tęczowy róg

599 31 54
                                    

• Mike •

Dzisiaj zaskoczył mnie telefon od mojej mamy, która oznajmiła mi, że dziś po południu mam odebrać ją z lotniska. Jak się domyślacie nie byłem poinformowany wcześniej, dlatego ta informacja nieco pokrzyżowała moje wcześniejsze plany. Nie, inaczej - całkiem je pokrzyżowała.

Pamiętacie pewnie moje nieudolne próby przygotowania kolacji dla Luke'a. Tym razem wcale nie było lepiej. Było wręcz gorzej, bo przy mamie to głupio wyjść na nieogarniętego synka, który od sześciu lat mieszka przecież sam. Właśnie dlatego dzisiejszy dzień był jedną, wielką masakrą. Musiałem ogarnąć dom, wymyślić jakiś obiad czy kolację, no i do tego wszystkiego wypadałoby zaprosić Luke'a. Mama na pewno chciałaby go poznać, a ja sam także chciałbym go jej przedstawić. Także sami widzicie, że czekało mnie dużo roboty.

Po długiej chwili namysłu wpadłem na jakże genialny pomysł. Może Liz zgodziłaby się pomoc? Kto pyta nie błądzi. Złapałem za telefon, odszukując numer do rodzicielki mojego chłopca i czekałem na połączenie.

— halo?

— um, dzień dobry, pani Liz. Michael z tej strony. - uśmiechnąłem się pod nosem.

— a cóż to mój synek wykombinował, że zięć zadzwonił do starej Liz? - cicho ziewnęła, a ja nerwowo się zaśmiałem.

— tym razem Luke nic, ale ja potrzebuję pomocy. Byłem dzisiaj umówiony z pani synem, ale dostałem wiadomość, że moja mama postanowiła mnie odwiedzić i... Boże, nie wiem, stresuje się. - wyrzuciłem z siebie wszystko, nawijając tak szybko jak nigdy.

— i w czym mogłabym ci pomóc, Mike? Potrzebujesz, żebym coś ugotowała, przetrzymała Luke'a w domu, nie wiem...

— mogłaby pani po prostu zająć jakoś moją mamę, żebym mógł wszystko ogarnąć? Muszę wysprzątać dom, zrobić kolację, zaprosić Luke'a, oczywiście pani też jest zaproszona i znaleźć kącik dla mojej mamy na najbliższe kilka dni.

— a nie łatwiej będzie jak ja coś ugotuję? Do południa jeszcze sporo czasu. Wyślę ci listę zakupów, a resztą zajmę się ja, dobrze? - mówiła tak spokojnym tonem, że trochę ochłonąłem.

— oczywiście! niech tak będzie! - powiedziałem entuzjastycznie, bo była to wygodniejsza i znacznie bezpieczniejsza opcja.

Podziękowałem ładnie Liz i w drodze do auta zadzwoniłem do Luka. Uśmiechnąłem się szeroko sam do siebie, kiedy usłyszałem, że chce pojechać na zakupy ze mną. Czyli jednak ten dzień, nie do końca był spisany na straty.



Spędziliśmy na zakupach ponad dwie godziny, przy okazji zaopatrując dom w potrzebne rzeczy takie jak papier toaletowy, jedzenie oraz urocze kapcie. Nie, to nie było coś niezbędnego w naszym domu, ale po prostu nie mogliśmy się powstrzymać. Blondynowi kupiłem jeszcze onesie świnki, bo przecież był moją świnką, a ja wybrałem jednorożca, bo zawsze chciałem mieć tęczowy róg. Jakkolwiek to brzmi. Chodząc po galerii śmialiśmy się z siebie nawzajem do rozpuku. Niby dorośli, a jednak dzieci, ale nie będę ukrywać, że czułem się przy nim znowu jak nastolatek. Odżywałem od środka, ponieważ Luke był lekarstwem dla mojej, umęczonej dorosłym życiem duszy. Młody Hemmings z kolei zaczął zachowywać się odrobinę bardziej dojrzale. Cóż za cudowne dopełnienie. Nie odwalał już takich akcji, jak ta ze złamaną nogą, przestał ćpać, a nawet ograniczył picie i palenie do minimum. W ciągu kilku tygodni wszystko uległo drastycznej zmianie.

I cieszyło mnie to, bo chciałem by mama poznała go takiego jakim jest teraz, a nie kim był zanim się poznaliśmy. Miałem nadzieje, że wszytko wypadnie w porządku, chociaż taka obiadokolacja, z przyszłą być może teściową, w obecności mojego chłopaka oraz mojej mamy była naprawdę czymś stresującym.

Two Worlds • muke • /part.2/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz