Rozdział osiemnasty

1.8K 135 2
                                    

Give me your heart and your soul

Ze snu wyrwał ją czyjś głos przy jej uchu. Nie chciała otwierać oczu, ale głos powtarzający delikatnie jej imię nie dawał za wygraną. Niechętnie uchyliła powieki i ujrzała sylwetkę chłopaka. Na dworze było ciemno, więc przeniosła wzrok na zegarek koło łóżka, który wskazywał piątą rano.
- Wybacz, ale jeśli zaraz nie wyjedziemy, to się spóźnimy- powiedział spokojnie, a ona nie rozumiała o co mu chodzi.
- Ale dokąd?- zajęczała i przykryła twarz poduszką. Przez chwilę nie otrzymała odpowiedzi. Przymknęła powieki z zamiarem zaśnięcia, kiedy nagle ciepłe dłonie chłopaka chwyciły ją za uda i wyciągnęły z łóżka.
Dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że wciąż są w Marsylii i ta cała podróż nie była snem. Louis wciąż trzymał ją na rękach, śmiejąc się lekko pod nosem.
- Z czego się śmiejesz?
Pokiwał głową i odstawił ją na ziemi. Gdy jej rozgrzane stopy dotknęły paneli znów miała ochotę na niego wskoczyć.
- Jedziemy na małą wycieczkę, weź walizkę- oznajmił po czym opuścił sypialnię. Ubrana i gotowa do wyjścia dołączyła do niego. Nie miała nawet siły pytać, gdzie jadą, bo wiedziała, że brunet uwielbia niespodzianki. Przejął od niej małą walizkę i skierowali się do garażu. Zajęli miejsce w białym Citroënie i po chwili jechali już wzdłuż morza.
Wzrok Ellie niekontrolowanie zatrzymał się na współlokatorze, który skupiony był na drodze. Minęły trzy dni odkąd niespodziewanie wywiózł ją do Francji. Spędzili je razem zwiedzając, śmiejąc się i rozmawiając o wszystkim i niczym. Louis zdawał się doskonale znać te tereny, przez co odwiedzali tylko sprawdzone kawiarnie i najpiękniejsze plaże. Nie zdawała sobie sprawy jak bardzo była zmęczona, dopóki nie ujrzała morza. Mimo, że przerażał ją lekko fakt, że rzuciła tak naprawdę wszystko, brunet zapewniał ją, że wszystko załatwił i nie ma czym się stresować. Tak więc zrobiła. Cieszyła się wszystkim, co widziała i wciąż nie mogła uwierzyć, że chłopak zorganizował to wszystko dla niej.
- Czemu tak mi się przyglądasz?- zaśmiał się, a Singleton poczuła się jak mała dziewczynka przyłapana na gorącym uczynku jak podjada ciastka.
- Po prostu nie wiem jak ci podziękować, za ten cały wyjazd... To naprawdę miłe uczucie, wiedząc, że ktoś zna mnie tak dobrze, że bez mówienia znał moje najskrtytsze marzenie.
- Nie musisz dziękować, od tego są przyjaciele- uśmiechnął się w jej stronę, a ona powtórzyła sobie w głowie ostatnie słowo, które opuściło jego usta, która wcale nie tak dawno całowała. Uśmiechnęła się w jego kierunku, jednak czuła pewien ból.
Po niemal sześciogodzinnej podróży, Ellie dostrzegła tabliczkę z nazwą miasta. Od razu spojrzała na Louisa, z którego twarzy wciąż nie schodził delikatny uśmiech.
- Może to oklepane, ale mam powód, dla którego tu jesteśmy- powiedział tajemniczo. Brunetka przyglądała się obrazom za oknem i nie umiała się powstrzymać przed ogromnym uśmiechem.
Na zegarku dochodziła godzina pierwsza po południu, gdy zajechali pod niesamowicie piękny i luksusowy hotel. Opuścili pojazd i wyprostowali zdrętwiałe nogi. Do auta niemal natychmiast podszedł młody chłopak, który wziął ich bagaże. Wkroczyli do recepcji, która składała się z marmuru i złota. Na suficie wisiały ogromne żyrandole, a z głośników leciała delikatna melodia. Ku zdziwieniu Singleton, Louis perfekcyjnie rozmawiał po francusku, więc gdy tylko odeszli od kontuaru z kluczem, szepnęła ciche:
- Ciągle mnie zadziwiasz, Tomlinson- podziwiała wystrój hotelu z zapartym tchem. Czuła się jak w muzeum i bała się czegokolwiek dotknąć. Złota winda zawiozła ich na dziesiąte piętro, gdzie znajdował się ich apartament. Wchodząc do środka, poczuła jak miękkną jej kolana. To nie był zwyczajny pokój, raczej pałac.
- Twoja sypialnia jest na prawo- podążyła w tamtym kierunku o gdy tylko otworzyła drzwi, od razu się zakochała. Ogromne łóżko wręcz krzyczało "kładź się", więc przysiadła na brzegu materaca. Przejechała dłonią po satynowej narzucie, po czym dotknęła frędzli u jednej z wielu poduszek. Podniosła się, gdy dostrzegła widok za oknem. Odebrało jej mowę widząc piękny park z fontanną, a na drugim planie wieżę Eiffla.
- Nie wiem jak ty, ale ja zjadłbym porządnego hamburgera- odwróciła się w stronę drzwi, o które opierał się Tomlinson.
- Jesteś niemożliwy- zaśmiali się i udali się do najbliższej budki z jedzeniem.
Dochodziła osiemnasta, gdy Ellie przyglądała się w lustrze. Wygładziła materiał granatowej sukienki i wsunęła na nogi szpilki. Opuściła pokój i wkroczyła do kuchni gdzie Louis opierał się o blat. Był ubrany w garnitur i El musiała przyznać, że wyglądał tak, że aż miała ochotę go ściągnąć. Łapiąc się na tej myśli, poczuła krew napływającą do policzków.
- Pięknie wyglądasz- powiedział z uśmiechem i odepchnął się od blatu.
- To może powiedziałbyś mi, gdzie idziemy?
- Przecież mnie znasz... Nie byłoby zabawy-puścił jej oczko, po czym opuścili apartament.
**
- Spokojnie, bo mnie udusisz- zaśmiał się, gdy chude ramiona dziewczyny objęły jego szyję.
- Nie mogę uwierzyć, że załatwiłeś nam wejściówki na premierę najnowszej książki Jean Dickerem, to po prostu takie nierealne, uwielbiam go!- El cieszyła się jak małe dziecko, a to wystarczało żeby i on się uśmiechał. Mimo, że nie miał pojęcia kim był ten mężczyzna i nie czytał żadnej jego książki, wiedział, że Ellie ma wszystkie jego książki. Wkroczyli do ogromnej sali bankietowej, gdzie odbywała się premiera. Od razu otrzymali w dłonie po kieliszku szampana. Zajęli miejsca przy małej scenie, gdzie po kilku minutach pojawiła się sylwetka autora. Ku zdziwieniu Louisa, okazał się dość młody i ku jego niezadowoleniu, całkiem przystojny. Gdy zaczął swoje przemówienie, rzucił kątem oka na siedziącą obok zapatrzoną jak w obrazek Singleton. Musiał przyznać, że cholernie denerwowały go te wszystkie spojrzenia innych na nią. Wiedział, że wyglądała niesamowicie w tej sukience i każdy na tej sali chciałby zabrać ją ze sobą do domu, ale myślał, że Francuzi są nieco bardziej dyskretni.
Po oklaskach i podpisywaniu książek, wszyscy rozeszli się po sali zagłębiając się w pogawędkach. Na chwilę stracił z oczu Ellie, więc udał się do barku po kolejny kieliszek szampana, który wyjątkowo mu smakował. Niespodziewanie pojawiła się przed nim dość młoda blondynka z lekkim uśmiechem.
- Jesteś fanem Dickera?- zagadnęła po francusku. Dziewczyna była dość młoda. Miała twarz w kształcie serca z delikatnymi rysami, duże niebieskie oczy i pełne usta. Ubrana była w czarną, dopasowaną sukienkę. W dłonie również trzymała kieliszek.
- Nie do końca- odparł, wciąż nigdzie nie widząc Ellie.
- W końcu nie jestem jedyna. Przyjaciółka mnie to przywlokła, bo się w nim zakochała- zaśmiała się. Louis dostrzegł współlokatorkę, rozmawiającą z Jeanem. Wyglądała na niebowziętą, natomiast jego wzrok zdecydowanie nie utrzymywał się na wysokości jej twarzy.
- Może wyrwalibyśmy się stąd? Mam mieszkanie niedaleko...- dziewczyna przygryzła wargę, jednak naprawdę miał to gdzieś. Nic nie odpowiadając udał się w kierunku dziewczyny. Przedzierał się przez tłum wręcz czując jak się w nim gotuje, kiedy ręka Francuza dotknęła jej ramienia.
- Excusez-moi un instant*- przerwał rozmowę i ignorując wrogie spojrzenie Dickera, wyciągnął Ellie na korytarz.
- Co to miało być?- spytała z wyczuwalną złością.
- Nie widziałaś jak się na ciebie gapił? Jakby miał cię rozebrać i wziąć na podłodze?- stali w kącie za dużą kolumną obok szatni. W czekoladowych oczach dostrzegł coś czego wcześniej nie widział.
- No i co?- odparła jak gdyby nigdy nic.
- I co?! To było obrzydliwe!
- Tak jak ta blondyna, z którą flirtowałeś!- krzyknęła, jednak nikogo nie było w pobliżu, więc nikt oprócz ich nie był świadkiem ich kłótni.
- Mam cię przepraszać za to, że jestem przystojny i jakaś laska się do mnie przyczepiła?- zaśmiał się ironicznie czując, że zaraz wybuchnie.
- Jesteś cholernym dupkiem!
- To nie ja pindrzyłem się przed nieznajomą!
- W ogóle co cię to obchodzi? Jak to sam określiłeś jesteśmy tylko przyjaciółmi, więc nie powinno cię obchodzić, że jakiś koleś ze mną flirtuje.
- A jak do cholery niby mam cię nazwać?- przez dłuższą chwilę nie otrzymał odpowiedzi. Skrzyżowali swoje spojrzenia i coś w nim pękło, nie wytrzymał. Walnął w kolumnę pięścią przeklinając, po czym wpił się w jej usta. Poczuła chłód ściany na dekolcie na plecach, gdy ciało Tomlinsona przygniotło ją do marmuru. Przeszedł ją dreszcz, gdy przygryzł jej wargę. Jej dłonie ciągnęły go delikatnie za włosy, natomiast jego odważnie sunęły się ku dołowi. Jej serca waliło jak młotem. Tęskniła za tym uczuciem.
Odsunęli się od siebie, a Ellie dostrzegła ciemne oczy chłopaka czując dokładnie to samo. Próbowali wyrównać przyśpieszone oddechy patrząc na siebie nawzajem.
Dłoń chłopaka odnalazła jej, po czym ubierając płaszcze opuścili budynek.

*z francuskiego przepraszam na moment

Anielska Gra (Louis Tomlinson Fanfiction)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz