4. Tajemnic coraz więcej

471 16 6
                                    


- Napijesz sie czegoś? - spytała Jacquie podchodząc do blatu kuchennego i sięgając z półki dwie szklanki.

- Wody, jeśli można. - odparł Peter rozglądając się po pokoju w którym się znajdowali.

Jacquie chwyciła butelke wody i nalała do szklanek jej zawartość. Cały czas myślała nad odpowiedzią chłopaka na zadane przez nią pytanie. On przychodził do szpitala w tym samym celu co ona - aby chodź przez chwilę go zobaczyć. Było to dosyć dziwne. Dla Jacquie Tony był bardzo ważną osobą, ale dla Petera? Kim on mógł być dla nastolatka z Queens?

- Tony musiał być dla ciebie bardzo ważny. - zaczeła dochodzenie podając chłopakowi szklanke wody.

Peter spojrzał się na nią lekko się uśmiechając.

- To prawda. Jest mi bardzo bliską osobą. - przyznał się opuszczając wzrok. Dziewczyna uznała, że dopyta go szczegóły. Ale on ją wyprzedził.

- Jak to jest, być siostrą superbohatera?

Jacquie upiła łyk przezroczystej cieczy i spojrzała na Steva, który stał na balkonie. Sama do końca nie rozumiała swojego pochodzenia. Nie znała mamy, taty, cioci, babci - nikogo. Przez całe dzieciństwo była wychowywana przez S.H.I.E.L.D i to był jej dom. A teraz, mieszka wraz z Avengersami, a osoba, której ufała leży w szpitalu. Jej życie nie było usłane różami. To ile Jacquie w swoim życiu przeszła to mało kto by to zniósł.

- Ciekawie - odparła. - Jednak nie mogę ci jeszcze opowiedzieć wszystkiego. Ludzie lubią gadać.

Puściła Peterowi oczko i podeszła do Natashy, która rozmawiała przez telefon. Peter zrozumiał, że zaprzyjaźnienie się z ową szatynką będzie trudniejsze niż przypuszczał.

Steve wpatrywał się w krajobraz stojąc na dużym balkonie opierając się o barierke. Jego głowa była pełna niecierpliwych myśli, których nie mógł sie pozbyć. Nie dało sie wymazać wspomnień, a bał sie że jego rodzina może stać się jednym z nich. To był jego pomysł. To za jego poleceniem jest tutaj teraz ten młody nastolatek, który ma całe życie przed sobą. Nie powinien się zamartwiać ratowaniem świata, ale uczyć się, chodzić na imprezy, korzystać z życia. Niektórzy mogą - ale nie Avengers.
Nawet nie wie po jakim czasie zobaczył kolorowe oślepiające światło obok siebie. Uśmiechnął się poczym się odwrócił.

- Miło cie znowu widzieć, Synu Odyna.

Thor posłał mu szczery uśmiech ściskając jego dłoń. Długo się nie widzieli. Za długo.

- I nawzajem! - odezwał się swoim potężnym i ochrypłym głosem - mam nadzieje, że nie za późno.

- W samą porę.

Bóg Piorunów pokiwał głową i razem ze Stevem weszli do środka, gdzie od razu rzuciła mu sie w oczy Natasha wraz z Jacquie. Troche sie za nimi stęsknił.

- Witamy Króla Asgardu. - zaśmiała się Jacquie - Chyba, że młot już odkleił się od twojej dłoni.

Thor oddał śmiech podrzucając w ręce Mjolnira. Jednak Steve dobrze wiedział, że jego przyjaciel w duszy poczuł mały lęk, że zaraz go upuścic i już nie podniesie. Zawsze sie tego bał, to były jego nocne koszmary i chciałby aby nimi pozostały.

- Jeszcze sie pomęczycie ze mną - uśmiechnął się. W tej chwili przypomniał mu się powód jego wizyty. - No, ale gdzie jest ten słynny Pan Parker, o krórym tyle słyszałem?

Jacquie uśmiechnęła się i teatralnie wskazała na bruneta, który wpatrywał się w resztke wody na dnie swojej szklanki jakby poważnie rozkminiał nad tym czy się w niej nie utopić.

- Miło mi cie poznać, chłopcze. - mocna dłoń Odynsona spowodowała, że Peter o mały włos nie miałby złamanego nadgarstka.

Steve widząc tę scene zaśmiał sie cicho i spojrzał w kierunku swojej rudej przyjaciółki. Może jednak sie uda, pomyślał. Może jego plan nie jest zły.
Wiedział, że Natasha w niego wierzy. Bardziej niż ktokolwiek. Zawsze mógł na nią liczyć. Była dla niego jak druga siostra. Jednak na pierwszym miejscu dla niego zawsze była Jacquie. I to się nigdy, ale to nigdy nie zmieni...

Im więcej pytał, tym oni bardziej mieli to gdzieś. Wydawało mu się, że siedzi przy tym stole całą wieczność. Był strasznie podekscytowany, ale i strasznie wystraszony. Bał się, że zaraz wyleje na siebie cały sok pomarańczowy, albo ochlapie obrus pomidorowym sosem. Nic tylko siedzieć i sie nie ruszać.

- A gdzie Clint? - odezwała się Jacquie, która tak jak Peter przez większość konwersacji siedziała w milczeniu. Tym razem chłopak wiedział o kogo chodzi i poczuł sie taki dumny z siebie, że czymś go nie zaskoczyli.

- Musiał coś załatwić. Sprawy rodzinne. - odpowiedziała Natasha nawijając makaron na widelec. Jak szybko temat sie zaczął tak sie zakończył.

Peter patrzył się na (jak przypuszczał) Agentke Rogers, która wyglądała na dziwnie niespokojną. Nie znał jej zbytnio, ale widać było, że nie zachowuje się w sposób normalny (w jakimkolwiek tego słowa znaczeniu). Stwierdził jednak, że nie ma sensu zagłębiać się w jej problemy bo najzwyczajniej w świecie go to nie obchodziło. Jego wzrok jednak  mimowolnie kierował się w jej strone. Zaciekawiła go. Bardzo.
Chciał się dowiedzieć o niej czegoś więcej i bardziej ją poznać. Nigdy wcześniej nie spotkał się z taką osobą. Jacquie nie uchodziła za typ dziewczyny, która jakoś szczególnie lubi o sobie gadać. Bardziej unikała tego tematu, dlatego Peter chciał wiedzieć coraz więcej. Z drugiej strony uwielbia dedukować, co Peter zauważył na początku ich spotkania.
Obserwując brunetke, która wypija sok pomarańczowy Peter zapomniał o Bożym świecie. Szybko jednak się ocknął, gdy Jacquie również sie na niego spojrzała i się uśmiechnęła. Z zawstydzeniem oddał ten gest i powrócił do świata żywych.

- Jak tam z Tonym? - spytał Thor, a Jacquie omal nie zadławiła się napojem. Peter czuł, że to pytanie padło w nieodpowiednim momencie.

- Coraz lepiej - odparła Natasha uśmiechając się do Thora. Sztuczność można było wyczuć na kilometr. - leczenie idzie w dobrym kierunku.

Peterowi żołądek się skręcał na samą myśl o tym, że gdyby nie Pan Stark to nie byłoby go tutaj. Tak naprawdę w ogóle by go nie było. Tony żył by swoim życiem. A teraz leży w szpitalu od dobrych tygodni i nic nie wiadomo. To on powienien tam leżeć, nie Tony.

Understand me • Peter Parker⚜Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz