• Luke •
Wpadłem do pokoju rodziców zalany łzami i nie tylko nimi. Jednak byłem na tyle świadomy tego wszystkiego, że mógłbym o tym opowiadać z najdrobniejszymi szczegółami. Wtuliłem się w matkę i szlochałem w jej ramiona, ignorując każde jej słowo czy pytanie skierowane w moją stronę. Nie potrafiłem pojąć, a co dopiero opisać tego co czułem. Jak bardzo bolesne to było, to uczucie którego nie da się chyba porównać do niczego innego. To coś, co boli bardziej niż jakikolwiek uraz fizyczny, coś co po prostu niszczy cię od środka i zostajesz uwięziony we własnym ciele. Przestajesz myśleć i funkcjonować, bo żyjesz stratą, bo tylko ona pozostała. Na zmianę ze wspomnieniami, które niewiarygodnie mocno obciążały psychikę.
Uspokajałem się powoli. Delikatne dłonie kobiety i troskliwy głos ojca wprowadzały mnie w ten stan. Przeraźliwy płacz zamieniał się w ciche łzy, które spływały po rozgrzanych policzkach, a następnie moczyły koszulkę rodzicielki. Desperacko zaciskałem palce na materiale, ale z czasem siła malała, a całe emocje wraz z nią. W końcu byłem w stanie unieść głowę i spojrzeć na Liz zmęczonym wzrokiem.
— mamo... - szepnąłem ledwie słyszalnie. Bolące gardło dało się we znaki.
— słucham cię kochanie. - przetarła delikatnie moją twarz.
Nastała cisza, bo bałem się reakcji kobiety na to co powiem. Kontrolnie spojrzałem na ojca, ale on tez był bardzo przejęty tym wszystkim. Poruszyłem się niespokojnie zaciskając powieki po czym znowu wcisnąłem twarz w jej koszulkę.
— nie mam po co żyć...
— nie mów tak nawet... - usta rodzicielki zetknęły się z moją skronią. — jesteś naszym szczęściem. Wiesz jak bardzo cię kochamy, słoneczko.
Zamilkłem. Nie chciałem, żeby rodzice martwili się o mnie jeszcze bardziej niż zazwyczaj. Wiedziałem, że nie pozbieram się już do kupy tak jak wcześniej. Zostałem sam, na dobre. Może mama z tatą byli ze mną fizycznie, ale mentalnie byłem samotny. Zabrakło mi bratniej duszy, której mógłbym znowu wszystko mówić. Zabrakło osoby, dla której moje istnienie byłoby czymś więcej, niż tylko istnieniem. Potrzebowałem tak bardzo przytulić się do Michaela, ale on nie był już kimś, kto powinien mieć miano mojej bratniej duszy. Zdradził mnie. Dotykał się z innym mężczyzną. Uprawiał seks z innym facetem. Pokazał, gdzie tak naprawdę ma moje uczucia w stosunku do niego i nawzajem. Straciłem swój skarb. Uciekł mi przez palce, tak samo jak wszelakie chęci do życia, a ja nie mogłem nic z tym zrobić.
— wiesz...? - już na wstępie załamał mi się głos. — chyba miałaś rację. Mike... on nie był taki jaki mówił, że jest. Znaczy był... bardzo długo był, ale już nie jest... i nie będzie. - szepnąłem. — i wypiłem dużo, wiesz? i pociąłem ręce, wziąłem tabletki i trochę prochów... - kontynuowałem, nie zawężając na konsekwencje mojej wypowiedzi.
— synku. - zapłakała, a na zaczynałem żałować coraz bardziej. — nie możesz się krzywdzić, nie pozwolę na to. - kobieta bardzo mocno mnie przytuliła, a ja nie miałem już siły wypuszczać z oczu kolejnych łez. — on nie był ciebie warty. Nie wiem co zrobił, ale nie ujdzie mu to na sucho, obiecuję ci to.
W tym momencie delikatne dłonie kobiety powędrowały do moich nadgarstków. Podwinęła rękawy bluzy i spojrzała krwawiące jeszcze ręce, a ojciec w tym czasie poszedł po apteczkę.
— załatwię ci najlepszego psychologa, kochanie. Nie pozwolę ci się załamać. Jesteś dla mnie zbyt ważny, rozumiesz? Kocham cię, synku, oboje cię kochamy i zawsze będziemy cię kochać. - widziałem jak łzy spływają po jej policzkach, a mi było tylko gorzej przez to wszystko. Nie chciałem by odczuła to tak mocno. Nawet tata nie mógł jej pomóc, bo sam ledwo powstrzymywał się od płaczu. Chciałem pomocy, a krzywdziłem tylko wszystkich w koło.
CZYTASZ
Two Worlds • muke • /part.2/
ФанфикKontynuacja historii Michaela i Luke'a, którą znajdziecie u mnie na profilu. - "Hi Uncle" 🎖#120 🎖#36🎖#8 🎖#4 🎖#2 🎖#1