Tim wzdychał kolejny raz, opowiadając o wieczornej rozmowie z Freddiem. Znowu mieli lekką sprzeczkę o zwykłą głupotę, a młody Tomlinson brał wszystko do siebie, nie mogąc później usnąć długie godziny i próbując skupić się na oglądanym filmie. Żalił się przyjaciółce, wchodząc do odpowiedniego budynku i naciskając dzwonek do mieszkania Casandry. Mieli odebrać przygotowane mleko, o co poprosił go Harry, dodając, że przesunęła mu się wizyta u psychologa, a kobieta później będzie niedostępna. Nie chciał wykorzystywać Louisa, bo Melody znowu nie miała zbyt dobrych dni, a oni chodzili niewyspani. Coraz częstsze kłótnie pojawiały się nie tylko w związku Tima, ale i u jego ojców, a on często był świadkiem ich warczenia na siebie. Obaj przyznawali, że są przemęczeni, a walentynkowy odpoczynek odszedł już w niepamięć.
– Miło cię wreszcie poznać, Zoey. – Casey uśmiechnęła się, wpuszczając ich do środka. – Jakie plany na ferie?
– Dużo serialu, popcornu i zimna – zaśmiał się Timmy, siadając na krześle, bo zostali poproszeni o kilka minut więcej. – Jak szkołą?
– A całkiem dobrze, dziękuję. Powinnyśmy startować na wiosnę. A co, wybierasz się?
– Harry coś wspominał o hiszpańskim i zastanawiali się, czy mnie nie wysłać, ale nie wiedzą, co będzie w ofercie.
– Hiszpański na pewno tam będzie, będziesz naszym ulubionym uczniem.
– Ta, zwłaszcza jak jedyne co zna to Hola i Señorita. – Nastolatek zmroził przyjaciółkę wzrokiem, gdy ta zaśmiała się, łapiąc się za brzuch.
– Śmiej się dalej, a zaraz będziesz płakać, że toniesz. – Uniósł brew w geście zwycięstwa, bo wiedział, że dziewczyna właśnie cierpi przez okres i takie dogryzanie zamknie jej usta.
– Jesteś niemiły, Tim. Jak Melody? – Casandra zmieniła temat, pakując mleko do torby.
– Ryczy, dużo ryczy. I się uśmiecha, a to urocze. No i chyba mnie poznaje, ale nie wiem w sumie.
– A jak jej uszko?
– Wygląda, jakby denerwowała się bez aparatu, ale już nie płacze, jak go zakładają i się nie wkurza. Czekaj, pokaże ci zdjęcie. – Chłopak chętnie chwalił się młodszą siostrą, robiąc jej mnóstwo zdjęć. Często korzystał z aparatu Harry'ego, później przepraszając za zużyty papier i obiecując, że odkupi, ale na obiecywaniu się kończyło. Brunet patrzył na syna, denerwującego się, że coś nie wychodziło i zastanawiał się, czy właśnie w tę stronę nie iść z prezentem urodzinowym. Czuł jednak, że aparat to zbyt mała rzecz na szesnaste urodziny i notował w głowie, że powinien poszukać czegoś spektakularnego.
Wchodzili do domu, w którym dopiero opadał pył po kolejnej kłótni. Harry ze zdenerwowaniem krzątał się po kuchni, próbując uspokoić walące serce, a Louis oddychał głęboko, idąc chodnikiem z wózkiem, bo potrzebował przewietrzenia się. Kłócili się o naprawdę głupie rzeczy, ale jednak kłócili się, a kłótnie odbijały się na ich związku. Oboje byli zmęczeni, tęsknili za momentami pełnymi lenistwa i seksu, bo od trzech miesięcy nie uprawiali go prawie wcale. Melody łamała wszelkie zasady opisane w podręcznikach i płakała głośno, zdzierając gardło przez kolki w nocy, a oni stawali na głowach, by ból prędko minął. Nie działały na nią żadne leki, a oni wylewali morze łez, siedząc z głupią suszarką i masując brzuch, jednocześnie ogrzewając je ciepłym powietrzem, bo w końcu sięgnęli po sposoby znane z babcinych czasów, gdy kolejną godzinę ich dziecko cierpiało. Hazz ostatnio dogryzał Louisowi na temat baru i uciekania do niego, a on łapał się na marzeniu, by tylko pojechać do pracy i nie ślęczeć kolejnej nocy nad kołyską. Nie spodziewali się, że rodzicielstwo, o którym tak marzyli, zamieni się w obraz wiecznego odburkiwania, czepiania się o głupoty i podnoszenia głosu na Tima, często bez większego powodu. Nastolatek naprawdę się starał i mogli nawet czasami wykorzystać jego wolną chwilę, prosząc o opiekę nad niemowlakiem, a oni przepraszali go za wszelkie nieudogodnienia.
CZYTASZ
Be my Love
FanfictionCZĘŚĆ DRUGA OPOWIADANIA "BE MY MEDICINE" (Uwaga spojlery!) Rodzina Tomlinson-Styles to nietypowa rodzina składająca się z dwóch zupełnie różnych facetów, dorastającego nastolatka i niedosłyszącej Melody, która niepełnosprawność nadrabia głośnymi krz...