V

514 30 0
                                    

Luna wchodzi pośpiesznie po klatce schodowej. Chcę dostać się do mieszkania niezauważona. Kiedy jest już przy drzwiach, zaczepia ją mężczyzna.

- Czynsz! - rzucił niezadowolony. Luna jak zawsze zalegała z opłatami co w ogóle mu się nie podobało.

- Kiedyś zapłacę.

Nie odwróciła się, nie chciała spotkać się ze wzrokiem mężczyzny. Poza tym i tak doskonale wie, jak wygląda. To w końcu nigdy się nie zmieniało.

- Kiedyś to zdecydowanie za późno - warknął podchodząc do dziewczyny. Złapał ją za nadgarstek i odwrócił, tak by ta musiała na niego spojrzeć.

- Nie przesadzaj. Tutaj nikt nie płaci czynszu na czas - spojrzała na niego błagalnie. Jak zawsze, kiedy go widywała, spotkała się z wściekły spojrzeniem.

- A ty nie zapłaciłaś go od dawna.

Sawa - właściciel - najchętniej by ją udusił. Problem jednak w tym, że nie może tego zrobić. Gdyby coś jej się stało z jego winy, długo by już nie pożył.

- Zapłacę jak będę miała ochotę, to zrobić.

Odepchnęła od siebie kosmitę. Teraz mogła dobrze mu się przyjrzeć. Błękitna skóra pokryta w niektórych miejscach łuskami sprawiała wrażenie nieustannie mokrej. Czarne niewielkie oczy pozbawione powiek niejednego przyprawiały o zawał serca. Na rękach nogach, głowie i grzbiecie umieszczone są płetwy. Kosmita ma na ciele sporo ran. Nie jeden wolał bowiem mu przyłożyć jak zapłacić.

Lunie z początku zrobiło się go trochę szkoda. Przez myśl przeszło jej, by mu pomóc. Jednak szybko odepchnęła te myśli. Dobroć nigdy nie jest rozwiązaniem i często sprowadza kłopoty. Nikt nigdy nie okazał jej dobroci więc dlaczego ona miała ją okazać?

- Masz. - rzuciła zniechęcona i wyjęła z kieszeni kolczyki wykonane ze złota wysadzane drogimi kamieniami i rzuciła je kosmicie. Na taką dobroć czasem sobie pozwalała. Chociaż czy płacenie łaskawie czynszu raz na pół roku to dobroć? Biorąc pod uwagę, że większość mieszkańców w życiu nie zapłaciła czynszu pewnie tak.

Najemniczka odwróciła się plecami do kosmity i otworzyła drzwi mieszkania. Zawahała się czy na pewno nie powinna pomóc. Czy ten jeden raz w życiu nie mogła zdobyć się na miły gest? Nie ona nie mogła tego zrobić. Bycie miło nigdy nie wychodziło jej na dobre. Nikt nigdy nie był dla niej miły. A kiedy ona starała się być taka dla kogoś, ten ktoś z łatwością ją wykorzystywał. Może i Luna z natury nie była zła może jest w niej jakąś część, która pragnie postępować dobrze i słusznie. Jednak wszechświat ma na nią nieco inny plan. Od niemal samych początków uczy ją, by tłumić tą część siebie. A ona posłusznie to robiła. Po chwili rozmowy samej ze sobą weszła do mieszkania i zamknęła za sobą drzwi.

Weszła do kuchni i wzięła coś na szybko do zjedzenia. Wkroczywszy do salonu, wyjrzała przez okno. To co ujrzała, już do reszty zniszczyło jej dzień. Jej oczom ukazał się Ayo wchodzący do budynku z walizkami w ręku. Mogła się tego spodziewać. Czerwonooki nie przepuści żadnej okazji do uprzykrzenia jej życia. A, jako że jest wysłannikiem króla nikt mu w tym nie przeszkodzi. Ona jednak postanowiła nic z tym nie robić i jakoś to przetrwać. W końcu przecież królowi się odwiedzi i znowu o niej zapomni. Jak zresztą zawsze.

Odeszła od okna i rozejrzał się po mieszkaniu. Zastanawiła się, co takiego mogłaby zrobić. Ostatecznie położyła się na kanapie i włączyła wiadomości. Mówiono jak zawsze to samo - morderstwa, kradzieże i przekomażanie polityków. Niebieskooka dziewczyna z niezadowoleniem zaczęła przełączać kanały. Niestety wybór jest mocno ograniczony. W końcu zrezygnowana ustawiła kanał, gdzie wypowiadał się jeden z monarchów. Blondynka wyłapywała jedynie pojedyncze słowa z jego monologu. Jej uwagę przyciągało dopiero pewne imię. A mianowicie imię Gamory Zen Whobi won Titan. Luna dopiero teraz zorientowałam się, że mężczyzna to niejaki Star-lord. Skupiła się na słowach mężczyzny. Jako że nigdy nadmiernie się tym nie interesowała nie miała pojęcia, co stało się ze strażnikami galaktyki.

Dopiero teraz tak naprawdę dotarło do niej, co się z nimi stało. Mimo że nigdy głośno tego nie powiedziała, zawsze podziwiała strażników. Wyjęci spod prawa stali się bohaterami. Z tego, co jej wiadomo nigdy nie działali w stu procentach zgodnie z prawem, jednak ona wie, że nikt nie przestrzega go w pełni.

- Ze smutkiem wspominamy śmierć Gamory. Była ona cudowną kobietą i przyjaciółką - Król Spartaksa z trudem wypowiedział te dwa zdania. Brzmiały one okropnie sztampowo i jak coś, co mówi się w rocznicę śmierci dosłownie każdego. Jedną rzczeczą, która dodawała szczerości temu suchemu przemówieniu były łzy Star-lorda. Luna widziała szczerość w smutku, który wyrażał więcej niż najpiękniejsze słowa.

W końcu na ekranie pojawiło się zdjęcie kobiety. Piękna zielonoskóra kobieta o ciemnych niemal czarnych tęczówkach i czarno fioletowych włosach. Włosy kobiety przyciągały uwagę najemniczki. Wyglądały dokładnie tak jak jej naturalne włosy. Gamora była jedną z niewielu przedstawicieli swojej rady, którzy przeżyli atak Thanosa. Luna od zawsze wiedziała, że ma w sobie krew Zen Whobi. To była jednak z tych niewielu rzeczy, które o sobie wiedziała.

- Gamora opuściła nas dokładnie szesnaście lat temu.

Gamora zginęła trzy miesiące po tym, jak znaleziono ją na progu domu dziecka. Tylko tyle wie Luna. Było to pewnie bez związku. W końcu codziennie porzuca się setki dzieci. Zwłaszcza dzieci mieszanych ras. Jednak coś w głębi Luny na chwili dopuściła do siebie myśl o pokrewieństwie swoim i Gamory. Przez dosłownie krótką chwilę pozwoliła sobie na myśl o tym, że nie jest córką byle kogo. Jednak szybko się jej pozbyła. Nie powinna robić sobie głupich nadziei ani wmawiać sobie, że jest lepsza niż w rzeczywistości.

Nagle usłyszała pukanie do drzwi. Podskoczyła wystraszona. Rzadko ktokolwiek tutaj przychodził. Bo niby po co? Mimo niepewności i niechęci podnosi się z kanapy i podchodzi do drzwi. Łapie jedną ręką za blaster, a drugą otwiera drzwi.

- Ayo, jeśli masz zamiar mnie zamęczyć swoją obecnością, to dobrze ci idzie - rzuciła poirytowana zdejmując dłoń z blastera. Podeszła i stanęła w drzwiach, uniemożliwiając mu wejście do środka.

- Spokojnie, nerwowa. Nie uprzykrzam ci życia, tylko cię pilnuje - oświadczył Ayo ze sztucznym uśmiech. Podszedł nieco do przodu, a jego wzrok utkwił w mieszkaniu dziewczyny.

- Nie potrzebuje niańki. Ani twojej troski.

Podeszła jeszcze bardziej do przodu i zamknęła za sobą drzwi. Czerwone tęczówki chłopaka spotkały się z jej nienawistym spojrzeniem.

- Wiem, ale król chce, abym cię pilnował. A jego decyzji się nie podważa.

Nastolatka wzruszyła ramionami. Miał kompletnie gdzieś opinie dziewczyny. Zresztą ona w ogóle nie za bardzo go obchodziła. Zdecydowanie wolałby dostać bardziej zaszczytne zadanie.

- Dobra - parsknęła niezadowolona i weszła do mieszkania.

Widząc, że zbiera się na deszcz, złapała za płaszcz. Odczekała chwilę, po czym wyskoczyła przez okno. Jej mieszkanie znajdowało się tak na tyle nisko, że nie miała z tym większego problemu. Chciała, chociaż na chwilę mieć spokój z Ayo i tym całym cyrkiem. Nienawidziła króla i jego świty tak bardzo, jak tylko była w stanie. Niestety oni zdali się tego kompletnie nie rozumieć.

Opuszczona przez los ・ Guardians Of The Galaxy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz