ROZDZIAŁ 5

13 2 0
                                    

Rano okazało się, że Suriganowi udało się naprawić wszystko, co było zepsute w wozie. Po szybkim śniadaniu przebraliśmy się w czyste ciuchy - Tamer pożyczył moje - i wyruszyliśmy dalej.

Zauważyłem, że moja puma trochę urosła. Zajmowała na kolanach więcej przestrzeni. Nie sądziłem iż tak szybko będzie rosła. Ruite zaczęła się wiercić na nogach w poszukiwaniu lepszej pozycji. Wbijała swoje paznokcie w moje uda przez co syknąłem. Popatrzyła na mnie z podełba. W końcu znalazła wygodną pozycje i oglądała widoki za oknem. W sumie jak każdy z nas, bo rozprzestrzeniający się za oknem widok zapierał dech w piersiach.

Za następnym zakrętem znowu zaczynał się las. Przed nami zauważyłem inny powóz większy od naszego. Stał w miejscu. Nie widziałem aby był uszkodzony. Ruite zaczęła cicho piszczeć. Miałem złe przeczucia toteż lekko szturchnąłem Tamera łokciem. Papatrzył na mnie pytająco. Pokazałem mu głową aby popatrzył przez okno. Zmarszczył brwi. Mu też to się najwyraźniej nie spodobało. Podszedł do Surigana i delikatnie potrząsnął jego ramię. Wujek otwożył powoli oczy, a Tamer przyłożył palec do swoich ust, niemo każąc aby zachował ciszę.

Nagle poczuliśmy, że konie zwalniają. Z lasu zaczęli wychodzić rabusie. W sumie było ich siedmiu. Jeden z nich czarnowłosy uśmiechnął się do nas złośliwie. No cóż jak mam być szczery to nie powiedziałbym, że to złodziej. Gdyby nie wciągnięty nóż pomyślałbym, że jest jakimś wyżej postawionym arystokratą.

Zawiodil mnie. Nie tak sobie ich wyobrażałem. Koszula opinała jego barczyste ręce i ukazywała mięśnie brzucha. Spodnie w kolorze brązu były idealnie dopasowane do jego figury. Na pewno były robione na zamówienie. Czarnowłosy wyszedł do nas ze swojej grupki i zaczął mówić:

     - Proszę, proszę... A kogo my tu mamy! Kolejny wóz wycieczkowy.

Jak na zawołanie wszyscy rykneli głośnym śmiechem.

     - Jeszcze więcej się dziś wzbogacimy! Wysiadać. Natychmiast. - rozkazał nam.

Powoli wychodziliśmy z wozu. Pierwszy wyszedł Surigan, potem Tamer a następnie ja. Jeszcze przed wyjściem z wozu powiedziałem cicho do Ruite aby siedziała w środku i wrazie czego zaatakowała. Chyba zrozumiała po położyła się na podłodze.

Chłopak, który wczesniej mówił teraz uśmiechnął się do swoich kompanów. Nad nami na niebie przez chwilę przeleciał sokół. Żucił cień między nas a złodziei. Tamer się uśmiechnął. Nie wiedziałem co on oznacza. Czarnowłosy chyba też nie, bo na jego twarzy pojawił się grymas.

     - Zack, Mikka do mnie.

Całą trójka zaczęła się wolno do nas przybliżać. W lini, w której wcześniej stali powstała mała dzióra - wystarczająco wielka - by zobaczyć leżącego na ziemi pół przytomnego człowieka. Miał całą zakrwawioną twarz. Nie widziałem go zbyt dobrze ale wyglądał na trochę starszego ode mnie. Czarnowłosy wyciągnął sztylet i podszedł do Tamera. Blondyn się nie cofną i wyzywająco wydął pierś przed siebie. I wtedy stało się dużo rzeczy na raz.

Po pierwsze otoczyła nas grupka straży królewskiej. Przynajmniej tak wywnioskowałam po ich stroju. Było ich na oko tuzin. Następnie złodzieje wyciągnęli miecze i przygotowali się do walki ze strażą. Doszło do starcia. Trzeba przyznać obie grupy umiały walczyć. Trwała gdzieś około trzech minut. A w tym czasie jeden z nich próbował zaatakować mnie ale Ruite była szybsza. Prawie wszyscy złodzieje zostali zabici. Przeżył tylko czarnowłosy.

Ruite przyczłapała do mnie. Miała krew w pysku, nie przejmowałem się tym. Uratowała mnie. Moja mała bohaterka. Usiadłem koło niej i głaszcząc po łebku, przytuliłem ją.

Podszedł do mnie Tamer. Na ramieniu siedział mu sokół. Mogłem się założyć, że to ten sam co wcześniej przelatywał nad nami.

     - Wszystko dobrze? Widziałem jak cię zaatakowali. - zapytał Tamer.

     - Jest ok. Ruite mnie uratowała. Mam jedno pytanie do ciebie. Jesteś kimś ważnym?

     - Słucham?

     - Zapytałem czy jesteś kimś ważnym.

     - Można tak powiedzieć. - zachichotał. - Pakuj swoją dupe do wozu jak wszystko dobrze to jedziemy dalej.

Wydał jeszcze kilka rozkazów dla straży a następnie patrzyłem jak wchodzi do wozu i jeszcze raz odwraca się do nich. Pokazał im coś na migi. Nie zrozumiałem tego.

Czułem się bardzo ociężały i śpiący. Prawie się przewróciłem wchodząc po schodach. Gdy usiadłem na miejsce moje oczy były już zamknięte.

Odpłynąłem...

WybraniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz