Choroba

1.3K 85 15
                                    

Ślizgoni przeprosili się nawzajem za swoje wcześniejsze zachowanie i rozmawiali długo w salonie. 

-Czyżby nasze gołąbeczki się pogodziły?- zapytała ze złośliwym uśmieszkiem Pansy.

-Otóż to.- odpowiedział krótko blondyn.

-Wszystko sobie wyjaśniliśmy więc powinno być w porządku.- Harry uśmiechnął się i spojrzał na kominek.

-Wszystko byłoby w porządku, Gdyby Bliznowaty powiedział mi, dlaczego wczoraj wymiotował.

-Potter!- w salonie rozbrzmiał głos Snape'a. Zdziwieni Ślizgoni spojrzeli w jego stronę, i czekali na dalszy rozwój akcji.                                                                                                                                                         -Masz udać się z Malfoy'em do skrzydła szpitalnego po śniadaniu.

-al....

-Żadnego ale! Nie będę czekał na odpowiedź z twojej strony, co ci się dzieje. Zakładam że nie doczekałbym się jej.

-Ja sam nie wiem co mi jest! Nie chcę iść do skrzydła szpitalnego!

-To powiedz jakie masz objawy chłopcze...

-.... Po prostu boli mnie głowa.- Brunet zaczął zaciskać dłonie ze stresu przed tym, że nie nabiorą się na jego słabe kłamstwo. Starał się utrzymać powagę, aby nie pomyśleli, że nie mówi prawdy.

-Tak pan sądzi...? tylko tyle?

-Tak. musiało mi też coś zaszkodzić na obiedzie.

-W porządku.... Jeśli ta sytuacja się powtórzy.. Pójdzie Pan do skrzydła szpitalnego, a pan Malfoy.... Będzie się panem opiekował... Czy to jasne?

-Jak słońce. *będę musiał bardziej uważać jeśli znowu mnie zemdli...*

*

W wielkiej sali wszyscy zajęli swoje miejsca i zabrali się za posiłek, przyjaciele Harrego posyłali mu szczere uśmiechy i machali do niego. Profesor Snape także nie spuszczał go z oczu.  Harry także nałożył sobie porcję na talerz. Był zadowolony że zjadł cały swój posiłek bez chęci zwrócenia wszystkiego. Kiedy kolacja dobiegała końca, Brunet bardzo źle się poczuł.  Powiedział ślizgonom że musi iść uczyć się z eliksirów. Wybiegł szybko z wielkiej sali i ruszył w stronę lochów, Jednak bał się że nie dojdzie tam na czas więc skręcił szybko w stronę łazienek dziewczyn. Wbiegł do niej szybko i zwrócił swoje śniadanie. Jęcząca Marta wyłoniła się zza rogu i spojrzała na Harrego.

-Cześć Harry.. Co ci jest?

Ślizgon podskoczył kiedy usłyszał głos dziewczyny.

-Nic Marto, coś zaszkodziło mi na śniadaniu. Może sok dyniowy?

-W takim razie nie pij go więcej. chyba że chcesz. Pamiętaj, że jeśli umrzesz, możesz zamieszkać ze mną w mojej toalecie.

-Dzięki Marto, będę pamiętał.

*
-Dlaczego wyszedłeś?- Zapytał Bruneta Draco.

-Chciałem się pouczyć.

- Potter Ty się nigdy nie uczysz.

- To w takim razie co miałbym robić?

- Nie wiem, może na przykład zwracać swoją kolację?

- To było jednorazowe! Coś mi zaszkodziło i tyle!

-Wydaje mi się że kłamiesz. Ale nie będę narazie wlewał ci do ust serum prawdy.

- w takim razie, jeśli nie masz więcej pytań, idę się umyć.

*

Ta sytuacja powtarzała się bardzo często, zazwyczaj Od jednego aż do trzech razy dziennie, kiedy Harry zwracał swoje posiłki. Bardzo schudł od tamtego czasu i stał się jeszcze bardziej blady, okazało się że to możliwe. Zaczął się jąkać, a jego ręce trzęsły się, kiedy miał podnieść chociażby książkę.

-Idziecie na obiad?- zapytała Milicenta.

-Już idziemy- odpowiedział blondyn.

- Ja nie idę, nie jestem głodny.

- Na pewno?...

-Idziesz i koniec!- Draco przerwał Milicencie krzykiem.

- Nie jestem głodny.- Harry siedział na O wiele większym teraz od niego fotelu i Wpatrywał się w kominek. Światło z Kominka oświetlało Harrego tak, że wyglądał jakby był na pograniczu życia A śmierci. Jego kości wystawały spod zbyt dużych ubrań po jego kuzynie. Policzki miał opadnięte A pod oczami znajdowały się cienie.

- Nie wiem jak, ale schudłeś jeszcze bardziej, na prawdę nie wiedziałem że to jest możliwe. Wyglądasz jak śmierć! Wpychamy ci jedzenie codziennie A Ty chudniesz!... mam tego dość. Nie będę patrzył jak się zabijasz.. Idziesz ze mną do skrzydła szpitalnego. Zaraz zawołam Snape'a, wrócił już z podróży. Módl się aby nie dostał zawału jak cie zobaczy.

-Nigdzie nie idę, jem normalnie sam widziałeś. Czuje się wyśmienicie i nie chce mi się Ciebie słuchać.- Kiedy Harry wstał z fotela, zakręciło mu się w głowie. Podtrzymał się kanapy jednak nie zostało to niezauważalne.

-Co z Tobą kurwa jest!?

- A z Tobą? - to pytanie kompletnie zbiło Dracona z tropu. Nie pomyślał do teraz że mógł zrobić cokolwiek źle, bo przecież chyba nie zrobił. Odsunął się kawałek i spojrzał w ziemię.

- Ja nie jestem Bulimikiem.

- Nie jestem, nie byłem, i nie będę jebanym bulimikiem! Nie jestem chory! Widzisz? Żyje! Jestem jebanym żywym przykładem na to, że wszystko ze mną w porządku! - Harry wymienił spojrzenie z Draconem. Kiedy do salonu wszedł profesor Snape, Brunet stracił równowagę, i wylądował na ziemi uderzając przy tym ręką O komodę.

🐍🐍🐍Przepraszam że rozdział jest tak krótki. Nie mam teraz zbyt wiele czasu na pisanie, ale niedługo znowu zacznę dodawać więcej rozdziałów. I przede wszystkim dłuższych. 🐍🐍🐍

Zielony płomieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz