nie dotykaj mnie!

427 31 22
                                    

• Luke •

Dzisiejszego dnia musiałem zmusić się do wstania z łóżka. Nie miałem najmniejszej ochoty nawet do zrzucenia z siebie pierzyny. Zerknąłem na zegar wiszący na ścianie. Było kilka minut po trzynastej. Spałem aż tak długo? Do spotkania zostało mi niecałe pięć godzin.

W ocenie innych było to pewnie dość sporo czasu na jakiekolwiek przygotowanie się do tego. Dla mnie jednak te pięć godzin było jak pięć minut. Nawet nie wiem kiedy zleciały, a już musiałem wychodzić. Masakra.

Przez wyjściem, jak zwykle dużo rozmawiałem z rodzicami na ten temat i musiałem tłumaczyć dlaczego zdecydowałem tak, a nie inaczej. Nadal miałem w nich ogromne wsparcie, wiec nie próbowali jakoś specjalnie mnie zatrzymać, a pozwolili na wyjaśnienie sytuacji na spokojnie. Miałem przynajmniej nadzieje, że na spokojnie, ale to miał czas pokazać.

Uśmiechnąłem się do nich ciepło, żeby ukryć moje zdenerwowanie, które i tak było widać po moich trzęsących się dłoniach czy czerwonych z nerwów policzkach. Mimo tego robiłem wszytko, by osoby trzecie, czyli w tym przypadku mama i tata odczuli to wszytko jak najmniej. W końcu to moje sprawy, w które ja się wkopałem, a nawet zapoczątkowałem głupią imprezą pod ich nieobecność, więc moja była w tym głowa żeby to raz, a porządnie wyjaśnić. Powiem wam tylko, że przez ostatni czas wyjątkowo szybko karma do mnie wracała, choć nie wiem czy mogę tak to właśnie nazwać.

Mijały kolejne minuty, a ja wciąż stałem przed drzwiami i myślałem o naszym spotkaniu. Z jednej strony miałem ochotę zjechać go za to od góry do dołu. Z drugiej natomiast rzucić mu się w ramiona, bo przecież niemiłosiernie tęskniłem za tym palantem, ale była jeszcze ta trzecia strona. Ta, której bałem się najbardziej. Bałem się mojej reakcji na to, co będzie miał mi do powiedzenia. Co będzie po tym i czy będzie to nasze ostatnie spotkanie, a jeśli tak to co zrobię potem?

///

Opatuliłem się płaszczem, biorąc głęboki oddech. Moja ręka powędrowała w stronę dzwonka, a usta momentalnie mi zadrżały. Spuściłem wzrok, kiedy drzwi się otworzyły. Nie potrafiłem na niego spojrzeć. To było dla mnie zbyt bolesne. Wyminąłem mężczyznę bez słowa, kładąc klucze od jego domu na szklanym stoliku, który stał niedaleko wejścia. Stanąłem do niego tyłem, starając się opanować łzy napływające do mych oczu łzy. Walczyłem sam ze sobą, żeby nie wybuchnąć płaczem, żeby nie rzucić się w jego ramiona, żeby nie zacząć szlochać mu w rękaw i nie okładać jego klatki piersiowej ze złości. Zaraz po tym poczułem jego chłodną dłoń na swoim ramieniu na co od razu ją z siebie zrzuciłem.

— nie dotykaj mnie! - wychrypiałem cichym, niestabilnym głosem.

— Lukey... - zaczął tonem zbitego psa. — ja... ja... ugh, nie wiem co mam ci powiedzieć.

— nie ma żadnego Lukey.... nie ma.

Odwróciłem się w jego stronę, dopiero teraz spoglądając na jego bladą twarz, z sińcami pod zmęczonymi oczami i lekko opuchniętymi oczyma. Serce stanęło mi na sekundę, a ja pokręciłem nosem. Czułem jak jakiś ciężar spada na moją klatkę piersiową, nie pozwalając mi wręcz złapać oddechu.

— w takim razie niepotrzebnie marnujesz mój czas. - niemalże wyszeptałem, kierując się już w stronę drzwi.

— w takim razie przepraszam, Luke. - ciągnął dalej niezmiennym tonem. — przepraszam, bo skoro nie chcesz wysłuchać, to nic innego mi nie pozostało. - widziałem jak obraca się w bok żeby zetrzeć łzy z policzków, a ja automatycznie przegryzłem wargę.

— nie wiesz co masz mi powiedzieć. - stwierdziłem już nieco pewniej. — więc po co mam tu stać?

— w-wiem, ale boje się, że widzę cię ostatni raz... - odpowiedział łamiącym się głosem, a we mnie znów coś pękło.

Two Worlds • muke • /part.2/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz