XIV

206 14 12
                                    

Weszła w głąb mieszkania, po raz kolejny ocierając łzy z twarzy. Pomału opadała z  sił. ON był najgorszym, co ją w życiu spotkało. Powoli zaczynała się z tym godzić. Tak samo, jak z faktem, że jest sama. I z tym, że jej życie nigdy lepsze już nie będzie. Musiała żyć dalej. Nawet jeśli tak bardzo tego nie chciała i już nie miała siły. Nie było wyjścia. Jak zawsze trzeba było zacisnąć zęby i ruszyć dalej. 

P

odeszła do lodówki i uchyliła drzwi. Oczywiście, że pusto. A jakże by inaczej. W końcu od kilku dni kompletnie olała fakt robienia zakupów. Była tak pochłonięta wydarzeniami związanymi z powrotem przybranego ojca, że kompletnie zapomniała, że ona też musi jakoś żyć. Zatrzasnęła drzwi urządzenia i ruszyła do sypialni. Tam z podłogi zgarnęła swój pas i opuściła mieszkanie.  

Przechadzała się po rynku głównym wypatrując swojej dzisiejszej ofiary. O dziwo okazało się to dosyć trudne. No tak, pewnie wszyscy zwiali na wieść o szefie gangu w okolicy. To miejsce nigdy nie było bezpieczne. A kiedy on był w pobliżu to już w ogóle. 

Czy ona się bała? Nie. To znaczy, teraz już nie. Gdyby chciał ją zabić, to zrobiłby to wtedy - w gabinecie. Bez mrugnięcia okiem. Spojrzałby na nią tymi zimnymi oczami pozbawionymi duszy i zastrzeliłby ją. Patrząc jej w oczy, a na sam koniec nazywałby Lunę swoją córką. Ewentualnie ukręciłby jej kark. Tymczasem on nawet jej nie uderzył. Co oznaczało, że teraz nic dziewczynie nie grozi. No przynajmniej jak na razie. 

Idąc przez rynek, w końcu kogoś dostrzegła. I szczerze była głęboko zdziwiona tym, co widzi. Szop stojący na dwóch nogach i drzewo wyglądające jak człowiek. Brat pokarm naprawdę źle na nią działa. Podeszła nieco bliżej by przekonać się, że widzi to co widzi. I rzeczywiście wzrok jej nie mylił. Zmrużyła oczy jednak wszystko wyglądało tak jak wcześniej. Ta planeta naprawdę schodzi na dno. No a może jednak nie... Kiedy podeszła jeszcze bliżej dostrzegła drogą broń, w posiadaniu której było dziwne dwunożne stworzenie. Do tego było ona oznaczona jakimś dziwnym herbem. Była pewna, że gdzieś to już widziała. Jednak nie umiała skojarzyć gdzie. 

- Ty, co się tak dziwnie gapisz? - spytał retorycznie zwierz. Szop podszedł do dziewczyny i zmierzył ją wzrokiem. Jakby gdzieś ją już widział. Tylko gdzie?

- Co? - Luna wykrzywiła twarz w typowy dla siebie grymas. Faktycznie przyglądała mu się trochę zbyt długo. I może zbyt intensywnie wbijała w niego spojrzenie. 

- Widzę, że lubisz się gapić. Tak więc może go widziałaś - Szop pokazał jej hologram. Przedstawiał on tego samego chłopaka, którego uratowała przed członkami gangu. Tylko teraz pytanie, mówić czy nie mówić? 

- Informacje nie są darmowe. 

Oświadczyła krzyżując ramiona na piersiach. Widziała, że szop biedny nie jest. Drogie ciuchy i broń. I najpewniej należy do gwardii królewskiej jednej z tych planet. Więc chyba może jej zapłacić. 

- Jasne. 

Zwierzak wyjął z kieszeni biżuterię. Ten nie był nowy w tych okolicach. I wiedział, że takie rzeczy mają tu większą wartość jak kredyty. Luna zabrała ją w ramach zapłaty i schowała do kieszeni. 

- Nie widziałam. 

Ominęła humanoida i zaczęła odchodzić. Na jej twarzy zagościł wredny uśmiech. 

- Ty młoda, wydaje mi się czy ja zapłaciłem za informację - rzucił oburzony szop w stronę najemniczki. Ona odwrócił się, by na niego spojrzeć. Nagle go sobie skojarzyła. No tak to jeden ze strażników. Ach ta beznadziejna pamięć. 

- Tak. A ja powiedziałam Ci wszystko, co wiedziałam. 

Odwróciła się i zaczęła biec. Spodziewała się, że ten zacznie ją gonić. Nic takiego się jednak nie stało. Czyżby aż tak mu nie zależało? No cóż nieważne. Ważne, że się nie narobiła, a się wzbogaciła. I to niczyim kosztem. W końcu Spartaks jest tak nadziany, że to nie robi mu żadnej różnicy. Zwolniła kroku. Już nie czuła takiej potrzeby, by biec.

A co do okłamania szopa to w sumie nie do końca wiedziała, czemu to zrobiła. W końcu nie miała żadnych zobowiązań względem chłopaka. Mogła go spokojnie wsypać i nawet upomnieć się o więcej. Jednak tego nie zrobiła. Poczuła do niego dziwną sympatię. Jakby jednak coś ich łączyło. Tylko co? Tego w żaden sposób nie umiała sobie wyjaśnić. To uczucie było jej obce. Jakby poczuła je pierwszy raz w życiu. I nie, nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. To było coś innego. Coś jeszcze dziwniejszego. 

Jednak nie zamierzała zaprzątać sobie tym głowy. Musiała w końcu zrobić zakupy. I coś zjeść. Tak, zdecydowanie była bardzo głodna. Weszła do pierwszego lepszego sklepu i wykonała zakupy. Po fakcie postanowiła już wracać do domu. Nie ma co się szwendać. To nie pora ani okoliczności na coś takiego. 

Ruszyła w stronę domu. No dobra nie domu. Raczej w stronę zapchlonego mieszkania, w którym musiała się gnieździć. Nagle zauważyła coś, co zwróciło jej uwagę. Ten sam chłopak, o którego pytał szop. Leżał na ziemi cały pobijany. Luna zmarszczyła brwi. Zrobić coś czy lepiej nie? W końcu przegrała. 

Podeszła do dzieciaka. Na oko był od niej młodszy. Miał ten sam odcień skóry co ona i takie same oczy. To od razu zwróciło jej uwagę. Jedynie brązowe włosy coś jej nie pasowały. 

- Żyjesz? - spytała Luna.

Pomogła mu podnieść się z ziemi. I o dziwo poczuła dziwne wyrzuty sumienia. Gdyby powiedziała gryzoniowi prawdę, ten byłby już pewnie w domu. Tylko skąd miała wiedzieć? Stwierdził, że ten chce się zabawić. No i zwiał z domu i nie ma ochoty być odnaleziony. 

- Tak... Twoi znajomi wrócili - oświadczył chłopak powoli podnosząc się z ziemi. Był cały posiniaczony, a jego ubranie było pokryte krwią. Wyraźnie jego. 

- Miałeś nie wracać. 

Rzuciła najemniczka z wyrzutem jakiego po sobie, by się nigdy nie spodziewała. Jakby zależało jej na jego bezpieczeństwie. 

- Wiem jednak ja zawsze robię rzeczy, których nie powinienem. Jestem chyba po prostu głupi po ojcu - odparował chłopak. 

Na jego twarzy pojawił się słaby uśmiech. A ona? Ona nie umiała się na niego gniewać. Sama nie wiedziała dlaczego. Może dlatego, że sama kiedyś taka była? 

- Czyli twój ojciec to zdobywca nagrody idioty roku? - powiedziała żartobliwie. Na jej twarzy również zagościł uśmiech. Szczery. Taki jaki rzadko się u niej pojawiał. 

- Mówisz, jakbyś go znała - stwierdził rozbawiony otrzepując się z kurzu. 

- Nie muszę. Wystarczy, że już poznałam ciebie. 

Westchnęła ciężko. I co ona teraz ma z nim zrobić? Czy ona zawsze musi się tak wkopywać? Po prostu pięknie. 

- Niedaleko pada jabłko od jabłoni. 

Stwierdził lekko rozbawiony. Spojrzał na nią i zaśmiał się widząc jej wyraz twarzy. 

- Niedaleko pada co od czego? 

Była lekko zdziwiona. W życiu nie słyszała o czymś takim. W końcu do ziemi daleko. 

- Zresztą nieważne. Chodź ze mną. 

Stwierdziła, że lepiej będzie oszczędzić sobie tłumaczeń chłopaka. Złapała go za dłoń i pociągła w stronę mieszkania. Oj, pożałuję tego. I to jeszcze nie wie jak bardzo. 

Opuszczona przez los ・ Guardians Of The Galaxy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz