Poczułem jak coś liże mnie po twarzy. Chciałem sobie jeszcze chwile pospać więc próbowałem to coś odgonić ręką. Na moment mi się udało. Po jakieś minucie gdy zapadałem w głębszy sen Ruite ponownie zaczęła mnie lizać po twarzy. Westchnąłem. Wiedziałem, że sobie więcej nie pośpie. Siadając podparłem się rękami. Na ziemi zobaczyłem merdającą ogonem Ruite.
- Hejka mała, co tam? - zapytałem.Przekręciła łebek na jedną stronie i zmarszczyła nosek. Kichła tak głośno, że wystraszyła wychodzącego z domu Surigana. Uśmiechnąłem się. Dla wujka to nie było już tak bardzo zabawnie. Zaczął do mnie mówić.
- Widzę, że wstałeś w dobrym humorze to bardzo dobrze ale bardzo mi się nie podoba, że spałeś na zewnątrz. Teraz robi się już coraz chłodniej. Chcesz być chory? Możesz...
Mówił coś więcej ale ja go już nie słuchałem. Wyciąganąłem z kieszeni jabłka i zacząłem je spokojnie jeść. Podniosłem jedno z ziemi dla wujka i podałem je mu. Zmarszczył brwi.
- Czy ty mnie wogóle słuchałeś? - zapytał. Popatrzyłem na niego przepraszająco i poprosiłem żeby powtórzył jeszcze raz. Westchnął. - Mówiłem żebyś zajął się końmi, bo ja idę spróbować naprawić wóz albo przerobić go na przyczepę na walizki. Tamer się teraz kąpie, a później idzie sprawdzić czy coś złapało się w wasze sidła. Jak skończysz karmić konie to weź sobie wiadro i idź do rzeki po wodę żebyś mógł się wykąpać bo nie wiem kiedy dojdziemy do miasta. Rozumiesz?
- Tak i wiem, że podróż do Duwiel konno zajmie nam mniej więcej jeden dzień. - brwi Surigana uniosły się do góry.- To super. Idź już.
I tym miłym akcentem zakończył naszą rozmowę. Poszłem do domu po owies. Ruite poszła w przeciwną stronę. Nie przeszkadzało mi to, bo mogłaby stresować konie swoją obecnością.
Nasze - a bardziej moje - rzeczy stały na środku salonu. W poszukiwaniu pomógł mi Tamer, który akurat wyszedł z łazienki. Po znalezieniu jedzenia podziękowałem mu za pomoc i wyszłem na zewnątrz tylnymi drzwiami.
Konie stały i skubały trawę. Na mój widok rarżały radośnie. Zawsze w domu wujka ja się nimi zajmowałem. Jeden był kary i nazywał się Tabex, a drugi myszaty o imieniu Bonuser. Bardzo je lubiłem. Pogłaskałem je po łbie i dałem im owies. Odrazu zajęły się jedzeniem.
Usiadłem sobie pod drzewem i patrzyłem na nie. Za niedługo i je miałem stracić. Ruite jakby wyczuwając mój nastrój znalazła się zaraz obok mnie. Położyła się na mnie głową w stronę lasu. Obserwowała go uważnie. Po jakimś krótkim czasie z lasu wybiegł w podskokach zając.
Poprzednia rodzina miała ogród, w którym sadzili warzywa. Teraz same rosły dziko w ziemi. Wykorzystywały to dzikie zwierzęta.
Szary zając zaczą skubać sałatę. Ruite przygotowała się do biegu. Nie wiedziałem, że jest aż taka szybka. W mgnieniu oka znalazła się obok zająca, który nie miał szans z pumą. Zadowolona z siebie przytuptała ze zdobyczą do mnie. Położyła ją przede mnie i czekała aż coś zrobię.
Postanowiłem go oskurować jak robił to w domu mój wujek. Wyciągłem zza paska sztylet. Ruite zaczęła się wiercić. Pogłaskałem ją uspakająco po głowie. Udało mi się oskurować zająca. O dziwo bez problemu. Połowę odkrojonego mięsa dałem jej, aby sobie zjadła a resztę wziąłem do domu, żeby upiec na obiad. Puma wzięła kawałek do pyska i szła z nim za mną do domku.
Po 15 minutach pieczenia zacząłem jeść, a razem ze mną Ruite. Trochę mnie zdziwiło, że poczekała z tym na mnie. Gdy skończyłem jeść poczułem, że coś się zmieniło lecz nie potrafiłem określić co dokładnie. Postanowiłem to olać.
Wstałem i znowu wszedłem do pokoju z naszymi rzeczami. Wyjąłem z walizki czyste ciuchy, bieliznę i ręcznik. Trochę zajęło mi szukanie łazienki. Gdy miałem się rozbierać przypomniałem sobie o wodzie.
Musiałem sobie sam przynieść. Obok bojlera stało wiaderko. Wybrałem się nad rzekę. Okazała się dwie minuty drogi od domu. Niestety jedno wiadro nie wystarczyło i chodziłem tak jeszcze trzydzieści jeden razy. Pod koniec myślałem, że zaraz ręce mi odpadną.
Zapomniałem wcześniej popalić drewno pod bojlerem, aby podgrzać wodę, więc musiałem zaczekać jakąś godzinę aż się nagrzeje. Oczywiście i tak nadal była letnia. Żeby się jeszcze bardziej nie zniechęcić wskoczyłem wszybko pod prysznic. Po umyciu posprzątałem po sobie i wziąłem mokry ręcznik aby wywiesić go na dworze.
Zapomniałem, że tu jest wszystko stare i może być zepsute. Żyłka - na której powiesiłem ręcznik - pękła. Mój ulubiony ręcznik wylądował w błocie.
Ta... Nie padało od dwuch dni a tu akurat musiało być błoto. Nie no świetnie. Dobra walić ręcznik kupię sobie nowy. Idę teraz sprzątać kuchnię.Sprzątałem prawie sześć godzin a nadal było pełno brudu. Umyłem więc niepopenkane naczynia, zamiotłem liście miotłą, starłem kurz na koniec wymieniłem krzesła na mniej zniszczone. Pod koniec mojej pracy pokój wyglądał lepiej.
Czekają aż wróci Tamer i Surigan postanowiłem zobaczyć dokładnie co jest w skrzyni od dziadka. Otworzyłem ją. Trzeba przyznać zatkało mnie. Znalazłem tu bardzo dużo drogich mikstur chyba na wszystkie dolegliwości jakie mogły być i do tego w woreczku znalazłem pełno złota. Nigdy tyle na oczy nie widziałem. Skąd dziadek to miał? Ruite dotła mnie łapką. Usłyszałem jak ktoś idzie w moją strone. Opuściłem pokrywę i wstałem. Przyszedł Tamer.
- Hej. Mieliśmy szczęście. Złapały się dwa zające. Chcesz mi z nimi pomóc?
- Pewnie, chodź do kuchni.
Wchodząc do pomieszczenia blondyn obrócił się w moją stronę.
- Wow, ale tu teraz ładnie. Postarałeś się - uśmiechnął się do mnie, odzajemniłem mu się tym samym. Po krótkiej naradzie postanowiliśmy zrobić zupę z ziemniakami. Zabraliśmy się razem do pracy. Tamer poszedł po warzywa a ja za ten czas oskurowałem zająca. Za każdym razem szło mi coraz lepiej. Akurat na czas podawania jedzenia wrócił Surigan. Razem śmiejąc się jedliśmy ciepłą zupe. Była nawet dobra. Dopiero późno w nocy poszliśmy spać.
CZYTASZ
Wybrani
FantasyŻycie tutaj jest normalnie. Do czasu gdy zostaniesz wybrany tak jak ja przez Słońce lub Noc i staniesz się marionetką w ich wojnie. To nie jest taka wojna o jakiej myślisz. O nie... ta jest o wiele gorsza i bardziej zagmatwana. Tutaj nic nie jest...