Pov Rose
- Już lepiej? - zapytał mnie Tony.
Powiedziałam mu rano, że źle się czuje i nie poszedł do pracy żeby ze mną zostać.
- Nie martw się, to niedługo przejdzie.
- Dzwoniłem do twojego lekarza ale może cię przyjąć dopiero po południu. Będę wtedy na balu ale kierowca cię zawiezie.
- Miałam jechać do niego dopiero po dwóch tygodniach a to jeszcze kilka dni. - powiedziałam łapiąc się za klatkę, która strasznie mnie bolała. Jakby coś okropnie ciężkiego na niej leżało.
- Nie Rose. Pojedziesz już dzisiaj. Nie będziesz odkładała wszystkiego na potem. - gładził mnie po głowie, a ja lekko się podniosłam aby usiąść na tej kanapie.
- Gdzie są te tabletki przeciwbólowe? - zapytałam przeszukując wzrokiem salon.
- Wzięłaś ich już dużo, są bardzo silne. Nie możesz więcej. - stwierdził twardo.
- Nie mogę?
- Nie.
- Właśnie, że mogę. - chciałam już wstać ale Tony przytrzymał mnie i obalił delikatnie na kanapę.
- Zaszkodzisz sobie. Za dużo bierzesz już innych lekarstw.
- Ty też nie jesteś święty. - położyłam się bo ból coraz bardziej mi ciążył.
- Co masz na myśli? - zapytał zdezorientowany.
Zastanawiałam się chwilę czy powiedzieć mu o tym że wiele razy widziałam jak łykał kilka jakichś tabletek na raz. Myślałam, że może nie powinnam się wtrącać chyba, że też coś przede mną ukrywa.
- Też co chwilę łykasz jakieś tabletki. - wzruszyłam ramionami. - I to kilka na raz. - spojrzałam na niego wymownie.
- O czym ty mówisz? - udawał, że nie wie o co chodzi.
- Na co one są? - drążyłam temat.
- Mniejsza. Teraz ty jesteś ważniejsza.
- Tony. - warknęłam przez zęby.
- To skomplikowane. - wywrócił oczami.
- I uważasz, że jestem za głupia żeby to zrozumieć?
- Nie mów tak. - westchnął. - Pallad, który nosiłem w reaktorze kilka razy zaczął się żarzyć. Bruce zrobił zdjęcie rentgenowskie i okazało się że wypalił mi niektóre tkanki serca. Opracowaliśmy razem jakieś lekarstwo, które ma sprawić, że odrosną ale nie wiem do końca czy to działa. Ale wiem że te tabletki potrafią uzależnić i dlatego biorę kilka na raz. - zaśmiał się jak gdyby nigdy nic.
- Ty jesteś nienormalny! - podniosłam się, zapominając o bólu. - Przecież ty paliłeś papierosy w tym czasie. W ogóle o siebie nie dbasz.
- Mówi to osoba, która nie chce wcale łykać tabletek i jak przypominam również cały czas paliła papierosy.
- Ja to co innego. - obruszyłam się. - Ja nikogo nie obchodzę ale ty tak. - wytłumaczyłam kiedy skierował na mnie pytające spojrzenie.
- Mnie obchodzisz i to bardzo. - uścisnął moją dłoń. - Uwierz w końcu, że jesteś wspaniała. - przyłożył swoje czoło do mojego, patrząc mi w oczy. - Nie wiem nawet czy ja na pewno na ciebie zasługuję.
- Nie wie...
- Cicho. - przerwał mi. - Nie bulwersuj się tylko uwierz. - poczochrał mnie po włosach. - Nie widzisz ile nas łączy? Ja mam problemy z sercem tak samo jak ty. No z tą różnicą, że ja w praktyce nie mam serca. No i oboje nie przejmujemy się tym co będzie. - uśmiechnął się ukazując szereg białych zębów. - To na pewno przeznaczenie.
- Kochany jesteś.
***
Patrzyłam jak Tony dopina spinki od garnituru. Wyglądał obłędnie, w jasno-brązowym garniturze, poprzecinanym różowo czerwoną kratką. Mimo, że garnitur był naprawdę genialny to denerwował mnie fakt, że założył go dla Sophie.
Bo musi pasować do jej sukienki.
Widziałam też po jego twarzy, że jest jakiś spięty, nieobecny.
- Wszystko w porządku? - zapytałam w końcu.
- Tak, jasne. - uśmiechnął się niemrawo.
- Na pewno? - podeszłam do niego i pomogłam mu zapiąć drugą spinkę bo się z nią męczył. Do tego straszie drżały mu dłonie.
- Rose.
- Tak? - spojrzałam na niego bo głos mu zadrżał.
Widziałam, że od kilku dni był struty ale dzisiaj wyglądał okropnie. Może nie tyle co wyglądał ale zachowywał. Jego pewność siebie nagle wyparowała.
- Kocham cię, wiesz?
- Tak Tony. Ja ciebie też kocham. - chwycił mnie za dłonie i uniósł do góry.
- Obiecasz, że nie przestaniesz? Nawet jeżeli zrobiłbym tobie coś czego bym żałował, a ty nie chciałabyś mnie znać.
- O co chodzi? - byłem zdezorientowana. Nigdy wcześniej się tak nie zachowywał. - Jeżeli coś się stało to po prostu powiedz.
- Nic się nie stało. Po prostu powiedz, że obiecujesz.
- Tak...tak obiecuję.
Nie zdążyłam nic więcej powiedzieć bo Tony wpił się swoimi ustami w moje, czule mnie całując.
- Weź teraz tabletkę. Kierowca będzie tutaj o 17:30. Wskaż mu tylko adres. - narzucił na siebie czarny płaszcz. - A i gdyby coś się działo to od razu dzwoń, jasne?
Pokiwałam twierdząco głową, a chłopak uśmiechnął się blado, uciekając wzrokiem po czym wyszedł.
Miałam godzinę czasu zanim miałam wyjechać więc zaczęłam się ogarniać. Przebrałam się w czarne rurki i biały t-shirt. Moje włosy jak zwykle były w okropnym stanie więc poświęciłam kilkanaście minut żeby je jakoś ułożyć. Postawiłam w końcu na niechlujnego koka bo nic innego i tak by nie wyszło.
Zaczęłam szukać karty zdrowia i innych dupereli potrzebnych do wizyty. Ból tymczasowo przeminął i nie czułam na razie potrzeby jechać do lekarza ale Tony się uparł.
Wrzuciłam wszystko do torebki. Zabrałam telefon se szklanego stolika, a on w tym samym momencie zawibrował. Była to wiadomość od Starka.
Tony: Przyjedziesz na moment do firmy na bal? Musisz coś zobaczyć.
Ja: Co takiego?
Tony: To ważne, przyjedź skarbie.
Ja: Ok, niedługo będę.
Byłam szczerze zdziwiona dlaczego mam tam pojechać. Wcześniej nic nie wspominał, a poza tym tam będzie masa ludzi. Ktoś może nas razem zobaczyć albo jeszcze jakiś dziennikarz zrobi zdjęcie. Wydawało mi się to nieodpowiedzialne ale wiedziałam, że Tony wie co robi i mogę mu zaufać.Chwilę później siedziałam w luksusowym samochodzie i jechałam do firmy. Byłam tak ciekawa co on takiego ode mnie chce, że droga dłużyła mi się niemiłosiernie.
**************
Szczęśliwego Nowego Roku Kochani✨❤
CZYTASZ
Jesteś jeszcze za mała / Tony Stark
RomansaZakończone Geniusz, playboy i filantrop czyli dobrze wszystkim znany Tony Stark. Jego życie nigdy nie zmieniło tempa. Imprezy, dziewczyny alkohol... Właśnie, dziewczyny. Co jeśli straci się resztki moralności bo czyiś uśmiech nagle stanie się słońce...