5.

560 39 5
                                    

《Jimin》

Wieczorem, będąc u Jeona, rozmyślałem nad tym wszystkim. Jak to jest w ogóle możliwe, że tu się znalazłem i jakim cudem pozwolił mi u siebie zostać, a nawet dał swoje ubrania. Przecież ja nie jestem dla niego kimś ważnym, tylko po prostu zwykłym dzieciakiem z ulicy. Nie mam pojęcia jak to się stało, ale muszę przyznać, że mocno mnie zaskoczył, pozytywnie oczywiście.

Rano szybko wstałem z łóżka, zdążyłem jeszcze przebrać ubrania na swoje, które już dawno wyschły, aby nie zabierać jego rzeczy, nawet jeśli mi je pożyczył. Nie czułbym się z tym komfortowo.

Było jeszcze wcześnie i nie chciałem go budzić, a wręcz przeciwnie, wolałem stamtąd wyjść jak najszybciej, żeby się nie zorientował. Możliwe, że próbowałby mnie wtedy zatrzymać, a nie chciałem do tego dopuścić, bo i tak zająłem mu już dużo czasu.

Nigdzie nie mogłem znaleźć żadnej karteczki, żeby mu napisać jakieś podziękowanie, więc po prostu wyszedłem. Udałem się do Hoseoka, mając nadzieję, że nadal znajduje się w domu. Nie miałem zamiaru krążyć po mieście tylko po to, aby mu powiedzieć co się stało. Ktoś by teraz mógł powiedzieć, że przecież mam telefon i mogę do niego zadzwonić jak normalny człowiek. Niby tak, ale jest już rozładowany od dłuższego czasu, więc tak na prawdę jest mi teraz nieprzydatny. 

Wbiegłem do klatki schodowej i czym prędzej popędziłem na górę do jego mieszkania. Kilka dni wcześniej dał mi klucze, ale ja nadal będę się upierać, że są mi niepotrzebne, bo nie chce wchodzić do jego domu, tym bardziej jeśli nie ma go na miejscu. Zapukałem do drzwi i długo nie musiałem czekać aż się otworzą. 

- Jiminnie? Co Ty tutaj robisz tak wcześnie? - przetarł swoje zaspane oczy i wpuścił mnie do środka.

- Bardzo przepraszam, ale nie chciałem się więcej narzucać Jeonowi - ściągnąłem buty i kurtkę, którą powiesiłem na wieszaku. 

- Co? Czy ty... Byłeś u niego?! - pisnął niczym małe dziecko, spoglądając na mnie. Wziął mnie za rękę do salonu i posadził na kanapie. - Mów mi tu wszystko natychmiast.

- No... Byłem, ale to tylko dlatego, że padało i wziął mnie z ulicy - gdyby nie to, że siedział to chyba by się przewrócił z wrażenia.

- O cholerka, to już coś znaczy! - krzyknął uradowany. - Chcę być twoją druhną na ślubie, plus możesz mi zafundować później jakieś drogie prezenty - przewróciłem oczami i się zaśmiałem.

- Nie, to nic nie znaczy. No dobra, może dał mi ubrania na zmianę, ale spokojnie, nie ma się co ekscytować - mruknąłem na luzie jakby to o czym mówiłem się nie wydarzyło.

- Weź, zawsze psujesz zabawę - uśmiechnął się, ale po chwili spochmurniał. - W sumie to dobrze, że przyszedłeś, bo chyba muszę Ci o czymś powiedzieć... - podrapał się po karku zdenerwowany, a ja spojrzałem na niego pytającym wzrokiem. - Dzwoniła twoja mama i...

- Skończ, nie mów więcej - przerwałem mu. Kompletnie nie miałem ochoty słuchać rzeczy związanych z rodzicami.

- Poczekaj, to ważne - przyłożył mi dłoń do buzi, aby mnie uciszyć. - Pytała się o Ciebie i mówiła, żebyś do niej zadzwonił, ale nie podała konkretnego powodu. Wydaje mi się po prostu, że się martwi i chce Cię w końcu usłyszeć.

- Nie zrobię tego, nawet o tym nie myśl - wbiłem wzrok w podłogę na dłuższą chwilę.

Może nie od razu, że nie chciałem tego robić, tylko się bałem. Przecież ta kobieta podlega mojemu ojcu w każdej rzeczy, nie ważne co to by było. Zawsze się z nim zgadzała, nawet jeśli ja miałem rację, przez co obrywało mi się jeszcze bardziej. "Jimin słuchaj taty to wyjdziesz na ludzi", "Musisz być biznesmenem i przejąć interes ojca". Nigdy nie liczyła się z moimi zainteresowaniami, nie chciała wiedzieć co lubię robić, bo przecież ja jestem stworzony, żeby pracować w firmie. Problem w tym wszystkim jest taki, że ja tego nienawidzę i się zwyczajnie nie nadaję, czego nie potrafią przyjąć do wiadomości. 

- Chociaż spróbuj, proszę, Jiminnie. Wiem, że sobie poradzisz, tak jak zawsze - spojrzał na mnie i lekko się uśmiechnął. 

Właśnie za to uwielbiam tego człowieka. Potrafi mnie zrozumieć, a jednak w tym samym momencie popiera i motywuje do działania takimi banalnymi słowami. Przy nim czuję się najlepiej, bo jak dotąd nikt nigdy jeszcze nie mógł do mnie dotrzeć, a tu proszę. Pewnego dnia pojawił się taki zakręcony Jung i zmienił wszystko.

- Niech Ci będzie - mruknąłem cicho, a ten rzucił się, aby mnie przytulić. - Mógłbyś mi podać telefon? - sięgnął po urządzenie na stole i mi podał. - Co ja odwalam? - zapytałem, nadal zaskoczony swoim zachowaniem.

Po długim sygnale usłyszałem głos kobiety i to charakterystyczne:

~ Witam, Park Chaeyoung z tej strony. W czym mogę pomóc?

- Spotkajmy się... mamo.

My CEO || Jikook [zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz