*5*

148 8 7
                                    

- Aria, spójrz kto przyszedł - pani Svendsen zaprowadziła nas do salonu, gdzie bawiła się dobrze nam znana blondynka. Gdy dziewczynka nas zobaczyła, na jej twarzy od razu pojawił się uśmiech. Powoli wstała i małymi kroczkami podreptała do nas. Andreas wziął ją na ręce i mocno przytulił. Ja złożyłam jej buziaka na policzku.

- Wiesz, że tęskniłam? - spytałam po norwesku. Dla Wellingera było to trudne. Uwielbiał Arie, ale trudno było mu się z nią komunikować, nie znając jej ojczystego języka.

- Możecie mówić do niej po niemiecku, uczę ją tego języka - w oczach Andreasa po tych słowach pojawiły się iskierki.

***

Siedzieliśmy w ogrodzie. Andreas bawił się w coś z Arią, a ja i pani Inga siedziałyśmy przy stoliku, pijąc domowej roboty lemoniadę. Co chwile mała Aria przybiegała do nas, aby się napić. To naprawdę słodko wygląda, gdy dziecko mające rok i siedem miesięcy próbuje napić się napoju ze szklanki.

- Będę tęskniła za tym widokiem - zagaiła staruszka. Odprowadziłam dziewczynkę wzrokiem i uśmiechnęłam do Wellingera, po czym zdziwiona przeniosłam wzrok na staruszkę. Kobieta nawet nie zwróciła na mnie uwagi. Była bardziej skupiona na obserwowaniu swojej wnuczki, która kopała piłkę w stronę mojego chłopaka.

- Przecież ja i Andreas za niedługo znów będziemy w Norwegii, spokojnie - chwyciłam ją za rękę, lecz ona szybko ją zabrała. Podniosła się i rzekła.

- Porozmawiajmy w środku, dobrze?

***

Usiadłam na wygodnej, białej sofie i skierowałam swój wzrok na panią Svendsen. Kobieta również zajęła swoje miejsce, zaciskając w rękach białą teczkę.

- Mam do ciebie wielką prośbę. Jesteś teraz jedyną osobą, której mogę zaufać. Zastępujesz mi córkę, która... - na chwile się zatrzymała i wzięła głęboki oddech. - Która obrała zły tor w życiu. Sama z resztą wiesz - kiwnęłam głową. Matka Ari siedziała w więzieniu za handel narkotykami i za współudział w morderstwie. Współczułam starszej kobiecie, że jej córka dokonała takich złych czynów.

Chwyciłam jej dłoń w swoje ręce i mocno ją ścisnęłam, dając jej znak, że może na mnie liczyć. Bo tak było. Zależało mi na tej kobiecie. Tak jak Elvira, pani Svendsen była dla mnie jak babcia, chociaż zwracałam się do niej na per pani. Dbała o mnie, gdy byłam w Norwegii gotowała dla mnie obiadki, szyła i od czasu do czasu wpadała do mojego mieszkania podlać kwiatki, gdy ja byłam z kadrą na wyjeździe. Ja natomiast, tak często jak tylko mogłam, pomagałam jej w domu lub po prostu zabierałam na noc Arię.

- Dlatego - przetarła wolną ręka mokry policzek i westchnęła. - Chciałabym prosić cie, abyś zaadoptowała Arię.

Uniosłam brwi i wypuściłam głośno powietrze. Musiałam aż wstać, aby przetrawić tą informacje. Zaadoptować dziewczynkę? Jeszcze raz spojrzałam na staruszkę i zagryzłam wargę.

- Ale... dlaczego? Ja... - nie umiałam dobrać odpowiednich słów. Patrzyłam na nią tępo i czekałam na jakiekolwiek wyjaśnienie, które popłynie z jej ust.

- Jestem ciężko chora, Lotta. Nie dam rady już się nią opiekować. Muszę iść do szpitala, a ty jesteś jedyną osobą w Norwegii, do której mam zaufanie i wiem, że przy tobie Aria będzie miała wspaniały dom. Zadbasz o nią. Dlatego razem z Maxem, tym waszym policjantem, wpadłam na pomysł adopcji ze wskazaniem. Potrzebuje tylko twojej zgody - pogładziła mnie po włosach, po czym wstała i skierowała się w stronę komody. Był to bardzo stary mebel o kolorze hebanu. Jego szuflady wysuwały się już bardzo ciężko, dlatego gdy zobaczyłam, że kobieta nie ma siły jej otworzyć, podeszłam i z całej siły ją podciągnęłam. Norweżka wyciągnęła z niej powoli białą teczkę, a z niej dokumenty, które wręczyła mojej osobie. Szybko przejrzałam plik i uśmiechnęłam się blado.

- A co jeśli... jeśli się nie zgodzę - szybko pomachałam rękoma, gdy kobieta otworzyła szeroko oczy. - Nie o to chodzi. Ja bardzo kocham Arie, dobrze pani o tym wie... tylko... chodzi o moje życie. Mnie praktycznie przez cały rok nie ma w domu. Nie chce, aby ona była wychowywana tak jak ja przez nianie bądź co gorsza na ciągłych podróżach między Norwegią a Niemcami.

- Ja naprawdę cie rozumiem. I to będzie w pełni twoja decyzja, a ja ją w pełni zaakceptuje. Bez nacisku - kobieta uśmiechnęła się i wróciła powoli na sofę, na której usiadła, tak naprawdę ledwo dysząc.

Jeśli mam być szczera - kobieta wyglądała dużo gorzej niż ostatnim razem. Była bardzo chuda, jej policzki powoli się zapadały. Cienie pod oczami były uwydatnione i byłam przekonana, że to nie z winy nieprzespanych nocy, które zafundowała jej Aria. Ledwo chodziła i nie miała siły nawet podnieść ręki. Widać było, że każdy ruch kosztował ją wiele sił.

- No dobrze, ale co jeśli nie będę w stanie jej zaadoptować przez mój tryb życia? - wróciłam na swoje miejsce, zakładając nogę na nogę.

- To Aria trafi do domu dziecka. Najprawdopodobniej - jej oczy się zaszkliły, a mi zrobiło się głupio, że w ogóle zadałam to pytanie. Oczywiście, że zaadoptowałabym dziewczynkę. Jednak nie chciałam dla niej takiego życia, jakie ja sama miałam. Chciałam, żeby miała rodziców przy sobie, albo chociaż osoby, które jej ich zastąpią.

W tym momencie do pokoju wbiegła mała blondyneczka, a za nią Andreas, który udawał, że ją goni. Widząc mnie i panią Svendsen zatrzymał się i posłał nam zdziwione spojrzenie. Tymczasem Aria wystawiła w moją stronę rękę, odwracając tym samym moją uwagę od młodszego ode mnie Niemca. Wzięłam od niej białego kwiatka i schyliłam się, aby dać jej całusa w policzek.

- Dziękuje skarbie - uśmiechnęłam się, gdy mała mnie przytuliła. Oplotła ręce wokół mojej szyi i trzymała mnie tak długo, aż w końcu nie wstałam i jej nie podniosłam. Wtedy dziewczynka wtuliła się we mnie, a ja po prostu się uśmiechnęłam. - Pozwoli pani, że przeczytam to w domu. A tymczasem my już pójdziemy - chciałam odstawić małą na ziemie, jednak wpadłam na lepszy pomysł. - Może zabierzemy Arie na noc?

- Jeżeli to nie problem, to w tej sytuacji byłabym bardzo wdzięczna. Gdyż przychodzi moja pielęgniarka, ona ciągle lata wokół niej, przez co Cecil nie może nic zrobić - kobieta zakasłała, a ja posłałam spojrzenie w stronę Wellingera. Ten szybko zabrał ode mnie dziewczynkę, pozwalając pójść mi ją spakować. Gdy tylko to zrobiłam, znaleźliśmy się wszyscy obok naszego auta, a Andreas zapinał blondyneczkę w foteliku. Po skończonej czynności zamknął drzwi i podszedł do mnie i staruszki. Objął mnie w pasie i dał soczystego buziaka w policzek. - Dbaj o nie Andreas. Niech będą teraz dla ciebie najważniejsze.

Andi zmarszczył brwi, ale pokiwał głową i rzucił ciche „dobrze". Po chwili jednak tonął w mocnym uścisku kobiety, a po nim ja. Kiedy skończyliśmy się żegnać, wsiedliśmy do auta i odjechaliśmy.

- Musisz mi to wszystko wytłumaczyć w domu - powiedział poważnie skoczek i zacisnął wargi. - No i mam ochotę na coś dobrego, więc liczę, że mi coś ugotujesz w domu - utworzył dziubek z ust i dosłownie na ułamek sekundy przeniósł swój wzrok na mnie, po czym znowu w skupieniu obserwował drogę.

- Chciałbyś - prychnęłam i odwróciłam głowę w stronę Arii, która bawiła się swoim misiem-króliczkiem, którego kiedyś od nas dostała. - Aria, zrobimy w domu jakieś pyszne kanapeczki dla naszej dwójki?

- Taaak! - zaśmiałam się, słysząc radość dziewczynki i widząc naburmuszoną minę Andreasa.

No po prostu dwójka dzieci w domu.

Jak myślicie? Lotta zaadoptuje Arię? I co na to Andreas?

Postanowiłam wrócić na Wattpada, bo nie chcę zostawiać tych opowiadań niedokończonych.

No i może w końcu zrobię ten maraton? 😂

Całuski ❤️

Let's meet at the bush of roses// A.WellingerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz