Rozdział siedemnasty

1.7K 146 2
                                    

This time I'm ready to run, escape from the city and follow the sun

Po pożegnaniu z Anisą, ubrała kożuch, przewinęła wokół swojej szyi wełniany szalik i opuściła budynek auli. Poczuła chłód niemal od razu. Zima w tym roku była wyjątkowo mroźna. Wszędzie leżał bialutki śnieg, a chłodny wiatr uderzał w twarz przechodniów, których i tak było dość sporo. Na dworze było już ciemno. Ellie poprawiła pasek swojej torby na ramieniu, po czym usłyszała swoje imię. Uniosła wzrok na bruneta opierającego się o maskę samochodu i wręcz nie mogła powstrzymać uśmiechu. Jej auto, niestety odmówiło posłuszeństwa i od kilkunastu dni chodziła wszędzie piechotą, więc wspólny powrót do domu bardzo jej odpowiadał. Zwłaszcza, że czuła, że jej dłonie zaraz zamarzą.
- Hej- przytulili się, po czym oboje zajęli miejsca na skórzanych siedzeniach.
Od razu poczuła przyjemne ciepło na lodowatej skórze.
- Proszę- w jej dłoniach znalazł się plastikowy kubek, który szybko ogrzał jej ręce.- Zbożowa- podpowiedział i sam upił łyk swojego napoju.
- Dziękuję- zapięła pas i uśmiechnęła się w kierunku bruneta, który właśnie wyjeżdżał z parkingu kampusu. Przez ostatnie tygodnie stali się sobie naprawdę bliscy. Codziennie rozmawiali, droczyli się ze sobą i żartowali. Nie poruszali trudnych tematów, co obojgu zdecydowanie pasowało i sprawiało, że czuli się w swoim towarzystwie bardzo dobrze. Nie wiedziała, czemu ją odebrał, skoro zazwyczaj o tej porze bywał w instytucie i nie odezwałaby się, gdyby nie to, że Tomlinson zamiast skręcić w prawo na ich ulicę, jechał przed siebie.
- Chyba pomyliłeś drogę.
Zeskanowała jego twarz, na której pojawił się sprytny uśmieszek.
- Możesz mi wierzyć, doskonale wiem, gdzie jadę- odparł tajemniczo, a El nie chcąc wywołać kolejnej kłótni siedziała cicho. Aż do momentu, gdy wjechali na parking lotniska.
- Lecisz gdzieś? -spytała zupełnie zdezorientowana.
- Lecimy- poprawił ją, parkując auto na wolnym miejscu. Singleton powtórzyła sobie w głowie wszystko, co usłyszała. Doszła do jednego wniosku.
- Dobrze się czujesz?- brunet zaśmiał się na to pytanie.
- Czuję się świetnie- opuścił auto i otworzył bagażnik. Brunetka odpięła pasy i wysiadła. Louis wyjął dwie walizki i postawił je przed wciąż oniemiałą Singleton.
- Wytłumaczysz mi o co chodzi?
- Później, bo zaraz samolot nam odleci- zaczął iść w kierunku wejścia, jednak stanął, gdy nie usłyszał za sobą kroków.
- Przecież ty masz zajęcia, pracę w instytucie, a ja muszę być jutro u Leny- zaczęła wymieniać, a Louis tylko przewrócił oczami.
- Coś we mnie nie wierzysz... Wszystko załatwiłem, więc po prostu... Ucieknij ze mną na kilka dni, okej?- delikatny uśmiech na jego ustach, wystarczył by zostawiła Manchester i wsiadła do samolotu.
**
Spóźniając się na odprawę, Singleton nie miała nawet okazji zobaczyć, gdzie lecą. Nie rozumiała, co Tomlinson'owi strzeliło do głowy, ale siedziała cicho i jak to określił "po prostu z nim uciekła". Gdy weszli do samolotu, dostrzegła rozgniewane spojrzenia pasażerów, którzy musieli na nich czekać. Poczuła się głupio, ale z drugiej strony nie była to jej wina. Stewardessa, która jako jedyna nie chciała ich zabić wzrokiem, wskazała im miejsca z uśmiechem. Po kilku minutach, samolot ruszył i widziała cały Manchester z góry. W całym swoim dwudziestoletnim życiu nie leciała za wiele razy. Raz do Nowej Zelandii do ciotki, raz do Irlandii i raz do Włoch na ślub kuzynki. Nie znała się na samolotach, ale zdecydowanie klasa, w której się znajdowali nie była klasą ekonomiczną. Spojrzała na chłopaka obok siebie i zaśmiała się cicho.
- Wariat-on tylko uśmiechnął się i wzruszył ramionami. Nie miała nawet siły pytać go o wszystko, więc po prostu zdała się na niego.
Nie miała pojęcia, kiedy zasnęła, ale wiedziała, że teraz jego dłoń znajduje się na jej ramieniu. Otworzyła delikatnie oczy i ujrzała go nad sobą.
- Wstawaj, śpiąca królewno.
Niechętnie zsunęła z siebie bordowy koc i wstała. W samolocie byli już tylko oni. Szybko zebrali swoje rzeczy i ruszyli by odebrać walizki.
Ellie dostrzegła francuskie tabliczki kierujące do łazienek i przejść paszportowych. Po chwili ujrzała wielki napis Marsylia Airport. Wciąż nie otwierała ust, gdyż bała się, że to wszystko to sen i zaraz się obudzi.
Wychodząc z lotniska, dopiero poczuła, że może coś z siebie wydusić.
- Czy ty naprawdę zabrałeś mnie do Francji, lekceważąc wszystko wokół?
- Że też od razu lekceważąc?- uśmiechnął się, w sposób, który uwielbiała. Chciało jej się płakać ze szczęścia. Zawsze marzyła o podróży do Marsylii.
Wsiedli do taksówki i po podaniu adresu, bardzo szybko znaleźli się pod piękną willą. Opuścili pojazd, a Ellie znów poczuła napływające łzy. To było po prostu zbyt piękne by było prawdziwe.
- Chodźmy do środka, bo zaraz zamrznę- wyrwał ją z zamyśleń. Weszli do domu i widząc wnętrze, Singleton nie umiała opanować łez. Wszystko było piękne. Białe panele na ziemi, pastelowe barwy na ścianach, staromodne meble i widok z okna. Światła miasta i morze. Odwróciła się od szyby w stronę bruneta i rzuciła mu się na szyję. Przycisnął ją mocniej do siebie.
- Wszystkiego najlepszego- szepnął i pocałował ją w czubek głowy.
Ellie uśmiechała się przez łzy. Jej urodziny były tydzień temu, i nie miała pojęcia skąd o tym wiedział, ale naprawdę to nie miało teraz znaczenia.
- Przecież to wszystko musiało kosztować fortunę.
- Zapłaciłem tylko za bilety lotnicze, jeśli chcesz wiedzieć.
- A to?- rozejrzała się wokół.
- To jest moje- odparł najzwyklej w świecie. Nie wiedziała co powinna powiedzieć, więc tylko go przytuliła i szepnęła ciche "dziękuję".

Hej 🎀
Przepraszam za przerwę, ale nauka, nauka i jeszcze raz nauka. Mam nadzieję, że się nie gniewacie. Dziękuję bardzo za ponad 3k, to niesamowite. 💕
Ściskam mocno,
@wiggleash xx
Ps zaczęłam nowe opowiadanie, jeśli chcecie to zapraszam na mój profil 💁

Anielska Gra (Louis Tomlinson Fanfiction)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz