- Co ty tu do cholery robisz? - warknęłam w stronę Starka. - Śledzisz mnie? - wstałam uprzednio wycierając oczy rękawem bluzy.
- Płakałaś? - zapytał mnie z troską w głosie próbując się do mnie zbliżyć.
- Zostaw mnie i wyjdź stąd - burknęłam unikając kontaktu wzrokowego.
- Możemy porozmawiać? - widziałam w jego oczach nadzieję, a poza tym wiedziałam, że nie odpuści, a kłócenie się z nim w domu przyjaciółki to nie najlepszy pomysł.
- Chodźmy na zewnątrz - powiedziałam niechętnie.
- W razie co to mnie zawołaj. - krzyknęła do mnie moja przyjaciółka jak zawsze pewna siebie, spojrzałam na nią tylko i nie powiedziałam ani słowa.
Wyszliśmy z Tonym przed dom Rethy. Było już późno i robiło się coraz zimniej jednak kiedy Tony był blisko mnie zapominałam o wszystkim. Teraz musiałam się opanować. Byłam rozgoryczona tym co dzisiaj się stało i najchętniej zniknęłabym gdzieś pod ziemię.
- Rose... - zaczął Tony.
- Nic nie mów. To wszystko nie ma sensu. - powiedziałam z bólem.
- Co masz na myśli? - zamyślił się - Nas?
- Nie ma takiego czegoś jak my . Jestem ja, ty i twoja dziewczyna. Nie rozumiem po co cały czas mnie przy sobie zatrzymywałeś. - mówiłam coraz szybciej - Ona do ciebie pasuje. Nie to co ja, nie potrzebuje być niczyją utrzymanką i nie zamierzam nią być. Czuje się jak zwykła szmata, nic nie mogę dać ci w zamian... - mówiłam nieprzerwanie czując jak łzy zbierają mi się pod powiekami.
- Nawet tak nie mów! - warknął Tony wyraźnie niezadowolony - Nie jesteś żadną szmatą nigdy więcej tak nie mów jasne?! - krzyczał - Sophie to nikt ważny to wszystko to pomyłka...Nic mnie z nią nie łączy ona...Ona zrobiła sobie nadzieje na coś więcej ale ja nic do niej nie czuję. - przełknął ślinę - Ty się liczysz - stwierdził miękko, a w końcu samotna łza poleciała po moim policzku. Nie chciałam jednak żeby ją widział.
- Ale nie protestowałeś kiedy uwiesiła się na twoim ramieniu - powiedziałam ale zatrzymałam się na chwilę po czym dodałam - Z resztą nie mam prawa ci mówić takich rzeczy. Przecież nie byliśmy razem i nigdy nie będziemy prawda? - zapytałam retorycznie wysilając się na sarkastyczny uśmiech - Odejdź stąd. Proszę. To wszystko to był błąd.
- Naprawdę tak uważasz? Naprawdę uważasz, że to co się działo kiedy byliśmy razem to był błąd? - zapytał zasmuconym głosem ale bałam się na niego spojrzeć i bałam się cokolwiek odpowiedzieć - Dobrze, odejdę ale odpowiedz szczerze. Kochasz mnie?
- Nie - odpowiedziałam cicho nadal na niego nie patrząc. Słyszałam tylko jak odchodzi, trzaska drzwiami i odjeżdża z piskiem opon.
Kilka dni później
Pov Tony
- Możesz mi łaskawie powiedzieć co ty robisz? - zapytał mnie Steve kiedy wszedł do mojego laboratorium jak do siebie - Naprawdę Tony? Naprawdę? - zapytał kiedy zobaczył mnie opartego o jeden z blatów. Zdawałem sobie sprawę, że jestem pewnie brudny i nieuczesany ale już nie musiał tak przeżywać.
- Coś się stało? - zapytałem obojętnie nie podnosząc wzroku.
- Jeszcze się pytasz? Happy do mnie dzwonił bo ty podobno od nikogo nie odbierasz telefonu, nie pojawiasz się w firmie i wszędzie panuje jeden wielki chaos do tego... Zaraz - zatrzymał się - czy ty palisz? - zapytał mnie podnosząc z popielniczki papierosa którego niedawno zgasiłem. Miałem je jeszcze od momentu kiedy zabrałem je Rose - Wiesz, że nie możesz tego robić. Masz w sercu...
- Tak tak wiem reaktor bla, bla, bla. Słuchaj Steve doceniam ale nie potrzebuje tatusia. Jakbyś nie zauważył jestem dorosły i sam za siebie odpowiadam.
- A może właśnie potrzebujesz? Bo widzę, że samemu nie radzisz sobie zbyt dobrze.
- Mogłem cię nie wpuszczać... - wtrąciłem mu się - Miałem już ojca i wiesz co? Nie brakuję mi go! Całe życie traktował mnie jak śmiecia i musiałem radzić sobie sam i teraz będzie tak samo...
- Stark do cholery, nie uciekaj przed rzeczywistością bo i tak w końcu cię dopadnie - chwycił mnie za ramię - Chodź wychodzimy z tego syfu - stwierdził i wyszliśmy schodami z laboratorium do mieszkania.
- I co chcesz teraz udawać Kapitana Dobrą Radę? Fury nie woła cię przypadkiem na jakąś misje? - zapytałem najbardziej sarkastycznie i złośliwie jak tylko się dało. Wiedziałem, że Rogers na to nie zasługuje ale musiałem rozładować emocje.
- Jasne coś jeszcze chciałbyś dodać? - zapytał ze spokojem - Jeśli nie to teraz powiedz mi w końcu co się stało?
- A co się miało stać? - zapytałem retorycznie - Dziewczyna na której po raz pierwszy mi zależało zostawiła mnie bo laska za jaką każą mi wyjść musiała wpieprzyć się w najmniej odpowiednim momencie. Z resztą po co ja ci to mówię? Przecież tobie też nie pasowało, że zadaję się z Rose więc lepiej wyjdź zanim zaczniesz prawić mi te swoje morały...
- Tony...
- Nie rozumiesz? Nie zamierzam....
- Tony! Cholera uspokój się w końcu. - krzyknął Steve stając naprzeciw mnie - Jak myślisz co miałem sobie myśleć kiedy powiedziałeś mi, że spotykasz się z dziewczyną o 10 lat młodszą? Wiesz, że nie chce dla ciebie źle.
- Ona była jeszcze za mała - głęboko westchnąłem w stronę Rogersa.
- Ogarnij się w końcu - klepnął się z niedowierzaniem w głowę i wyszedł.
- Poczekaj - zatrzymałem go w drzwiach - Steve, ja ją zraniłem nie wiem co robić, pomóż mi. - powiedziałem wręcz błagalnym tonem.
- Może wyznaj jej prawdę? - powiedział spokojnie pewnym siebie głosem.
- Ona mnie wtedy znienawidzi. Ona powiedziała, że mnie nie kocha ale jej nie wierzę i nie chcę jej stracić.
- A ty ją kochasz? - zapytał Rogers jak gdyby nigdy nic, a ja zmierzyłem go wzrokiem marszcząc brwi. Nie myślałem nad tym.
- Nie wiem czy to, że zależy mi na niej jak cholera można nazwać kochaniem ale jeśli tak, to tak. Kurwa nie pozwolę jej tak po prostu odejść. - przebudziłem się nagle i postanowiłem, że pojadę do Rose do szkoły. Nie wierzę jej, że nic do mnie nie czuje.
~~~~~~~~~~~~
Dziękuję wszystkim którzy tutaj zaglądają! Dzisiaj krótki rozdział ale myślę, że już jutro pojawi się następny ;*
Wiem, że rozdziały pojawiają się nieregularnie ale technikum zabiera mi dużo wolnego czasu i to dlatego ehh
Jeszcze raz dziękuję!
CZYTASZ
Jesteś jeszcze za mała / Tony Stark
RomanceZakończone Geniusz, playboy i filantrop czyli dobrze wszystkim znany Tony Stark. Jego życie nigdy nie zmieniło tempa. Imprezy, dziewczyny alkohol... Właśnie, dziewczyny. Co jeśli straci się resztki moralności bo czyiś uśmiech nagle stanie się słońce...