16

2.2K 146 1
                                    



          

      

          Nie miał zamiaru czekać. No dobrze, może nie wiedział, co Starr o tym sądziła, ale innej możliwości, jak bycie razem nie brał pod uwagę. Chciał jej, chciał tego malucha, chciał dni pełnych szczęścia i uśmiechu. I nie mógł zrezygnować z tego, gdy miał to na wyciągnięcie ręki. Chciał całego pakietu. Uśmiechnął się pod nosem, odkładając swoją komórkę i spojrzał na zegarek. Wpół do dziesiątej. Może nie zerwał się do niej skoro świt, ale przecież nie chciał sterczeć u niej pod domem od godziny szóstej, poza tym był w świetnym humorze, pełen energii i w końcu wyspany.

          Dwa kwadranse później parkował pod cukiernią, w momencie, gdy Starr wychodziła ze środka, z niewielką torbą przewieszoną na ramieniu, trzymając za rączkę Nathana. Kiedy tylko chłopiec go zobaczył, szarpnął się dziewczynie i po chwili znów miał go w ramionach. Dziwnym było dla niego to, iż po ciele rozeszło się przyjemne ciepło, łaskoczące każdy zakamarek. No wpadł i to totalnie. Zakochał się w matce i zakochał się w dziecku.

– Cześć, maluchu. – Uśmiechnął się.

– Ga–ga. – Usłyszał w odpowiedzi.

– Cześć, kochanie. – Drake spojrzał na Starr, wyglądającą jak gradowa chmura. – Wyspana?

– Nie mów do mnie kochanie.

– Będę mówił, bo cię kocham. Idziemy go odprowadzić?

– Ja idę. Ja! – Zadarła podbródek. – Sama.

– Idę z wami. Chodź, maluchu, odstawimy cię do żłobka.

I ruszył, a z tyłu usłyszał coś na kształt charczenia, no może połączonego z prychnięciem. I uśmiechnął się szeroko.

          Przez całą drogę kobieta milczała, za to on sam w towarzystwie Nathana dobrze się bawili. Maluch co jakiś czas wybuchał śmiechem albo przykładał rączkę do jego zarostu i znowu chichotał. Postawił go na nóżki dopiero, gdy weszli do środka. Pulchna kobieta złapała go za rączkę i wtedy usłyszał.

– Nathan, zrób pa mamusi i tatusiowi.

Chłopiec pomachał, Starr poczerwieniała tak, że zlała się z kolorem swojej bluzki, po czym odchrząknęła i obracając się na pięcie, ruszyła przed siebie. Dopiero na zewnątrz spojrzała przez ramię.

– Przepraszam, powinna wiedzieć, że jestem sama, bo...

– Nie jesteś sama, już nie.

– Do cholery, Drake – syknęła, rozglądając się nagle nerwowo, jakby uzmysłowiła sobie, że to nie jest odpowiednie miejsce.

– Chodź, zabiorę cię gdzieś, gdzie będziesz mogła się na mnie wydzierać i nikt cię nie usłyszy. Możesz też wziąć kij siostry.

– Mam pracę.

– Poproś Rachel o pół dnia, tylko o pół dnia. I dam ci spokój.

– Nie dasz mi spokoju – westchnęła.

– Masz rację, nie dam...





          Faktycznie miejsce tak odludne, że od kilkunastu minut nie zauważyli żadnego auta, żadnego człowieka, a gdy jeszcze Drake zjechał w leśną drogę, nie bacząc na to, iż gałęzie ocierają się o jego, drogo wyglądający samochód, znaleźli się na totalnym zadupiu. Przez całą drogę milczeli. Pogrążona w myślach, w doborze słów. I chciała Drake'a i się bała.

Tylko we mnie uwierz ✔️ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz