Rozdział 43

209 25 11
                                    

Kolejny rozdział? OH YAS. A tak serio to...Mam nadzieję że wena nie zniknie znowu i również liczę na komentarze czy wam się wciąż ta cała historia podoba gdyż bardzo mi na was zależy. Ostatnio miałam ciężki czas i zamknęłam się na pisanie w ogóle myśl o tym sprawiała że płakałam ponieważ wszystko mnie przytłoczyło i zapewne będę mieć takie wahania dopóki nie dowiem się na jaki kierunek mam szansę się dostać ( mam w planach złożyć na dwa) haha i ta cała epidemia jaka się stała. Ogromnie będę się cieszyć jeśli ci co mogą to siedzą w domkach a ci co pracują to uważają na siebie i życzę dużo zdrowia abyśmy wszyscy poradzili sobie w trudnym czasie <3 no nie będę już truć i zapraszam do czytania!  ah no i dodam ze przy pisaniu tego rozdzialu sluchalam "Pomme 2019" polecam ^^

------------------------------------------------------------------

Wszystko miało być pięknie, wręcz powinno bić ambrozją każda mijająca sekunda po nocy, jaką spędziła w ramionach tajemniczej kobiety, której nie powinno tutaj być. Taniec, jakiego doświadczyła był nadzwyczajny, teraz myśląc o tym powątpiewała w realność zdarzenia, w którym brała udział. To wszystko było za piękne a jednak widok zielonych tęczówek swojej towarzyszki wpatrzonej w nią, lubieżny uśmiech oraz uroczy śmiech nie mógł opuścić jej głowy. Na samo wspomnienie chłodnej dłoni zaciskającej się delikatnie wokół jej talii, z niewiadomych przyczyn odbierało dziewczynie oddech. Jak nigdy dotąd nie chciała, aby to wszystko ją opuściło, czuła się inaczej? Tak, to słowo doskonale mogło opisać, co w niej siedziało, gdyż sama nie mogła wytłumaczyć sobie, co zrobiła a jednak w zamyśleniu wciąż dotykała opuszkami palców swoich przesuszonych warg nieśmiało się uśmiechając. To, co zrobiła nie było pocałunkiem, przynajmniej próbowała sobie wmówić, iż muśnięcie ust Lauren nie zaliczało się do tej kategorii. Pocałunek powinien trwać długo, za nim powinien nastąpić kolejny i kolejny aż zabraknie tchu jednakże jej serce mówiło, co innego. Nigdy nikogo tak nie potraktowała, całowała czule to prawda, lecz przenigdy nie zdobyła się na coś takiego, możliwe, że dla innych to byłoby nic, ale dziwnym trafem w tym jednym jedynym muśnięciu miała wrażenie, iż oddała kobiecie całe swoje serce, co wręcz przyprawiało biedną Camile o mdłości lub możliwe, iż poranne zdarzenie równie dobrze miało na nią taki wpływ... A więc tak jak było mówione wcześniej. Wszystko miało być pięknie, wręcz ambrozyjskie natomiast przykra prawda uderzyła prosto w jej brzuch, gdy poranne krzyki rozbrzmiały o poranku jakby kogoś zamordowano. I wcale się nie myliła, możliwe, że tylko trochę o fakt morderstwa, gdyż w całym tym zamęcie rozpętanym na korytarzu dostrzegła leżącą na ziemi Rose, pielęgniarkę, którą uwielbiała oczywiście ze wzajemnością. Camila w tamtym momencie zrozumiała, dlaczego owa kobieta nie pojawiła się, kiedy wychodziła wraz z Lauren i gdy ona sama wróciła na oddział po cudownym przeżyciu. Cała magiczna otoczka, jaka ją otuliła pękła z dźwiękiem rozbijającego się szkła, pomimo wszystko widząc martwe ciało dziewczyną wstrząsnęły zimne dreszcze wraz z przerażeniem. Gdyby tylko nie wyszła z oddziału, gdyby po prostu sprawdziła czy Rose siedzi u siebie, gdyby tylko pomyślała...może i by żyła? Do teraz te myśli ją nawiedzały, gdyby tylko przestała rozmyślać o sobie mogłaby zapewne powstrzymać śmierć od zabrania na zawsze kochanej pielęgniarki. To było głupie, przez moment zaczęła się śmiać jak wariatka stojąc wśród tych wszystkich pacjentów, lekarzy, pielęgniarek. Śmiała się głośno na końcu wybuchając płaczem, to wszystko ją przerosło, ostatnie zdarzenia przerosły uwalniając tysiące łez spływających po policzkach. Świadomość odejścia osoby, którą tak widziała często, z którą rozmawiała, gdy tylko miała szansę, to ją zabolało a nie powinno tak być, nie powinna płakać. Pluła sobie w brodę za to, że złamała się, że pozwoliła pokazać siebie wśród obcych wpatrzonych w nią z przerażeniem malującym się na twarzach.

Zwariowała, tak zaczęła sądzić, kiedy na zmianę myślała o Lauren i biednej Rose. Zwariowała pozwalając na burze uczuć wzmagających się z każdą chwilą, na ten dziwny poniekąd pocałunek i na wykonanie tańca, o którym myślała dobrych kilka lat. Wolontariuszka z premedytacją robiła to wszystko, chciała, aby się przełamała to na pewno, Camila pomimo wszystko ze swoimi nerwicowymi lękami miała wrażenie, iż kobieta z nią pogrywa. W jakiś dziwny sposób próbuje wejść z butami w jej życie a co najgorsze zrobiła to, gdy tylko ich spojrzenia spotkały się pierwszy raz a cała wina w tym spoczywała na niej samej, nie na zielonookiej którą dotąd o to obwiniała. To ona szurała kapciami, to ona zmusiła czarnowłosą o uwagę, to ona była tym zapłonem, który wszystko zmienił.

Po Drugiej Stronie/camrenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz