Rozdział piętnasty

2K 156 2
                                    

There's an old voice in my head that's holding me back
Well tel her that I miss our little talks

Kolorowe liście na drzewach zaczynały powoli spadać. Cały park mienił się ciepłymi barwami, kontrastując z szarymi wiewiórkami. Słońce widniało na niesamowicie błękitnym niebie, na którym nie było ani jednej chmurki.
Siedział na ławce w centrum tego pięknego krajobrazu, obok równie pięknej dziewczyny jedząc przepyszne hamburgery. Nigdy nie pomyślałby, że zacznie zauważać tak małe rzeczy, a do tego jeszcze się z nich cieszyć. Przerażało go to, że przy niej, wszystko było takie niesamowite. Pierwszy raz czuł coś takiego i nie wiedział jak dokońca to zdefiniować. Lubił wiedzieć i rozumieć, a ten dziwny skurcz, który czuł odkąd Singleton stanęła w jego drzwiach... Był zupełnie zagubiony. Jakby całe jego IQ i ogromna wiedza, którą posiada wyparowała za jednym jej spojrzeniem. Nie umiał wyjaśnić tego, że jedna dziewczyna zamienia inteligentnego faceta, w bezbronnego chłopca i to zupełnie nieświadomie. Nie znał żadnego wzoru matematycznego czy funkcji określającą ją i jej charakter. Mimo, że patrząc tylko na jej sylwetkę mógł dostrzec, że kiedyś tańczyła balet i ma lekką skoliozę... Za cholerę nie mógł zrozumieć jej postępowań, wyborów czy słów. Powinno go to denerwować, wręcz doprowadzać do pasji, ale siedział nic nie mówiąc tylko jedząc i czując ogromny spokój.
Gdy dochodziła piąta po południu, opuścili park śmiejąc się i opowiadając zawzięcie historie z uczelni.
- Brakowało mi tych naszych pogawędek, wiesz?- uśmiechnęła się i obdarzyła go nieco dłuższym spojrzeniem. Na oko Louisa -ku jego szczęściu-jej gest zdawał się być prawdziwy. Jego kąciki ust uniosły się ku górze, bo on też tęsknił i wiedział, że nie musi nic mówić, bo ona też zdawała sobie z tego sprawę.
Tym razem panowała między nimi cisza. Słychać było tylko szeleszczenie liści pod ich stopami i co jakiś czas dźwięk przejeżdżających samochodów. Louis nie zauważył nawet kiedy całe niebo zrobiło się nagle szare, a chmury przykryły praktycznie wszystko.
- Chyba zbiera się na burzę- usłyszał cichy i zamyślony głos dziewczyny obok niego.
- Najwidoczniej ci na górze muszą się trochę rozerwać- odparł i po raz pierwszy od bardzo dawna spojrzał w jej czekoladowe oczy. Jego wzrok był tak intensywny, że Ellie wręcz stanęła w miejscu. Oboje poczuli pojedyncze krople na dłoniach i twarzy, jednak w ogóle im to nie przeszkadzało.
- Myślałam, że w nie nie wierzysz- było już słychać dźwięczny deszcz rozbijający się o chodnik, a mimo to ciągle stali w tym samym miejscu zapatrzeni w siebie nawzajem.
- Bo nie wierzę- odpowiedział i uśmiechnął się lekko. Jego grzywka była już mokra, tak jak i jej włosy. Płaszcze również powoli nasiąkały wodą. To jednak wciąż nie miało większego znaczenia.
- Jezu, Louis przecież ty będziesz chory!-krzyknęła nagle przejęta.- Zapomniałam, że tak łatwo... Powinniśmy wezwać taksówkę i...-przerwała, gdy usłyszała śmiech. Był to najprawdziwszy, najszczerszy i najpiękniejszy dźwięki życiu, który do dotarł do jej uszu.
- No i zepsułaś naszą chwilę, Singleton- słysząc to dołączyła do niego i również wybuchła niekontrolowanym śmiechem. Oparła głowę o jego klatkę piersiową wciąż z lekkim uśmiechem na ustach. Poczuł dreszcz przechodzący przez całe jego ciało. Zawsze tak się działo, gdy tylko go dotykała. Czuł przepełniające go przyjemne ciepło.
- Wybacz- szepnęła.
- Zastanowię się- zaśmiali się ostatni raz, po czym ruszyli powolnym krokiem przed siebie. Jej głowa wciąż opierała się o jego klatkę, natomiast jego dłoń spoczywała na jej talii.

Role się odwróciły, bo tym razem to wcale nie Louis był chory, a Ellie. Leżała w salonie na kanapie przykryta kocem, zakatarzona tak jak nigdy dotąd. Mimo, że upierała się, że czuje się dobrze Tomlinson'a i tak zżerało poczucie winy. Gdyby wtedy wezwali taksówkę, najprawdopodobniej nie miałaby teraz gorączki. Jednak przypominając sobie ich wspólny powrót odzywała się w nim strona egoistycznego dupka, bo cholera, powtórzyłby to i to wiele razy. Skończyło się na tym, że stoi teraz w kuchni i gotuje rosół. Nigdy w życiu nie pomyślałby, że dojdzie do takiego momentu, gdy rzuci wszystko by zajmować się dziewczyną. Opuścił już kilka dni wykładów i wziął wolne w instytucie, bo widząc jej bladą twarz z czerwonym nosem i trzęsącą się z zimna nie mógł tak po prostu wyjść.
Przekraczając próg salonu, poczuł nieprzyjemnie niską temperaturę na ramionach.
- Czemu jest tu tak cholernie zimno?- rzucił raczej do siebie, po czym postawił miskę z zupą na stole. Spojrzał na współlolakotrkę, która najwyraźniej również odczuła chłód, panujący w pomieszczeniu. -Przyniosę ci kołdrę, bo zamarzniesz tylko pod kocem-odparł, znów nie czekając na żadną odpowiedź, po czym wkroczył do jej pokoju. Dawno tam nie był. Gdy tylko poczuł znajomy zapach wanilii, od razu w jego głowie zaczęły przewijać się wszystkie wspomnienia. I związane z nią jak i z Ellie. W ciągu zaledwie kilku sekund przeszła go mieszanka różnych odczuć i emocji. Od nienawiści, przez obojętność, aż do trudnego do zdefiniowania, ale na pewno przyjemnego uczucia, które czuł będąc przy Singleton.
Niósł na rękach zwiniętą pościel dziewczyny, po czym przykrył ją i zajął miejsce koło niej.
- Dziękuję- odparła nieśmiale, a na jej twarzy pojawiła się lekko czerwona barwa. Zajęła pozycje siedziącą, po czym sięgnęła po rosół. Nie jadła tylko przyglądała się żółtemu biulionowi z lekkim uśmiechem.
- Jeśli nie chcesz to nie jedz, ale mi zawsze pomagał-rzucił równie nieśmiale, wręcz jakby mówiła to zupełnie inna osoba.
- Oczywiście, że zjem, po prostu... To naprawdę miłe, dziękuję- odparła, po czym sięgnęła po łyżkę. Louis wiedział, że to głupie, ale czuł się jakby brał udział w jakimś programie kulinarnym, a dziewczyna obok niego miała być najważniejszą, decydującą sędzią. - Jest pyszny-powiedziała to z taką lekkością, że chłopak nie śmiał nawet podważyć prawdziwości jej opinii. Zimna dłoń El poklepała go po ramieniu i obdarzyła go uśmieszkiem.-Ciągle mnie zadziwiasz, Tomlinson-prawie się zaśmiała, jednak przeszkodził jej kaszel. 

- Zadzwonię po lekarza-skierował się do jadalni ignorując przekonanie dziewczyny o jej wspaniałym stanie zdrowia.

Po wizycie doktor Fitz, która stwierdziła, że to typowa grypa, Louis od razu ubrał buty i chciał iść donajbliższej apteki, by kupić potrzebne leki. Gdy miał już dłoń na klamce, usłyszał swoje imię. Cofnął się do salonu, gdzie został zeskanowany przez współlokatorkę.

-Ubierz szalik, bo też będziesz chory-nie wiedział, dlaczego tak posłusznie wykonał jej prośbę, ale sięgnął po szalik, którego nie nosił od wiekówi po owinięciu go wokół szyi, opuścił mieszkanie.

Hej :)

Przepraszam za odstępy czasowe między rozdziałami, ale po prostu nie wyrabiam. Tyle ostatnio sprawdzianów i innych, że najzwyklej w świecie nie mam siły na nic innego niż na sen. 

Dziękuję bardzo za ponad 2k wyświetleń, jesteście wielkie! x

@wiggleash

Anielska Gra (Louis Tomlinson Fanfiction)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz