyć samoocenę wyżywaniem się na innych osobach i uważania się za królową.

- Czy ta Twoja tapeta na buzi chciałaby poznać grawitacje? - Powiedziałam wstając z miejsca

Ona spojrzała na mnie podejrzliwie. Nie zrozumiała o co chodzi i wcale jej się nie dziwie, ale zaraz się przekona.

***

- Przepraszam za córkę - Powiedziała moja mama do dyrektora poważnym i bezuczuciowym tonem

Ona nie interesuje się za bardzo tym co na robię. Zawsze uważała, że sprawiam problemy i jest uodporniona.

- Nie szkodzi - Machnął ręką

- No jasne, że nie szkodzi - Wtrąciłam - W końcu moi rodzice zainwestowali w te szkołę, a co do tego, że Amber dostała krzesłem to po prostu grawitacja

- Moly! - Krzyknęła moja mama

- Niech Pani się nie denerwuje - Uspokoił ją dyrektor - Niech Pani weźmie Moly do domu i z nią porozmawia

- Oczywiście - Powiedziała. Kłamała

Opuściłyśmy gabinet, a potem szkołę. Stanęłyśmy na chodniku, a rodzicielka już spojrzała na mnie srogo.

- Zawsze coś narobisz! - Krzyknęła - Zejdź mi z oczów niedługo jedziemy z tatą

Po tych słowach wyminęła mnie zostawiając samą na środku drogi. Byłam kompletnie zagubiona.

Ruszyłam w stronę mojego ulubionego baru z alkoholem. Przepije smutki i słowa mojej rodzicielki.

***

Była już 20, a ja wracałam chwiejnym krokiem do domu. Szłam ciemną i pustą uliczką. Nie bałam się jak coś się stanie to stanie taki jest przebieg czasu.

Nagle usłyszałam strzał na co gwałtownie się zatrzymałam. Strzał wydawał mi się bardzo blisko.

- Tutaj dziewczynko - Powiedział jakiś męski zachrypnięty głos

Odwróciłam się do chłopaka. Stał mierzył we mnie bronią. Miał na sobie kaptur, ale cholernie rzucały się w oczy jego zielone oczy. Były piękne takie wyjątkowe. Moje czekoladowe tęczówki tym zielonym nie dorównywały pod żadnym względem.

Mimo wszystko | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz