XII

226 14 2
                                    

Dziewczyna wpadła do mieszkania. Jej myśli krążyły wokół króla, przez co ta całkiem zapomniała o świecie dookoła niej. Zatrzasnęła za sobą drzwi, a kiedy się odwróciła, mało nie zeszła na zawał. Podskoczyła uderzając plecami o drzwi. Nie spodziewała się gościa, nie wróć włamywacza. Spiorunowała przybysza spojrzeniem odpychając się od ściany.

- Po co znowu przylazłeś?

Podeszła nieco bliżej. Szczerze spodziewała się jakiegoś uszczypliwego komentarza. Ewentualnie wątpliwej jakości żartu. Jednak na pewno nie tego.

- Nie czas na żarty. Król chce cię widzieć.

Oświadczył z taką powagą, jakby świat miał się zaraz skończyć. Jednak ten, kto znał króla, wiedział, że wizyta u niego bywa nawet gorsza.

- Nawet mi nie mów, że muszę jechać, tak daleko przez jego widzi mi się - powiedziała zawiedziona i usiadła na oparciu kanapy. Była przestraszona. W końcu nie każdy ląduje na dywaniku u szefa. I na pewno nigdy nie jest to błachy powód.

- Nie udawaj, że jeszcze nie wiesz, że przyjeżdża - odparł Ayo. Usiadł na kanapie nieopodal dziewczyny. Mimo iż udawał niezadowolonego tak naprawdę był przeszczęślowy. Być może w końcu wróci do domu.

- Do klubu? Widać bardzo mu zależy, skoro zjawia się osobiście.

No tak jak zawsze zapomniała. No a przecież dowiedziała się o tym pół godziny temu. Przeklęty mózg. Niby wzmocniony, a i tak szfankował.

- Nie zachowuj się jak ofukany bachor. Po prostu z nim pogadaj. To może wreszcie się go pozbędziesz, skoro tak tego pragniesz - uśmiechnął się do niej sztucznie. Robienie za jej chodzącą informacją szczerze zaczynało go nudzić.

- Wynocha.

Zmierzyła go zabójczy spojrzeniem. Łatwo mu było mówić. Po prostu pogadaj. On napawał ją dziwnym lękiem. Tak paraliżującym, że kiedy stawali oko w oko, ta nie umiała się sprzeciwić. Co oznaczało, że jej opór dobiega końca.

- Jutro z samego rana w klubie. Nie spóźnij się, chociaż ten jeden raz w życiu.

Podniósł się z kanapy i opuścił mieszkanie. Trzasnął drzwiami co tylko dodatkowo wkurzyło Lunę. Jemu naprawdę życie niemiłe...

******

Z samego rana Luna stawiła się w klubie. Weszła do środka. O dziwo dzisiaj nie było już tak pusto. Przepchała się przez tłum kosmitów, by dotrzeć do gabinetu. Przed drzwiami stało dwóch mężczyzn. Jednego z nich Luna znała aż za dobrze.

- Nagrabiłaś sobie - rzucił wyraźnie rozbawiony. Widok dziewczyny wzbudził u niego pozytywne emocja. Jak u niewielu.

- Jesteś jednym z niewielu o ile nie jedynym bratem, którego w miarę lubię. Nie zepsuj tego.

Mimo starań nie umiała się nie uśmiechnąć. W końcu nie była z kamienia. Wbrew temu, co niektórzy sądzili. Kosmita już nic nie powiedział. Jedynie otworzył jej drzwi i bezgłośnie życzyłpowodzenia.

Blondynka niepewnym krokiem weszła do środka, gdzie czekał już on. Siedział opierając łokcie na biurku. Wpatrywał się w nią oczami pełnymi inteligencji. To one przerażał ją zdecydowanie najbardziej.

Opuszczona przez los ・ Guardians Of The Galaxy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz