Zimowe słońce nie miało szans przedrzeć się przez dokładnie zaciągnięte zasłony, dając przyjemny mrok i jeszcze chwilę na nacieszenie się ciszą. W oddali niewielkiego domu słyszeli głosy nastolatków, wcześniej płacz Melody, do której jednak nie poszli, gdy Harry uniemożliwił Louisowi podniesienie się, dodając, że jest pod dobrą opieką. Mieli w głębokim poważaniu dziesiątą na zegarku, obowiązki rodzicielskie i wiadomość od Tima, który na rodzinnej konfie pytał, czy idą na śniadanie. Czuli się wypoczęci i spełnieni po upojnej nocy i małym deserze z rana. Całowali się, rozkoszując możliwością nadrobienia straconych dni i obiecali sobie, że poświęcą ten poranek tylko dla ich dwójki, by przypomnieć sobie, jak fajnie jest spać bez bielizny i jak cudowne są orgazmy.
– Chcesz kawę? – zagaił w końcu Louis, który przez ostatnie minuty w ciszy wpatrywał się w męża.
– Mhm – mruknął brunet, ale nie poruszył się nawet o centymetr, nadal głaszcząc ukochanego po policzku, uśmiechając się nieznacznie.
Znowu zapanowała cisza, przerwana pukaniem do drzwi i głosem Tima, który pytał. Mówił o zagubionej kostce do ładowarki, ale jego słowa nie docierały do mężczyzn, którzy nadal cieszyli się sobą, wpatrując w swoje oczy.
– Och, okej, łapię – dodał nastolatek, widząc bokserki przy łóżku. – Nieważne, już mnie nie ma i te rzeczy, oddam później.
– A przyniesiesz nam kawę? – Ojciec wreszcie spojrzał na niego, przeciągając się i siadając, pozwalając Harry'emu położyć się na jego udach.
– A mam inne wyjście?
Louis rozkoszował się gorącym napojem, gdy pokój wypełnił się rozmowami i dźwiękiem telewizora. Uśmiechnął się na widok Melody przyniesionej przez babcię na poranną dawkę buziaków. Kobieta mówiła o spokojnej nocy, a oni nie mogli uwierzyć w jej słowa, idealnie pamiętając zarwane godziny i głośny płacz, towarzyszący im przez ostatnie tygodnie. Mieli jeszcze chwilę dla siebie, biorąc długi prysznic i schodzili na dół, gdzie dom tętnił życiem. Nastolatkowie wspominali o odbytym spacerze i pogodzie, która zaczyna się poprawiać. Wszyscy tęsknili za wiosną i słońcem, mając dość mrozu i krótkich dni. Odliczali dni do cieplejszego okresu, który dla Tima wiązał się jedynie z urodzinami, a on sam zaczynał mówić o prezentach. Lou wpuszczał jego życzenia jednym uchem i wypuszczał drugim, wiedząc, że prośby zdążą zmienić się jeszcze z dziesięć razy. Teraz z uśmiechem patrzył na teściową, zajmującą się najmłodszym członkiem rodziny i jadł odgrzane śniadanie, opowiadając o barze i sukcesach w związku z miejscem, które niejednokrotnie przyniosło mu łzy, gdy sprzeczał się z Harrym o przymus jechania do pracy. Pomysł spaceru zmienił temat, a brunet wyciągnął ręce po niemowlaka, odsuwając talerz nieco dalej. Przytulił dziewczynkę, która skrzywiła się, by po chwili obsypać ojca malutkim uśmiechem.
– A kto tak ładnie pachnie? – zagaił, poprawiając jasne włosy. – Omnomnom. – Udawał, że gryzie malucha w rękę, by ostatecznie pocałować małą dłoń.
– Chcesz ją nieść, Harry? – Louis zbierał talerze, całując policzek córki, która roześmiała się.
– Jasne.
Od jakiegoś czasu zauważyli, że Mel nie lubi ograniczeń stawianych przez gondolę i jest coraz bardziej ciekawska świata, który chętniej poznaje się z poziomu nosidełka. Przebierali się, rozmawiając o przyjeździe do Manchesteru, co okazało się naprawdę dobrą decyzją. Dopiero tu uświadomili sobie, jak bardzo tęsknili za rodziną Stylesów i przekonali się do dłuższych podróży z niemowlakiem. Pokonywali kolejne ulice miasta, rozmawiając o poprzednich tygodniach rozłąki, a Lou ciągle poprawiał czapkę dziewczynki, która w końcu zdenerwowała się i okazała wszystko głośnym płaczem.
CZYTASZ
Be my Love
FanfictionCZĘŚĆ DRUGA OPOWIADANIA "BE MY MEDICINE" (Uwaga spojlery!) Rodzina Tomlinson-Styles to nietypowa rodzina składająca się z dwóch zupełnie różnych facetów, dorastającego nastolatka i niedosłyszącej Melody, która niepełnosprawność nadrabia głośnymi krz...