Rozdział 40

243 28 23
                                    

Nie minęła nawet doba, gdy Camila z ciężarem na barkach niechętnie przyznała samej sobie, iż poniekąd cierpi po tym jak potraktowała Lauren, choć nie powinna się dziwić, gdyż w pewien sposób zbliżyła się do kobiety. Wszystkie mury zaczęły rujnować się w jej wnętrzu, a kiedy tylko wczorajszego wieczora wypowiedziała ostatnie słowa odchodząc miała wrażenie jakby serce dotąd zszyte dokładnie jadowito lodowymi nićmi zaczęło się na nowo rozwarstwiać powodując duszący ból. Nienawidziła tego, rozemocjonowana próbowała za wszelką cenę do teraz trzymać się w ryzach oraz pod żadnym warunkiem nikomu nie pokazać swojej wewnętrznej rozpaczy, której zupełnie nie rozumiała. To było kompletnie, co innego, przepełniona trwogą siedziała pół dnia w swoim łóżku nie chcąc nawet pomyśleć o tym, że aż w taki sposób przeżywa rozstanie nie wartej niczego relacji, nie była warta, aby marnować czyjeś życie a co najważniejsze nie chciała ponownie czuć rozczarowania jeśliby sytuacja ze zniknięciem się powtórzyła. Cały czas, jaki tu przeleżała nie miał sensu, lecz również z dzisiejszym południem miała wrażenie, iż nie wytrzyma sama ze sobą, że jej własne dziwne poniekąd uczucia rozsadzą ją od środka. Olbrzymia chęć powrotu do Lauren przerażała Camile, jej zdaniem coraz mocniej mogła zaliczyć się do osób umysłowo chorych lub uzależnionych. Tak sądziła przez to, w jaki sposób dotyk zielonookiej wywoływał u niej spokój i rozluźnienie, gdyby mogła za nic w świecie nie oderwałaby się od niej. Jak pasożyt z chęcią siedziałaby w jej ramionach, aby wchłaniać całą sobą to nietypowe przyciąganie, które miała szansę poznać i jak na złość skosztować.

To był błąd.

Brązowooka doskonale wiedziała, że to była pomyłka, od pierwszego spojrzenia wzajemnie w swoje oczy odniosła wrażenie, iż topi się w jej kolorze tęczówek. Oszukiwała siebie, oszukiwała je obie lub prędzej może one wzajemnie budziły złudne nadzieje na jakąkolwiek relację? Może to nie było wszystko takie złe jak się zdawało na pierwszy rzut oka? Możliwe, iż w całym tym chaosie to nie tylko ona zawiniła? Przecież Lauren równie dobrze ukrywała wiele rzeczy, nigdy nie mówiła o sobie a jeśli zbaczały na tematy rodzinne, życie w mieście od razu milkła mając wyraz głębokiego skupienia. Po nocach jak i dniach pełnych rozmyślań wciąż coś tu nie pasowało, Lauren tutaj nie pasowała jednakże również sama dziewczyna nie wiedziała, dlaczego.

Idąc w stronę stałego miejsca spotkań z przystojnym ratownikiem chora coraz bardziej gniotła w swoich dłoniach chusteczkę higieniczną, jaką zabrała ze sobą tak po prostu, po nic, byleby się uspokoić. Naprawdę nie mogła zrozumieć, dlaczego od rozmowy a prędzej przeprowadzonego monologu stała się taka, taka znerwicowana? To ją wnerwiało, chciała wszystko pięknie skończyć i poczuć ulgę jak zawsze. Chciała być tą, która pierwsza odejdzie, aby nie być sama odrzucona, nie odczuć tego prześmiewczego zawodu oraz żalu a jednak całe przekonanie rozmyło się zastępując je niepewnością i chęcią całodobowego płaczu. Zmęczona, przysłowiowo roztrzaskana usiadła przy stoliku czekając na Shawna, który zapewne albo siedział na kozetce i pił kawę albo wracał ze zlecenia. Kubanka widziała tylko w nim swoją nadzieje na uratowanie się od swojej beznadziejnej sytuacji, marzyła również, aby zjawił się przy okazji obdarowując ją tak samo jak przy każdym spotkaniu uroczym uśmiechem, dzięki któremu zapominała o swoich zmartwieniach. Chłopak był dla niej odskocznią, w pewien sposób na krótką chwilę sprawiał, iż zapominała o łaknieniu obecności nieszczęsnej wolontariuszki.

-O to herbata z cytryną dla zmęczonego anioła.- jak w skowronkach wspomniany mężczyzna postawił kubek gorącego napoju obok jej lewej dłoni.

-Anioła?

-Wiesz ubrana na biało, siedzisz w słońcu a cienie pod oczami mówią o zmęczeniu...-mruczał pomiędzy braniem łyków kawy, którą było czuć w powietrzu.-Jak zmęczony anioł.

Po Drugiej Stronie/camrenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz