Pov Tony
- Hej Eva. - oparłem się łokciem o blat biurka sekretarki.
- Dzień dobry panie Stark. - dziewczyna uśmiechnęła się z maślanymi oczami.
- Powiedz mi ten nowy pracownik, Terry, pamiętasz? Przygotowałaś mu dokumenty.
- Tak pamiętam.
- Gdzie kierownik usług przydzielił mu stanowisko? - kiedy zapytałem dziewczyna od razu zaczęła szukać go w bazie danych.
- Jest na samym dole. Aktualnie sprawdza połączenie rurociągowe w firmie. Tak przynajmniej jest napisane.
- Okej, dzięki.
Obróciłem się na pięcie i ruszyłem do windy. Chciałem pogadać z ojcem Rose. Zobaczyć czy nie ściemnia.
Chwilę później byłem już w podziemnym korytarzu firmy. Nic praktycznie się tam nie znajdowało oprócz kilku automatów, jakiś krzeseł i drzwi do pomieszczeń gospodarczych.
Mężczyzny nie trudno było dostrzec. Stał przy wyjętym kawałkiem ściany, za którym znajdowało się okablowanie i właśnie rury.
- O, dzień dobry. - powiedział kiedy tylko mnie zobaczył. - Nie podam ręki bo... - wskazał na ubrudzoną od metalu i jakiegoś oleju dłoń.
- To nic. - wydymałem policzki. - Jak się trzymasz?
- W sensie?
- Z alkoholem.
- Jest trudno. - westchnął. - Ale nie piję cały czas, od momentu kiedy do ciebie przyszedłem. - faktycznie nie wyglądał już na pijaka. Wydawał się teraz nawet całkiem w porządku gościem.
- Oby to już tak zostało. - włożyłem ręce do kieszeni spodni. - Ale gdybyś potrzebował pomocy to wal śmiało. - naprawdę uwierzyłem w tego gościa.
- Nie wiem co bym bez ciebie zrobił. - czyżbym właśnie ja pomógł komuś zmienić jego życie? A całe życie mi powtarzali, że jestem nic nie wartym gnojkiem.
- To jeszcze nic. Musisz jeszcze dużo nadrobić. - poklepałem go po plecach, a on uśmiechnął się blado.
- Niezłe nie? To ja powinienem prawić tobie morały za to że bierzesz się za moją córkę, a tym czasem ty ratujesz mi tyłek.
- Trzeba jakoś płacić za błędy. - a trochę ich popełniłem.
- Rose miała szczęście, że cię poznała.
Uśmiechnąłem się i ruszyłem do wyjścia. Nikt nie wie jakie to ja miałem szczęście, że ją poznałem. Ona mnie zmieniła. Wyprowadziła na ludzi. Pokazała co to naprawdę znaczy być bezinteresownym. Chociaż i tak nadal jestem cholernym dupkiem i w jednym procencie jej nienawidzę za to, że zakochała się w kimś takim jak ja. Cały czas ją okłamuje, a ona przecież na to nie zasługuje. Jest ze mną zawsze szczera.
Bal był już za trzy dni. Coraz bliżej tego całego teatrzyku i z każdą myślą o tym kuło mnie w sercu. Co ja mam robić?
Nie pozostało mi nic innego jak pojechać do niezastąpionego Rogersa.
***
- Niespodziewałem się ciebie. - stwierdził Steve kiedy otworzył mi drzwi.
- Tak też się cieszę, że cię widzę.
Wszedłem jak do siebie, nie czekając nawet na zaproszenie. Rozsiadłem się na kanapie w jego salonie i zatraciłem się w tej chwili wytchnienia.
- Nie ma Veronici?
- Wyobraź sobie, że ona też pracuje. - zaśmiał się, faktycznie Veronica pracowała gdzieś w szkole chyba. - A więc co się stało? - uniósł brew, a ja zrobiłem automatycznie to samo.
- A skąd wiesz, że coś się stało?
- Nie muszę pytać. Widzę po twojej minie. Zestarzałeś się o kilka lat. - parsknął.
- Komuś tu dopisuje humor, mrożonka. - burknąłem.
- Oj no weź. - rozsiadł się w fotelu naprzeciw mnie. - No mów.
- Wiesz, że w piątek jest bal prawda?
- Tak, jakimś cudem dostałem na niego zaproszenie.
- Właśnie. Ostatnio Ben wparował nieźle podminowany do mojego gabinetu bo znalazł jakieś błędy w dokumentach, które nie są wyłącznie moją winą ale fakt były niedoplinowane.
- To znajdź tego kto popełnił ten błąd. - wtrącił się blondyn.
- To nie ma już sensu. Ben kazał mi na balu przedstawić narzeczoną. - Rogersowi zniknął uśmiech z twarzy. - Rozumiesz co to oznacza prawda? Nie mogę przedstawić Rose. Muszę wziąć te cholerną Sophie. I co ja mam teraz zrobić? Kocham Rose, naprawdę się w niej zakochałem. Próbowałem ją do siebie zniechęcić ale nie mogę. Nie mogę patrzeć na smutek w jej oczach. A wyobrażasz sobie jak będzie cierpieć jeżeli nagle usłyszy, że oświadczyłem się Sophie? Jestem cholernym nieudacznikiem. Pamiętasz jak kazałeś mi jej nie zranić? Obiecałem, że tego nie zrobię ale moje cholerne błędy tylko do tego prowadzą. - skończyłem swój chwilowy monolog.
Steve westchnął głęboko ze zmarszczonym czołem.
- Tony... Może spróbuj jej przedstawić tę sytuację?
- Myślałem o tym ale nie wyobrażam sobie tego. Mam do niej podejść i powiedzieć : Hej kochanie, jest taka sprawa bo muszę oświadczyć się Sophie bo jest dla mnie dobrą partią a ty niestety nie ale i tak ciebie kocham najbardziej. Żenada. - parsknąłem pod nosem.
- A Ben? Pytałeś go czy możesz poczekać z tymi ośwadczynami?
- Coś ty. Z nim nie ma rozmowy. Przecież musi dbać o dobro firmy bo ten frajer a mój ojciec sobie wymyślił jakieś zasady.
- Nie mów tak o swoim ojcu. - skarcił mnie.
- Wiem, że ty się z nim tam lubiłeś ale nie wiesz co ja musialem z nim wytrzymywać. Byłem dla niego najgorszym prezentem od losu mimo, że do cholery nie miałem sobie równych na studiach, prawie nie robiłem mu kłopotów, a i tak był wiecznie niezadowolony.
- A pamiętasz jego ostatnie słowa? - zapytał głośno, przerywając mi. - Powiedział, że jest z ciebie dumny. - powiedział dobitnie. - Więc do cholery Tony, wybacz mu w końcu. Chciał dla ciebie dobrze.
Wywróciłem oczami. Może Steve miał racje ale przecież mu nie przyznam. Westchnąłem tylko i siedzieliśmy chwilę w ciszy, której potrzebowałem.
- Steve, ja naprawdę nie wiem co man zrobić. Raz się zakochałem na poważnie i już mam same problemy.
Już naprawdę nie miałem siły na cokolwiek. Po raz drugi czuję się tak bardzo bezradny. Pierwszy był wtedy gdy pocałowałem Rose, a wiedziałem że nie powinienem, a drugi teraz kiedy mogę ją stracić.
CZYTASZ
Jesteś jeszcze za mała / Tony Stark
RomanceZakończone Geniusz, playboy i filantrop czyli dobrze wszystkim znany Tony Stark. Jego życie nigdy nie zmieniło tempa. Imprezy, dziewczyny alkohol... Właśnie, dziewczyny. Co jeśli straci się resztki moralności bo czyiś uśmiech nagle stanie się słońce...