- Wstajemy, śpiochu.
Głęboki głos otulił wciśniętego w miękki materac Harry'ego.
Na dźwięk niechcianego intruza, brunet tylko jęknął i ociężale przewrócił się na drugi bok, chcąc go zignorować. Ale tamten nie zamierzał mu na to pozwolić. Młodszy czarodziej przysiadł na łóżku, pochylając się nad swoim nauczycielem i kontynuował swoje próby obudzenia go.
Lochy miały to do siebie, że naprawdę ciężko było w nich wstać z łóżka. Nie było wiadomo, kiedy wstawał świt, bo tutaj przez całą dobę było ciemno i sennie. Stąd, przyzwyczajony do porannych promieni słońca w Wieży Gryffindoru Potter, nie potrafił odzwyczaić się od zasypiania na śniadanie.
- Budzimy się. - mruknął ponownie gość, zupełnie przypadkowo owiewając odsłoniętą szyję Harry'ego chłodnym oddechem. Przez jego ciało przeszedł dreszcz, ale nadal uparcie próbował spać. - Liczę do trzech. Jak nie wstaniesz, to po prostu cię czymś przeklnę i nie będzie już tak miło. - dodał sucho, gdy po wielu próbach nadal nie było żadnego rezultatu.
Tom wyciągnął z kieszeni różdżkę, przykładając jej czubek do karku przysypiającego bruneta.
- Trzy... Dwa...
Nim odliczanie się skończyło, Harry gwałtownie obrócił się w jego kierunku i pociągnął za skierowaną w niego różdżkę. W rezultacie tego, Tom zawisnął nad nim, podpierając się jedną ręką o materac, tuż obok jego głowy. W drugiej natomiast, nadal trzymał różdżkę, gotową do ataku.
- Jak widzisz, nie ma potrzeby się denerwować. - odezwał się starszy, zachrypniętym głosem, po czym przetarł lekko podkrążone z niewyspania oczy.
Chwilę zajęło mu uświadomienie sobie w jakiej sytuacji się znajduje. Gdy tylko zdał sobie sprawę, że Tom wisi jedynie kilka centymetrów nad nim, spanikował. Sytuacja ta, zadziałała na niego jak kubeł zimnej wody.
Ślizgon opuścił rękę, opierając ją na poduszce po drugiej stronie głowy Harry'ego. W przeciwieństwie do niego, Tom nie czuł się w ogóle skrępowany. Co najwyżej śmieszyła go reakcja Pottera na ich bliskość. Zupełnie tak, jakby była ona czymś nowym w ich relacji.
Pragnął tylko przypomnieć, że to Harry w większości przypadków był inicjatorem wszelkiego kontaktu fizycznego między nimi. Zdecydowanie bardziej lubował się w przyjacielskich gestach, dotyku czy wyraźnym naruszaniu przestrzeni osobistej. Mimo to, za każdym razem, gdy nie był ich inicjatorem, zwyczajnie się zawstydzał.
- Doprawdy, żałosne. - mruknął pod nosem Tom, ostrożnie schodząc z łóżka.
Odwrócił się od czerwonych policzków swojego opiekuna, zupełnie tak jakby dawał mu chwilę na przywrócenie się do porządku.
Harry przeczesał poplątane w czasie snu loki, siadając. Nie spodziewał się tak szybkiego spotkania obiektu jego ostatnich rozmyślań. Miał nadzieję, że będzie miał trochę czasu na uporanie się z niechcianymi uczuciami. Tymczasem los miał inne plany, przysyłając mu ostatnią osobę, która mogła mu w tym pomóc.
- Co ty tu robisz? - spytał nieprzytomnie.
Tom odwrócił się do niego z lekkim uśmiechem na twarzy. Nie zwiastowało to nic dobrego, ale Harry postanowił to przemilczeć.
- Przyszedłem tak jak prosiłeś. Nie sądzę, by ktokolwiek inny był dziś w stanie ci pomóc. Ślizgoni jeszcze śpią, a nawet gdyby tak nie było, to sądząc po ilości alkoholu jaką wczoraj w siebie wlali, nie byliby zbyt przydatni. - wyjaśnił dumnie, ponownie siadając na brzegu łóżka. Mimo różnicy w randze, czuł się bardzo swobodnie w jego towarzystwie. Choć, można by się pokusić o stwierdzenie, że Tom Riddle przy nikim nie czuł się skrępowany.
CZYTASZ
The Last Chance - Tomarry
FanfictionŚwiat Harry'ego po wojnie był całkiem spokojny. Dosyć przedwcześnie otrzymał posadę nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią, bo już w wieku osiemnastu lat, gdy jego rówieśnicy w tym czasie kontynuowali przerwaną edukację. Wszystko układało się całkiem...