Nie wiedziała co robić. Czy cały czas siedzieć przy tym stole i ewentualnie włączyć się w rozmowę, czy jednak skłamać, że źle sie czuję i opuścić jadalnie. Nie wiedziała czy chce dalej wysłuchiwać tych pocieszających myśli o Tonym, które nawet nie są prawdziwe. Nie wiedziała czy da rade.
Nie powinna przekraczać granicy swojego stanu psychicznego, który już i tak nie był w dobrym stanie.Jej życie było związane z ciągłą tęsknotą za normalnością. Chciała być normalna. Chciała być tak jak inni nastolatkowie. Aby jej jedynym zmartwieniem była nieodrobiona praca domowa. Aby jej jedyną karą był szlaban na telefon. Aby każdy uśmiech na jej twarzy był szczery. Czy to tak wiele?
Jednak dzisiaj Jacquie poznała Petera. Człowieka w tym samym wieku co ona. Z tym samym problemem i z tym samą karą - za nic. Nic nie zrobił, a został ukarany w ten sam sposób co Jacquie.
Ale jedno ich różniło.
On też się uśmiechał, ale szczerze. To był szczery uśmiech. Zaciekawiło ją to. Chciała poznać tę tajemnicę. Dlaczego on umie naprawdę się uśmiechać, gdy bliska dla niego osoba jest nieprzytomna od miesiąca? Chciała się dowiedzieć. Pragnęła się dowiedzieć. Nauczyć się jak przełamać te negatywne emocje.
- Jacquie?
Szatynka podniosła głowe wpatrzoną w talerz makaronu i nieprzytomnie rozejrzała się po stole. Wszystkie oczy były zwrócone na nią, przez co poczuła się skrępowana. Przełknęła gule w gardle chcąc odpowiedzieć swojemu bratu.
- Tak?
- Zadałem ci pytanie. - stwierdził i po chwili ciszy jaka nastała po wypowiedzeniu tych słów postanowił zadać je jeszcze raz. - Czy uważasz, że powiększenie grona Avengersów to dobry pomysł?
Były za i przeciw tej propozycji. Jacquie wiedziała jednak, że akurat jej zdanie liczy się tu najmniej więc nie zastanawiała się zbytnio nad odpowiedzią.
- Pewnie, czemu nie. - odparła wzruszając ramionami. Wzrok wszystkich przeniósł się na bruneta siedzącego na przeciwko niej. Spojrzała na Petera, który momentalnie pobladł na twarzy i źrenice mu się powiększyły. Niezrozumiała jego zachowania, bo niby co mogło go doprowadzić do takiego stanu?
Natasha uśmiechnęła się i wstała ze swojego miejsca podchodząc do ledwo-żywego chłopaka. Peter wstał, a nogi mu drżały. Jacquie miała wrażenie, że zaraz nie zdoła się na nich utrzymać. Spojrzał się na Agentke Romanoff z której twarzy nie znikał uśmiech. Szatynka przyglądała się tej scenie z wielką dokładnością chcąc zapamiętać każdy szczegół.
- A więc, niech tak będzie. - powiedziała ruda.
Jacquie przewróciła oczami na te wszelkie poetyckie teksty i wstała ze swojego miejsca.
- Ale co będzie? - spytała zniecierpliwiona.
- Przedstawiam ci - zaczął Steve również wstając i podchodząc do Petera, kładąc mu ręke na ramieniu. - nowego Avengera.
Spidermana!Szklanka, którą trzymała w ręce usunęła się po jej dłoni i jakby w zwolnionym tempie spadła na posadzkę rozbijając się na drobne kawałki. Jej biała skarpetka zaczeła robić się czerwona, a dziewczyna wpatrywała się w Petera Parkera z chęcią mordu. Gdyby wiedziała to specjalnie spowodowała by wypadek samochodowy.
To niemożliwe.
To nie może tak wyglądać. To nie ma prawa tak wyglądać! Stała jak posąg i nie mogła się ruszyć. Stała wpatrzona w chłopaka, który był przerażony. Negatywne emocje wzięły górę, a Jacquie wiedziała że wkrótce będzie tego żałować. Ale teraz liczył sie tylko ten moment. Ta chwila. Nienawiść, smutek i gniew.
Peter Parker to Spiderman. To przez niego Tony walczy o życie! Przez jednego, głupiego pajęczaka jakim jest nastolatek z którym Jacquie chciała się zaprzyjaźnić.
Nie mogła opanować emocji.- Jak śmiesz mi sie pokazywać na oczy? - spytała drżącym i wściekłym głosem.
Peter odsunął się na (jak przypuszczał) bezpieczną odległość i spojrzał na dziewczyne, która miała łzy w oczach. U niego momentalnie pojawiło sie to samo. Wyciągnął ręce przed siebie jakby chciał sie obronić. Wiedział że teraz najmniejszy niewłaściwy ruch może spowodować wybuch wulkanu.
- Przepraszam, ja...
Huk.
Trzask.
Krzyk.Jacquie była teraz bardzo blisko Petera. Była zbyt blisko. Zdecydowanie. A z każdą sekundą była coraz bliżej. Nawet nie wie kiedy ona sie przy nim znalazła. Stał jak sparaliżowany, pochłaniany jednocześnie jej spojrzeniem. Chciał zapaść się pod ziemię.
- Nie chce twoich przeprosin - syczała przez zęby. - i nie chce abyś chodził po moim domu! Nie ma cie tu, rozumiesz?
Gdyby Steve nie odsunął swojej siostry Peter nie cwiedzich myślec co by się stało. Jacquie obwiniała go. Słusznie. Był nieodpowiedzialny, a Tony ratując go teraz walczy o życie. Sumienie nie da mu spokoju więc niech chociaż dadzą mu go ludzie. Peter wie, że postąpił źle. Wie, że niezasługuje na miano Avengera. Najwidoczniej wymaga zbyt wiele od rzeczywistości.
- Jacquie, uspokuj się! Rozumiem twój gniew, ale Peter od teraz jest jednym z nas. - odparł Steve patrząc na Jacquie, która wyglądała jakby chciała wymordować wszystkie osoby w tym pomieszczeniu.
Nie mogła uwierzyć. Steve wiedział jaka była przyczyna wypadku Starka. Doskonale wiedział. Jak on śmie zapraszać do własnego domu osobe, która w największym stopniu sie do tego przyczyniła?
Gdyby Spiderman, któremu zachciało się uratować świat, nie wskoczył na ten cholerny wieżowiec, to prawdopodobnie nic by sie nie stało. Ale nie...on musiał pokazać swoją odwagę! Nie będzie jednym z nas. Nigdy nie będzie.
- Jednym z nas? Niedoczekanie twoje. - warknęła ze łzami w oczach, a po kilku sekundach już jej nie było. Został tylko zawstydzony Steve, osłupieni Thor i Natasha oraz Peter, który masował ręką swój lekko czerwony i opuchnięty policzek.
CZYTASZ
Understand me • Peter Parker⚜
Fanfiction~Nie smuć się. Będę przy tobie. Ilekroć będziesz chciała płakać. Bo dla mnie wciąż jesteś piękna nawet gdy płaczesz~ Superbohater. Z czym ci sie kojarzy to słowo? Z odwagą, męstwem, siłą, sławą... Są jednak pewni superbohaterowie co nie są do końca...