Rozdział 37

267 32 37
                                    

Głośne uderzenie masywnych brązowych drzwi z gatunku Jatoba zaburzyło delikatne dźwięki pianina rozbrzmiewającego w całej sali jak i również na otwartym korytarzu pierwszego piętra posiadającego rozmaitą ilość pokoi. Bordowe gładkie dywany prowadziły każdego do niewielkich loży znajdujących się na parterze, złote zdobienia obramowań przykuwały uwagę tym bardziej, kiedy można było usiąść na nieziemsko miękkich zamszowych kanapach oprawionych w jaskrawy odcień czerwieni. Wszystko tu do siebie pasowało, ciemne stare drewno wraz ze złotem oraz odcieniami czerwieni mogłoby nie jednego śmiertelnego zachwycić i odebrać dech w piersi jednakże wszyscy tutaj byli przyzwyczajeni do tego miejsca jak również wyglądu jedyne, czego szukali to ukojenia w swych pragnieniach. W budynku na pozór było tłoczno, choć nie czuło się tego, gdy ktoś zdecydował się na pierwszy krok ku zejściu z kilku stopniowych schodków, aby dostać się na parter z lożami, ponieważ główne wejście było nieco wyżej, aby mieć jakąkolwiek możliwość rozejrzenia się i zdecydowania, czego dokładnie się chce. Troje przyjaciół wciąż stało dumnie wyprostowanych oraz niewzruszonych, tylko jedna kobieta naprzeciw nich nieznacznie omiatała swym spojrzeniem całe miejsce, w którym się znajdowała. Dawno jej tu nie było, lecz w tym momencie musiała, ponieważ zerwany pakt z drugą stroną, którą w sobie miała zmuszał ją, aby mogła się wyżyć, chociaż tutaj, w tym właśnie budynku ze wszystkimi osobami, które się tu znajdują. Każdy przyszedł po to samo, czuła ich żądzę dominacji i zapach mocnego alkoholu, jaki jest sporządzany z tutejszych trujących roślin mogących zabić każdego żyjącego, jeśli odważyłby się na wypicie, choć kropli ich soków, ale przecież tutaj nikt nie żył z dusz, a istoty piekielne były nieśmiertelne, więc odporni na wszystkie trucizny, jakie tworzyły urozmaicone smaki trunków spożywali je wręcz nagminnie. Bar stojący przy jednej bocznej ścianie po prawej stronie był urządzony w stylu klasycznym jak również całe otoczenie, wypolerowane szkło stało w pobliżu długiego drewnianego podniszczonego blatu, kolorowe butelki z alkoholem barman umieścił na najwyższych półkach by móc je oglądać z lubieżnym uśmiechem a zapach drzewa sandałowego miło drapał w nos, kiedy siadało się zawsze na wysokim stołku z przyjemnością gawędząc, co i rusz z kimś, kto zechciał, choć spojrzeć w bok niż tylko w szklankę wypełnioną często bursztynową cieczą podobną do whisky, jaka w ludzkim świecie zachwycała licznych smakoszy. Na niewielkiej scenie naprzeciw głównego wejścia od zawsze stało czarne lśniące pianino zupełnie odznaczające się od wszystkiego, choć nie można się dziwić, ponieważ to była jedna z głównych atrakcji umilania słuchu każdego, kto tu przebywał. Jak zwykle ubrany w grafitowy garnitur czarnoskóry mężczyzna o imieniu Charlie oddawał się swojej cichej przyjemności. Smukłe palce jak pióro ptaka lub może prędzej anioła przesuwały się po czarnobiałych klawiszach wydając z siebie najrozmaitsze dźwięki, zachrypnięty głęboki głos często wywoływał ciarki na skórze klientów słuchających jego występów prawie, że codziennie a ciepłe brązowe oczy wraz z lśniącym białym uśmiechem mogłyby zmylić nie jednego i wywołać burze protestów, dlaczego ta o to dusza musiała akurat tutaj trafić? Utalentowany, zabawny oraz pokorny, idealny opis, aby podarować szansę Charliemu na pozaziemskie życie w niebiosach, lecz był jeden szczegół, malutki, taki, nad którym większość istot piekła nie zwróciłaby uwagi a jednak właśnie to sprawiło, iż znalazł się tu a nie gdzie indziej. Muzyk, oddany swej pracy, kochający mąż oraz ojciec, idealny obywatel walczący o prawa i miłość a jednak pewnego dnia lub może lepiej wieczoru w swym domu, o który dbał niezmiernie popełnił jeden z najgorszych czynów w ludzkim społeczeństwie.

Morderstwo.

Tak, idealny pracownik, mąż, ojciec oraz obywatel, bezbłędny muzyk z talentem wykraczającym ponad przeciętność. Mężczyzna o ciepłym sposobie bycia, charyzmatyczny, kulturalny, właśnie on zamordował swoją żonę oraz trójkę niewinnych dzieci. Od zawsze o tym marzył, każdego dnia, kiedy mijał swoich bliskich wyobrażał sobie ich krew wszędzie gdzie się da. Był chory, tak sądzili wszyscy jednak większość z uciechą powitała go w Los Diablos, aby właśnie tutaj mógł odbywać swoją karę, zabawiać ich swoim talentem oraz przerażeniem, kiedy osoba z widowni zdecyduje się na pokazanie, co to oznacza prawdziwe cierpienie. Nikt tutaj nie był miłosierny, to pojęcie w ich środowisku było głupotą tak jak łagodność.

Po Drugiej Stronie/camrenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz