Epilog

563 5 1
                                    

Spojrzałam w bok gdzie ujrzałam go, zielonookiego szatyna idącego w moją stronę...Nagle przyłożył mikrofon do ust i zaczął śpiewać dobrze mi znaną piosenkę...

-No soy ave para volar...Y en un cuadro no sé pintar. No soy poeta, escultor...Tan sólo soy lo que soy- długo nie myśląc zaczęłam razem z nim śpiewać. Była to nasza piosenka. Nie mogę uwierzyć, że on ją pamięta. Podczas śpiewania Leon umilkł i uklęknął przede mną.-Nie pozwolę ci już uciec  ode mnie Violetto...Czy uszczęśliwisz tego głupca i odpowiesz mu twierdząco na jedno pytanie..? Wyjdziesz za mnie..?- Otworzył małe pudełeczko w którym był pierścionek.W okół było cicho..nie wiedziałam co powiedzieć, stałam w osłupieniu.

-NO ZGÓDŹ SIĘ WYJŚĆ ZA TEGO PACANA!!-słyszymy za kulis głos Ludmily

-Leon...-po moich policzkach poleciały łzy szczęścia, klękam obok szatyna i mocno przytulam...-Kocham Cię...-wyszeptuje mu na ucho...-całuje czubek mojej głowy.

-Ja ciebie też....-Po paru minutach schodzimy ze sceny... Od razu zostaje obdarowana objęciami reszty.

-Ja wiedziałam, że to ty...od samego początku...-mówi dumna blondynka

-Ekhmm...kto tu pierwszy to zauważył...?-wtrąca się Federico, ale ta mu posyła spojrzenie pełne mordu. Kiedy tak się śmieliśmy zobaczyłam mojego tatę. Stał z boku i przyglądał się całej sytuacji. Podchodzę powoli do niego, myśląc, że coś mi się przywidziało.

-Tata..?-pytam
-Przepraszam Cię córeczko...- po jego policzkach spłynęły łzy. Nie wiem dlaczego, ale zrobiło mi się go żal. -Ja po prostu nie chciałem by coś mi ciebie odebrało tak jak twoją matkę...
-przytuliłam go, już w tamtym momencie nie liczyło się nic, nawę to jak zamknął mnie przed całym światem. Wtedy poczułam, że mój tata wreszcie zrozumiał jaką krzywdę mi wyrządził. Za nami stała Angie, która puściła mi oczko. Nawet w tym momencie pomogła mi i ojcu dotrzeć do siebie. Do końca dnia, wszyscy rozmawialiśmy...musieliśmy nadrobić te wszystkie lata. Temat czerwonej peruki i Roxy został zakończony...od dziś jestem Violettą.
*****Epilog *****
5 lat później
Dziś dokładnie tego samego dnia, w którym przyznałam się minęło 5 lat. Jestem szczęśliwą żoną i matką prawie 5 letniej Alice...to nasze małe oczko w głowie. Jest totalną naszą mieszanką, nikt nie potrafi powiedzieć do kogo jest podobna. Alice jest pogodną dziewczynką, która  cieszy się z najdrobniejszych rzeczy.Choć muszę przyznać, że jeszcze nigdy jej nie widziałam takiej szczęśliwej, kiedy dowiedziała się że zostanie starszą siostrą. Już za 4 miesiące na świat przyjdzie nasza następna pociecha. Leon założył się z naszą córeczką kto to będzie. Jest przekonany, że będzie to chłopak... Niestety przegrał. Tylko ja wiem, że będzie to dziewczynka. Mój mąż stwierdził, że on chce niespodziankę...ale ja nie mogłam się powstrzymać. Jednym słowem może już jechać po wielkiego misia dla Alice.
-Kochanie..! Mogła byś przytrzymać mi drzwi..? -słyszę głos Leona. Właśnie wnosił pudła do naszego nowego domu. Z powrotem przenieśliśmy się do Buenos Aires. Mieliśmy tam najwięcej wspomnień i byli tu nasi przyjaciele. Mój ojciec przestał się bać o mnie, bo wie że przy zielonookim nic mi nie grozi. Zajął się pracą i budowaniem związku z Angie. Jestem szczęśliwa, że tak to się potoczyło. Z Eloisą, Emmą , bliźniakami i Roko nadal mam kontakt...w końcu to moi przyjaciele, którzy pomagali mi na początku. Ich życie w sumie tez potoczyło się inaczej niż by myśleli. Roko wraz z Emmą zostali rodzicami małego Joe, Eloisa wyszła za mąż za Saula i są szczęśliwi to samo jest z Raulem...właśnie dostaliśmy zaproszenie na jego ślub. Jestem im za to wszystko wdzięczna, byli ze mną w najgorszych momentach.  Kiedy Leon położył pudło wyjęłam nasze rodzinne zdjęcie zrobione nie dawno. Przyglądałam się z uśmiechem na naszą córkę wtuloną w tors Leona.
-Myszko...bez przesady ja wiem, że jestem przystojny...ale nie musisz się cały czas wpatrywać  się w zdjęcie skoro stoję obok -uśmiechnął się, po czym wziął ode mnie ramkę i zawiesił nad kanapą.
-Poradziła bym sobie...-mówię wyciągając resztę rzeczy, które zaraz znikają mi z rąk.
-Ja się tym zajmę...a ty odpocznij...-podnosi mnie w stylu panny młodej i kładzie na kanapie, całując mnie.
-Jak ja bym miała dać ci układać to w tym domu nie wiedziałabym co gdzie jest...-zaśmiałam się i poszłam do regału, by ułożyć książki.
-Mamusiu..! Patrz co znalazłam !-krzyczy Alice z czerwoną peruką na głowie...Co było dla mnie dziwne, przecież wywalałam je. Patrzę na Leona, który uśmiechnął się głupio. Nagle przypominało mi się...przecież swoją pierwszą perukę zgubiłam w jego pokoju.
-Nie mogłem jej od tak wywalić...w końcu ona oddała mi ciebie. -uśmiechnęłam się. Szczerze to myślałam, że się wścieknie kiedy dowie się prawdy...a ten dureń wiedział i ukrywał to. Kocham go...Teraz nie wyobrażam sobie mojego dalszego życia bez niego i naszej córeczki.

Tu właśnie kończy się historia tych dwojga. Połączyło ich przeznaczenie. Kto by mógł się domyślić, że jeszcze kiedykolwiek mogli się spotkać. Stało się to za sprawą czerwonej peruki i jednej piosenki, która odzwierciedlała wszystko. Była o zagubionej dziewczynie, kryła się za maską i chciała spełniać marzenia...a udało się jej więcej osiągnąć, więcej niż myślała.
------------------------
Hello tu już ostatni raz znów ja w tej historii <3 Nareszcie dobrnęliśmy do końca jej. Wiem trochę to trwało, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie. Może nie jest to taki świetny koniec...ale robiłam wszystko, żeby chociaż w 1/4 oddawał to co chciałam zrobić w tej książce co mi w sumie nie za bardzo wyszło. Dziękuje tym wszystkim, którzy dotrwali i tym, którzy się po drodze zgubili <33Komentujcie, głosujcie 
<3 Bajo <33

Leonetta ,,Odnaleźć ją...''Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz