7

5K 398 491
                                    

W tą szczególną sobotę szepty w Wielkiej Sali były wyjątkowo głośne. Wieść o przyjęciu dla siódmoklasistów rozeszła się w mgnieniu oka. Pozostałe domy, oraz młodsi uczniowie byli zbulwersowani ich pominięciem.

Harry nie spał zbyt dobrze. Pół nocy poprawiał wypracowania uczniów, by zyskać wolny dzień na organizację i nadzorowanie imprezy. Sam nie wierzył w jej powodzenie, ale nie mógł odebrać tego entuzjazmu Hermionie, która wraz z dyrektorką zawzięcie dyskutowała o detalach wydarzenia. Wynegocjowała nawet, by pozostali nauczyciele nie ingerowali w nie. Dziewczyna wbrew swojemu dobremu wychowaniu, miała zamiar rozkręcić zabawę odrobiną alkoholu, by rozluźnić początkowo napiętą atmosferę. Była pewna, że w stanie upojenia Ślizgoni i Gryfoni łatwiej nawiążą kontakt. O ile nie wplączą się w pijacką bijatykę, o co Harry się najbardziej modlił.

- Panie Potter, prosiłabym o słowo na osobności. - Koścista dłoń dotknęła jego ramienia, gdy dyrektorka wychodziła z sali ku swojemu gabinetowi. Młody profesor natychmiast poderwał się by podążyć za nią i nie kazać jej na siebie czekać.

Obawiał się nieco tej rozmowy, bo czuł, że czeka go niezliczona ilość morałów na temat zbliżającego się przedsięwzięcia. To był jego test. Musiał zająć się tym jak najlepiej, by udowodnić wszystkim, że nadaje się do tej pracy.

- Usiądź, to nie zajmie dużo czasu. - oznajmiła kobieta, wskazując miejsce przed swoim opasłym biurkiem.

- Pani dyrektor, ja dam sobie radę. Jeżeli coś się będzie działo, mam ich na oku. - zapewnił szybko chłopak.

- Och, nie martwię się o to. Ufam, że ty oraz twoi przyjaciele doskonale sobie poradzicie. - Uśmiechnęła się ciepło. - Rozmawiałam z panną Granger i ustaliłyśmy, że nie mamy odpowiedniego miejsca na zorganizowanie takiego spotkania. Dormitoria nie wchodzą w grę, bo żadna ze stron nie będzie chciała spędzić wieczoru w obcym domu. Szczególnie Ślizgoni.

- Pokój Życzeń?

- Nie wchodzi w grę, niestety. Nie zdołaliśmy go w pełni naprawić po zniszczeniach z bitwy. Lubi płatać psikusy. - odparła, poważniejąc na wspomnienie tragicznych wydarzeń sprzed kilku miesięcy.

- Zatem co pani proponuje? - spytał w końcu.

- Pańskie komnaty. - odpowiedziała. - Panna Granger podsunęła mi tą myśl, zobowiązując się do odpowiedniego urządzenia tego miejsca, by pomieściło uczniów obu domów.

- Co... znaczy... jest pani pewna? - zmieszał się Harry. Niezbyt zadowalała go wizja kilkudziesięciu osób w jego osobistych kwaterach.

- To wszystko było pańskim pomysłem, więc uważam, że to najlepsza opcja.

Nie śmiał sprzeciwić się swojej przełożonej w tej sprawie. Wyglądało na to, że faktycznie jego obowiązkiem jest wzięcie pełnej odpowiedzialności i użyczenie swoich komnat. Starał się nie wyobrażać sobie całego bałaganu, który pozostanie do rana. Liczył, że przyjaciele będą na tyle trzeźwi i przytomni, by pomóc mu po tym posprzątać.

- Oczywiście, pani dyrektor. Biorę to na siebie. - zapewnił.

- Wspaniale. Zatem nie zostało mi nic innego, niż życzyć panu dobrej zabawy. - powiedziała z uśmiechem, jednocześnie uświadamiając chłopaka, że ich rozmowa jest zakończona.

Brunet skinąwszy głową w cichym podziękowaniu, podniósł się z krzesła i wyszedł.

***

- Chyba oszaleli, jeśli myślą, że dam się na to nabrać. - warknął tleniony blondyn, rzucając zaproszeniem do wygaszonego kominka.

The Last Chance - TomarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz