XXVII

160 9 3
                                    

Kiedy w końcu udało im się wylądować Luna odetchła z głęboką ulgą. Teraz musiała już tylko przekroczyć kontrolę celną. Co ponoć wcale nie było aż takie proste. Spartaxianie mieli obsesję na punkcie kontroli. Ponoć było to spowodowane rządami, które od samego początku tej planety wyglądały tak samo. Rodzina założycielska z czasem miała stać się chciwa i żądna władzy. Przynajmniej tak niektórzy opisują dzieje tej planety. Jej jednak trudno było to ocenić. W końcu to, co ktoś pisze, może być wielce dalekie od prawdy.

- Oddajcie broń.

Sam stanął przed nimi, wyciągając w ich stronę dłonie. Szatynka mimo niechęci oddała mu swoją broń. Doskonale bowiem wiedziała, że nie przejdzie przez kontrolę z jakąkolwiek bronią. Było to po prostu niewykonalne. Adam bez zbędnego gadania poszedł w jej ślady.

- Powodzenia.

Dwójka kosmitów opuściła statek i ruszyła w kierunku bramek kontrolnych. Kosmitka od początku spodziewała się tłumów. Jednak nie aż takich. Kolejki wydały się ciągnąć w nieskończoność.

- Ponoć Spartaxiańscy władcy narobili sobie wielu wrogów, dlatego tak uważnie sprawdzają kto wkracza na teren królestwa.

Luna zaklęła pod nosem. Tak naprawdę w ogóle nie obchodziło ją, dlaczego tak uważnie wszystkich kontrolują. Obchodziło ją tylko to, ile czasu tutaj straci.

- Gdzie on nas wywiózł.

Podeszłam do końca jednej z kolejek. Wszystkie wydawały się niemal nieskończenie długie. Przez co najemniczke opuszczały wszelkie chęci do życia. Istniała tylko jedna rzecz, której Luna nienawidziła bardziej od czekania. Było nią poczucia bycia bezbronną. A bez broni właśnie tak się czuła. To sprawiło, że czuła się doprawdy okropnie. I nie mogła nic z tym zrobić. Jedyne co jej pozostało, to czekać aż w końcu będzie mogła przejść przez bramki kontrolne i wejść na teren Spastaxa.

W końcu po kilku godzinach stania i czekania nadeszła ich kolej. Luna podeszła do dwóch strażników. Jeden z nich ją przeszukiwał, a drugi przesłuchiwał.

- Cel wizyty na Spartaxie.

Dosyć wysoki mężczyzna ubrany na biało spoglądał na jakąś kartkę. Najpewniej dla każdego uzupełniał coś w stylu formularza wstępu.

- Ponoć to piękna planeta warta zwiedzenia.

To była pierwsza rzecz, jaką przyszła jej do głowy. Z natury była sprawnym kłamcą. I od razu wyczuła, że Ci kosmici są zakochani w swej planeta, dlatego to kłamstwo mogło ich przekonać.

- Jesteś sama czy z kimś?

Strażnik kontynuował przesłuchanie. Najwyraźniej kupił jej wcześniejsze kłamstwo.

- Jestem z bratem.

Wskazała na Adama, którego w tym czasie przesłuchiwał ktoś inny. W trakcie kilkugodzinnego oczekiwania zdołali z Adamem dopracować nawet najmniejszy szczegół ich kłamstwa.

- Na długo planujecie zostać?

Luna miała już szczerze, dosyć tego dnia. Po nieprzespanej nocy musiała stać w tej cholernej kolejce, a teraz musiała zwierzę się z historii swojego żucia jakiemuś facetowi z odznaką.

- Jeszcze nie jesteśmy pewni. Zobaczymy czy nam się spodoba.

Strażnik ponownie coś zanotował. On sam wydawał się okropnie znudzony. W końcu podszedł do innego strażnika i zaczął z nim o czymś rozmawiać. Luna w tym czasie zdołała przyjżec się Spartaxianą. Większość strażników wyglądała uderzająco podobnie do niej. Co częściowo ją zdziwiło. Jednak nie chciała się nad tym jakoś szczególnie rozwodzić. Byli podobni, jednak to niczego nie udowadniało.

- Zdejmij bluzę.

Zażądał jeden ze strażników a ona bez zbędnego gadania po prostu to zrobiła. Mężczyzna przeszukał ją uważnie, po czym odszedł i przekazał coś strażnikowi z formularzem.

- Przyłóż dłoń.

Wyciągnął w jej stronę skaner do kontroli odcisków palców. Ona posłusznie przyłożyła dłoń. Nigdy w życiu nie została spisana. W końcu wychowała się na planecie, gdzie coś takiego jak służby mundurowe nie istniało. Dlatego też każdy robił ,co tylko mu się podobało. A ona nie musiała się martwić.

Kosmita przez chwilę przyglądał się urządzeniu. Aż w końcu spojrzał na nią podejrzliwie. Pokazał obraz innemu strażnikowi.

- Pójdziesz z nami.

Strażnik złapał jej ramię i przeprowadził ją przez bramkę. Serce kosmitki momentalnie przyśpieszyło. W końcu to nie mogło oznaczać nic dobrego. Pokonała kilka metrów prowadzona przez strażników, po czym wyrwała się i zaczęła uciekać. To nie było najmądrzejsze posunięcia. W końcu nie miała jak opuścić planety. Jednak nic innego nie przyszło jej do głowy. W końcu trafienie do więzienia skończyłoby się o wiele gorzej.

Uciekała kompletnie na oślep, nie mając pojęcia dokąd biegnie. W głowie miała zakodowany fakt, że ma po prostu uciekać. Nic innego jej w końcu nie pozostało. W końcu poczuła mocne uderzenia w tył głowy. Upadłą tracąc równowagę, podniosła się na łokcich kiedy poczuła drugie uderzenie. Przed oczami pojawiły jej się czarne plamy, które stopniowo się powiększały. Czuła jak powoli traci siłę i świadomość, aż w końcu się podała. Pozwoliła by jej ciało opadło bezwiednie na ziemię, a ona całkowicie utraciła świadomość.

Kiedy się obudziła, znajdowała się w białym niewielkim pomieszczeniu. Leżała na białym materacu ułożonym na ziemi. Podniosła się do siedu. Chwilę zajęło jej, pojęcie tego co się wydarzyło. Trafiła do więzienia. Rzecz w tym, że nawet nie bardzo wiedziała za co. W końcu nie powinni mieć w bazie jej odcisków palców. Więc co mogło się stać? I jeszcze lepsze pytanie, dlaczego funkcjonariusz novy to przeoczył.

Jakim prawem dała się w to wpakować? To po prostu nie mogło skończyć się dobrze. A ona i tak się na to zgodziła. No a teraz ma, co chciała. Siedzi w więzieniu czekając, sama nie wie na co. Teraz mogli z nią zrobić najróżniejsze rzeczy. Mogli oddać ją korpusowi lub osądzię sami. Tylko za co osądzić? W życiu zrobiła wiele złego. Jednak nigdy nie przypuszczała, że przyjdzie jej za to zapłacić. Zawsze była bezkarna. I zawsze wszyscy, którzy ją otaczali, pozostawali bezkarni. Więc fakt, że mogą ją osądzic, był dla niej czymś kompletnie nowym. Czymś, na co w żadnym wypadku nie była gotowa.

Podniosła się z materaca, by wyprostować kości. Wszystko ją bolała. To była ciężki dzień, który skończył się wyjątkowo beznadziejnie. Chyba nie mogło być gorzej. Zamknięta planeta i wieki pałac potężnej rodziny królewskiej. Chyba nic nie mogło jej uratować ani poprawić jej sytuacji. Wzięła głęboki wdech i otrzepała ubranie a piachu. Włosy upięła nisko. Miała poważne kłopoty, z których nikt jej nie wyciągnie. W końcu nie było przy niej, nikogo kto mógłby coś wskórać. Była sama. Skazana na łasce własnych oprawców. A jeszcze niedawno wszystko wydawało się iść sprawnie. I to nawet całkiem sprawnie. Aż nagle wszystko się posypało zresztą jak zawsze.

Głowa bolała ją niemiłosiernie. Najpewniej była to wina uderzenia. Nagle zakręciło się jej w głowie a ona, żeby nie upaść oparła się o jedną ze ścian, a w tym momencie stało się coś czego kompletnie się nie spodziewała.

Opuszczona przez los ・ Guardians Of The Galaxy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz