Rozdział 30

295 36 28
                                    

Atmosfera była gęsta, doskonale można było wyczuć stres przeszywający każdą osobę stojącą przy stole. Skupieni, zdesperowani pochylali się garbiąc swoje plecy, stopy wraz z nogami były szerzej ustawione, aby tylko nie czuć drętwienia oraz mrowień, jakie wysyłały ich kręgosłupy oznajmiające, iż są zmęczone po tylu godzinach ciężkiej pracy. Nie mogli przestać wykonywać dokładnie odmierzonych czynności, każdy ruch był precyzyjny, przemyślany, choć Lauren wiedziała, że głównemu chirurgowi dłonie zaczęły nieznacznie drżeć. Akurat dzisiaj wypity przed operacją kieliszek wódki, jaki mieli w zwyczaju nie wpłynął znacznie na jego układ nerwowy, przez co w tym momencie mięśnie zaczęły ukazywać swoje wyczerpanie. Mógł odpocząć, pozwolić na przejęcie pacjenta komuś innemu, miał wielu rezydentów wokół siebie jak i również dwóch wykwalifikowanych kardiochirurgów wyuczonych najnowszych metod zabiegów, jakie przeprowadzano, lecz nie zrobił tego. W swojej dumie nie chcąc, aby ktoś przejął jego miejsce, jako ordynatora oddziału nie pozwalał nikomu tknąć głębszych tkanek leżącej pod ich rękoma osoby. Chciał wykonać wszystko sam, zapatrzony w swoje osiągnięcia oraz premię pieniężną, jaką dostanie nie zważał na to, iż pacjent, nad którym sprawował tak długie leczenie może umrzeć przy najmniejszym draśnięciu w nieodpowiednim miejscu.

-Ssak.- mruknął czekając aż zafascynowany student z szeroko otwartymi oczami zacznie przykładać długą rurkę odprowadzającą niepotrzebne płyny zagradzające widoczność.

Kobieta stojąc przy ścianie ze znużeniem wpatrywała się w plecy obecnych w sali osób, ubrani w zielone fartuchy, mając do łokci rękawiczki oraz maski zasłaniające wszystko oprócz oczu wraz z ciemnymi czepkami pokrywającymi włosy dawali wrażenie zimna, beznamiętności a zapewne dla chorych przynajmniej jej zdaniem podczas usypiania powodowali nieprzyjemny strach wymieszany z wewnętrzną paniką zupełnie jakby spotykali się z nią, ze śmiercią, która patrzyła w ich rozszerzone źrenice ukazujące wizje zła, jakie może ich spotkać tutaj. Oczywiście to były tylko spekulacje gdyż często bywając w tym jakże bezbarwnym miejscu, widziała jak non stop pielęgniarki uspokajają przerażonych pacjentów machając do anestezjologa, aby w jak najszybszym czasie podał dożylną narkozę. Ta część szpitala była najbardziej specyficzna, ponieważ często widziała jak chirurdzy uważają się za Bogów, którymi nie są, jak z ogromną satysfakcją cieszą się z wygranej, choć tak naprawdę nie walczyli z nikim gdyż śmierć nie ustąpiłaby ani trochę przynajmniej nigdy nie była świadkiem takiej sytuacji, więc z góry zakładała, że nikt nie miał czelności zlitować się nad swoimi ofiarami. Nie miano nigdy podstaw do tego, aby uczynić z ofiary kogoś lepszego i darować mu życie, tym bardziej, jeśli większość śmierci było podłych, chcących tylko bestialskiej satysfakcji z widoku cierpienia oraz rozpaczy dusz.

-Doktorze Richard, zakrzepy za moment zostaną usunięte wraz z zaklipsowaniem tętniaka.- zniekształcony głos wysokiego młodego mężczyzny poinformował głównego lekarza o poczynionych postępach.

-Doktorze, czy aby na pewno pacjent jest odpowiedni do przeszczepu?- kolejna z rezydentek tym razem młoda blondynka stała wraz z kilkoma kolegami z grupy na odpowiednią odległość od stołu. Mieli na sobie tylko maski, czepki wraz z odpowiednią odzieżą, nie potrzebowali fartuchów ani rękawiczek gdyż byli tylko obserwującymi.

-Dlaczego dziecko uważasz, że nie?- mrucząc przypalał tkanki, aby nie krwawiły.

-Pacjent jest w ciężkim stanie, rzadko a wręcz nigdy nie można było się spotkać z takim przypadkiem.- chrząkając próbowała mówić pewnie i spokojnie.- Zator wraz z tętniakiem oraz niewydolnością serca to połączenie mówiące samo za siebie.

-Jak masz na imię dziewczyno?- głos miał nijaki doktor Richard od dawna został pozbawiony w pewien sposób wielu reakcji, jakie charakteryzowały człowieka.

Po Drugiej Stronie/camrenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz