12

1.9K 144 0
                                    


    

          Sztywna piana zabarwiła się na błękitny kolor i przez moment się w nią wpatrywała, po czym przełożyła do dużej szprycy i po chwili wyciskała okrężnymi ruchami, przyozdabiając każdą z przygotowanych cytrynowych babeczek. Nie spieszyła się, robiła to z perfekcyjnie wyuczoną dokładnością. Kiedyś zamówienie na pięćdziesiąt bądź setkę babeczek czy innych słodkości stresowało ją, teraz czerpała z tego jedynie niewyobrażalną przyjemność. Posuwisty ruch i kolejne dzieło sztuki.

          Wspomnienie Drake'a nie bolało tak jak na początku, z każdym dniem było lepiej. Wracała na utarty szlak, gdzie po prostu poświęcała się pracy i dziecku, a ten już po przerobieniu niepewnych kroczków zaczął biegać, więc wymagał zwiększonej uwagi. Dopiero wieczorami oddawała się chwilom, gdy przypominała sobie ten czas sprzed trzech tygodni i uśmiechała się nieznacznie.

          Dźwięk dzwoneczka przy drzwiach sprawił, że spojrzała za siebie i rozpromieniła na widok Rachel i Nathana, który, gdy tylko ją zobaczył, już wyrywał się do biegu. Wytarła dłonie o biały fartuszek i wyszła zza lady w chwili, kiedy maluch zza niej wylatywał. Jak piesek spuszczony ze smyczy. Sama nie wiedziała, dlaczego porównała własnego syna do psiaka, ale stało się.

– Cześć, serduszko. – Przytuliła go mocno do piersi.

– Skończyłaś? Nie udało mi się go dłużej utrzymać...

– Zdecydowanie muszę pomyśleć o jakimś żłobku, tym bardziej że pani Mitchells jest coraz starsza, a on coraz szybszy. – Zaśmiała się cicho.

– Mówisz poważnie?

– A co mam zrobić? Weź choćby dzisiejszy dzień, zawalone pracą i wśród tego wszystkiego maluch. Tak długo nie pociągniemy.

– Masz trochę racji...

– Nie mogę pozwolić sobie na utratę dochodów, nie mogę...

– To w takim razie jutro rozejrzymy się razem za jakimś miejscem dla niego.

– Pomożesz mi?

– No pewnie... A teraz biorę się do pracy.

Rachel cmoknęła Nathana w główkę i skierowała swoje kroki na zaplecze, a Starr zapatrzyła się w zieleń tęczówek syna, tych, które odziedziczył po niej.





          Kolejna cukiernia i kolejne rozczarowanie, i tylko wrodzona upartość sprawiła, że nie miał zamiaru się poddać. Już nawet własna matka zaczęła się niepokoić zarówno jego długą nieobecnością, jak i zachowaniem. Wytłumaczył jej, w zasadzie to opowiedział wszystko, no może nie tak wszystko. Pominął pikantne sceny łóżkowe i brutalność, jakiej się dopuścił, bo to złamałoby im serca, on już i tak czuł się podle. Był jedynakiem, oczkiem w głowie rodziców i pewnie stracili już nadzieję na to, że kiedyś ich syn się ustatkuje. Matki nie przeraziła nawet różnica wieku, pewnie dlatego, że sama była młodsza od ojca, ale życzyła mu powodzenia i wyprosiła, by zadzwonił do nich, gdy tylko ją odnajdzie. Zgodził się ochoczo. Mike'a nadal nie było, ale i on dzwonił; prawie codziennie, również mu kibicując. A co jeżeli Starr zaczęła się z kimś spotykać? Albo wrócił ojciec dziecka? Zbeształ się za takie myśli, bo oprócz tego, że wychowywała dziecko sama, nic więcej nie wiedział i takie gdybanie mu nie pomagało. Miał jeden cel. Odnaleźć ją. Wtedy tylko będzie wiedzieć co dalej.

Tylko we mnie uwierz ✔️ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz