• Mike •
Tak jak powiedziałem - wyszykowałem się w niecałe dziesięć minut. To niesamowite, w jak krótkim czasie zmienił mi się humor. Od razu jakoś odżyłem i wszystko było jakby takie inne. Z uśmiechem na twarzy opuściłem mieszkanie i pobiegłem za chłopakami, którzy zdążyli już zniknąć. Całe szczęście, że mamy całodobowe galerie handlowe. Idealne na takie niespodziewane przypadki, jak ten teraz.
Spędziliśmy na zakupach ponad trzy godziny. Szczerze mówiąc, nigdy nie byłem na takim nocnym wypadzie, ale było całkiem sympatycznie. Bardzo polubiłem chłopaków, mimo, że jeszcze niedawno mieli ochotę mnie wytłuc, a ja wcale nie miałem lepszych zamiarów wobec nich.
Przejdźmy może do rzeczy. Nasza lista zakupów była naprawdę długa. Znajdowało się na niej wszystko, co potrzebne i niepotrzebne. Mnóstwo kolorowych ozdób, brokatowych dodatków no i sami wiecie czego. W końcu były to jego osiemnaste urodziny i trzeba było wyprawić imprezę, jakiej do końca życia nie zapomni.
No dobra, może jednak zapomni... chociaż, moja w tym głowa, żeby nie doznał amnezji. Urodziny jak urodziny, ale alkohol miałem zamiar mu dawkować.
Moim ostatnim punktem, a w sumie to miejscem, w które chciałem się wybrać, było schronisko. Chciałem sprawić mu niezapomniany prezent, który pokocha od pierwszego wejrzenia. Zastanawiałem się nad psem, ale po dłuższym przemyśleniu, zdecydowałem się na kota, ponieważ wymagają mniej uwagi, a Luke jest roztrzepanym nastolatkiem. W dodatku nie byłem pewny czy szczekający prezent przypodoba się Liz.
Wchodząc do budynku poprosiłem panią, która zajmowała się adopcjami, żeby pokazała mi kocięta. Oczywiście, moje serce zmiękło, kiedy zobaczyłem tyle uroczych stworzonek na raz. Moją uwagę zwrócił na siebie czarny urwis z zielonymi oczkami, który próbował zjeść sznurówki moich butów. Właśnie jego zabrałem ze sobą, uprzednio kupując całą wyprawkę oraz obróżkę z zawieszką, na której Luke mógł wygrawerować imię swojej nowej pociechy.
Od razu chciałbym sprostować, że Liz wiedziała o wszystkim, także spokojnie. Nikt mnie wałkiem do ciasta nie zabije, za przyniesienie małego kudłacza do domu. Gorzej byłoby jednak z tym psem. A o tym kotku tak naprawdę wiedzieli wszyscy tylko nie Luke. Nawet chłopcy się rozczulili i całą drogę wymyślali coraz to głupsze imiona, a ja miałem przez to ochotę wywieźć ich do lasu i odebrać jak im przejdzie. A tak swoją drogą to nie mogłem doczekać się przygotowań i całej tej imprezy. Pytanie tylko, jak zapakować kotka?
///
Wszedłem z chłopakami na salę, gdzie miała odbywać się impreza. Konsola DJ'a i nagłośnienie były już ustawione, a matka Luke'a zajmowała się wieszaniem czarnoniebieskich balonów. Podszedłem i przywitałem się z ex-przyszłą teściową, po czym we dwójkę zdobiliśmy pomieszczenie.
— myśli pani, że Luke się ucieszy jak mnie tu zobaczy...? - zapytałem kobietę z nadzieją, że chłopak o czymś jej wspominał.
— ciężko jest mi odpowiedzieć. - westchnęła.
— rozumiem.
— nie rozmawiamy za dużo, a na pewno nie o tobie. Przykro mi Mike. - popatrzyła na mnie smutno i chyba też chciała byśmy się w końcu pogodzili.
— staram się jak mogę i...
— wiem. - przerwała mi, a potem pogłaskała mnie po ramieniu. — nie poddawaj się, jego wbrew pozorom łatwo zmiękczyć.
Pokiwałem głową i przygryzłem dolną wargę niemal do krwi. Zastanawiałem się co mogę jeszcze zrobić, żeby Luke mi wybaczył. Nie kupowałem mu bardzo drogich prezentów, bo nie chciałem, żeby pomyślał, że chcę kupić jego miłość. W tym roku postawiłem właśnie na kotka i gitarę elektryczną, bo Luke zawsze marzył o tym, że nauczy się dobrze na niej grać.
CZYTASZ
Two Worlds • muke • /part.2/
FanficKontynuacja historii Michaela i Luke'a, którą znajdziecie u mnie na profilu. - "Hi Uncle" 🎖#120 🎖#36🎖#8 🎖#4 🎖#2 🎖#1