Rozdział dwudziesty siódmy

1.7K 141 8
                                    

Wanna hear your beating heart tonight

Delikatny uśmiech wkradł się na jej twarz, gdy Louis przekroczył próg sali. Otworzyła usta chcąc się przywitać, jednak widząc drugą, doskonale znaną jej postać, zamknęła je. Tomlinson zajął miejsce na jej łóżku i ścisnął jej dłoń, jednak szybko ją zabrała.
- Co on tu robi?- spytała nie odrywając wzroku ze współlokatora. Najwidoczniej nie zauważył, jej ostrej reakcji, gdyż spokojnie jej odpowiedział.
- Chce pomóc- kątem oka spojrzała na chłopaka, który trzymał dłonie w kieszeniach i patrzył w ziemię. Kalifornijski klimat sprawił że jego skóra była idealnie opalona. Ellie dostrzegła zarys mięśni i lekki zarost. Poza tym w ogóle się nie zmienił.
- Ale ja nie chcę jego pomocy- wiedziała, że te słowa go zabolą. Chciała, żeby cierpiał tak jak ona, jednak gdy je wypowiedziała, nie poczuła wcale wewnętrznej ulgi.
- Ellie- Louis zaczął cicho, znów próbując złapać jej dłoń. - Spójrz na mnie, proszę- ton jego głosu sprawił, że nie umiała zrobić inaczej niż powiedział. Przeszedł ją delikatny dreszcz. Uniosła wzrok na zmartwione, morskie oczy wpatrzone w nią.- Przeszczep rodzinny jest możliwy tylko od rodzeństwa i daje o wiele lepsze rezultaty niż te od nieznajomych- mówił delikatnie i gładził jej dłoń.- On chce dobrze- po tych słowach wescthnął i spojrzał na 26-latka. Skinął do niego i wyszedł na korytarz.
Od momentu, w którym Tomlinson postanowił opuścić salę, między nimi panowała cisza, która rozrywała Singleton od środka. Zegar przed jej łóżkiem wskazywał, że minęła zaledwie minuta, jednak dla obojga trwało to o wiele dłużej. Gdy odważyła się odwrócić głowę w jego kierunku, on zrobił to samo. Orzechowe oczy identyczne do jej wpatrywały się w nią z wieloma różnymi uczuciami i emocjami. Nie widziała ich od ośmiu lat i nagle znikąd się pojawiły. Przez jej głowę przeleciało mnóstwo wspomnień, milion pytań i różnorodne obelgi, jednak zachowoła stoicki spokój.
- Nie byłeś nawet na jego pogrzebie- przez jego twarz przebiegło lekkie zdezorientowanie, po czym zajął miejsce na krześle obok. Analizowała każdy jego najmniejszy ruch.
- Els...- jego ciepły, melodyjny głos odbijał się w jej bębenkach.
- Nie mów tak do mnie- przerwało mu chłodno, jednak nie speszyło go to.
- Jest tak wiele rzeczy, o których nie masz pojęcia- westchnął, a jego stwierdzenie spowodowało zmarszczenie brwi.- Jesteś taka blada. Nie poznałem cię.
- Ludzie zmieniają się po ośmiu latach, nie sądzisz?- chciała zabrzmieć ironicznie, jednak głos jej się załamał, a do oczu napłynęły łzy.- Po prostu wyjechałeś, nie przejmując się niczym!- miała wrażenie, że wielka gula w jej gardle była rozmiaru piłki do koszykówki. Jej ciało ogarnęły lekkie drgawki, a po policzkach płynęły łzy.- Codziennie zastanawiałam się, czy napiszesz, czy wrócisz, co zrobiłam nie tak... - jego duża dłoń przykryła jej, próbując opanować jej histerię.
- Ellie, to naprawdę nie było tak, jak on ci wmawiał- spojrzała na jego twarz.
- Co?- wybełkotała.
- Ojciec zdradzał mamę wielokrotnie. Wiem, bo sam widziałem- jej oczy poszerzyły się do wielkości spodka. Chyba się nie przesłyszała?- Wracałem od Jess i wtedy nakryłem go z jej przyjaciółką. Nawet nie wiesz jak się wtedy czułem... Nocami nie spałem, a gdy w końcu powiedziałem mamie, ona po prostu uśmiechnęła się smutno i skinęła głową. Ona wiedziała.
- Nie wierzę ci, on by tego nigdy nie zrobił!- wyrwała dłoń, czując dziwne uczucie przeszywające ją od środka. Wystarczyło jedno spojrzenia jej brata, by wiedzieć, że nie kłamie. Można było dużo o nim powiedzieć, ale zawsze mówił prawdę. Poczuła się tak jakby zaraz miała zwymiotować, potem uderzyło ja nieprzyjemne uczucie gorąca.
- Jak?- serce waliło jej jak młotem.
- Wcale nie miał nocnych zmian i wcale nie był wzorowym funkcjonariuszem. Wiem, że był naszym ojcem i wiem, że brzmi to okropnie, ale ucieszyłem, się gdy umarł. Mama nie widywała się z nami, bo przegrała z jego prawnikami. Sąd odebrał jej prawa rodzicielskie. Gdy skończyłem osiemnaście lat chciałem cię adoptować, ale to nie było możliwe bez stałej pracy, więc wyjechałem i wtedy miałem dostać prawa rodzicielskie, ale to nie było takie proste.
- Czemu po prostu nie zadzwoniłeś?
- Robiłem to setki razy! Dzwoniłem, pisałem, wysyłałem prezenty w twoje urodziny i w gwiazdkę... Nigdy ich nie dostałaś?- spytał widocznie w szoku.- Przez ten cały czas myślałem, że nie chcesz mnie znać, dlatego nie odpisywałaś.
Suchość w gardle nie pozwoliła jej mówić. Zaczęło jej się kręcić w głowie. Cała sytuacja była taka surrealistyczna. Człowiek, którego kochała ponad swoje życie, wcale na to nie zasługiwał, a kobieta, którą nienawidziła była niewinna. Czuła kolejną falę łez, tym razem ramiona jej brata objęły ją delikatnie, a ona pomoczyła mu całą koszulkę. Tyle lat żyła w jednym, wielkim kłamstwie. Tyle lat zmarnowała na kogoś, kto na to nie powinien dostać nawet połowy tego czasu.
- Przepraszam- szeptała.
- Nie masz za co. Powinienem był wrócić- trwali tak chwilę, a ona zdała sobie sprawę, że cholernie tęskniła. Za jego dołeczkiem, za jego oczami, które oboje odziedziczyli po mamie, za jego śmiechem i spokojem, który zawsze miał w sobie.
- Panie Singleton? Jest pan gotowy na badanie?- doktor Green weszła do sali z typowym dla niej lekkim, pocieszającym uśmiechem.
- Tak, już idę- lekarka opuściła salę, a Luke jeszcze raz spojrzał w oczy siostry. Była taka delikatna i drobna, prawie jakby była malutką dziewczynką. Wyjechał, gdy miała zaledwie jedenaście lat. Widząc ją słabą i schorowaną, w życiu by jej nie poznał.
- Masz świetnego chłopaka swoją drogą, chyba ci z góry go zesłali- uśmiechnęli się.
- Na pewno musieli maczać w tym palce- odparła cicho, po czym sylwetka chłopaka skierowała się do wyjścia. Chwilowa cisza została przerwana przez nagły powrót Louisa. Pocałował ją w czoło i usiadł na łóżku splatając ich palce.
- Dziękuję, Louis. Za wszystko- szepnęła, a jego kąciki ust uniosły się ku górze. Westchnęła, próbując sobie wszystko poukładać. Chłopak widząc jej smutek, zdecydowanie nie mógł tego zostawić.
- Przesuń się- rozkazał, ale delikatnym głosem.
- Co?- jednak znów zrobiła to, o co ją prosił. Położył się za nią i objął ramionami przyciskając do klatki piersiowej. Jego ciepło i spokojne bicie serca, sprawiło, że czuła się dobrze. Jak w domu, gdzieś gdzie pasuje. Bezpieczna i zdrowa. Jej tętno uspokoiło się, a to, że cały jej świat się wali, nie liczyło się, gdy była z nim.
- Louis?
- Tak?
- Bardzo cię kocham, wiesz?
Chłopak uśmiechnął się pod nosem i złożył pocałunek na jej gołym ramieniu.
- Ja Ciebie też, El.

Anielska Gra (Louis Tomlinson Fanfiction)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz