*~Rozdział 2~*

274 15 11
                                    

~~~~~~~Perspektywa Polski~~~~~~~

Obudziło mnie czyjeś szarpanie mną, przez co byłam zmuszona obudzić się. Po otworzeniu oczu zauważyłam, że był to Węgry. Zadziwił mnie jego widok.
-Jó reggelt Lengyelország! (Dzień dobry Polska)-powiedział lekko ściszonym głosem.
-Cześć Węgry. Co ty tutaj robisz? Nie powinieneś być już w pracy?- zapytałam.
-Nie, ponieważ mam dzisiaj wolne.
-Aha. A podwieziesz mnie do szkoły?
-No dobra, ale pośpiesz się.
-Ale dlaczego?
-Zrobiłem ci pierogi na śniadanie.
-O kur*a! Już wstaje!-wrzasnęłam, po czym wypędziłam Węgra z pokoju i z prędkością światła zaczęłam ogarniać wszystkie poranne sprawy.
Już po ok. niecałych dwóch minutach byłam już w kuchni.

Po śniadaniu i umyciu zębów, zadzwoniłam do Niemca.
-Hej Niemcy!-powiedziałam, w miarę głośno do słuchawki.
-O, cześć Polen...-szepnął jednocześnie smutnym i poddenerwowanym głosem.
-Ej co się stało? Znowu się pokłóciłeś z Rzeszą?
-Tiaa...
-A o co?-zapytałam.
-O moją, jak to ujął, „beznadziejną przyszłość"...-powiedział lekko poddenerwowany.
-Ej no, nie przejmuj się tym tak bardzo.
-Wiem... no ale po prostu mam już tych kłótni dosyć...
-Na to już nie wiem jak ci poradzić...
-No dobra, porozmawiamy w szkole. Nie będę ci niepotrzebnie zawracał głowy.-powiedział.
-No ok, to paa~
-Paa~

I na tym skończyła się nasza rozmowa. Martwię się o niego. Przecież to nie jest za dobrze, że każde słowo, które ze sobą wymienią, prowadzi do kłótni. No, ale teraz muszę się już zbierać do tej jeban** szkoły.

-Ej Węgry!-zawołałam do brata.
-Noo!
-Kiedy mnie podwieziesz?!-zapytałam się go.
-No, wiesz...-powiedział, wchodząc do salonu, w którym aktualnie przebywałam.-Jeśli chcesz to możemy teraz.
-No to choć, jedziemy!-krzyknęłam, kierując się w stronę wyjścia z domu.

Gdy zaczęłam ubierać buty oraz bluzę, Węgry podszedł do jadalni po klucze do samochodu i poszedł w stronę auta.

Pod szkołą

Wychodząc z auta, pożegnałem się z bratem oraz zatrzasnęłam drzwi od samochodu za sobą.
Gdy szlam w stronę szkoły zauważyłam Rosję, który podchodził w moją stronę.
-Привет Польша! (Cześć Polska)-powiedział Rus.
-Hej Rosja. O co chodzi?-zapytałam. Zawsze gdy do mnie podchodził, to chciał się o coś spytać.
-Nie widziałaś po drodze Америка?(Ameryki)-zapytał.
Muszę przyznać, że zdziwiło mnie to pytanie. Nigdy się o nią nie pytał.
-Nie, nie widziałam. A co?-zapytałam.
-No bo wczoraj, gdy wracałem do domu zauważyłem ją po drodze siedzącą i płaczącą.-zaczął-Gdy się jej zapytałem co się stało, to nie chciała mi powiedzieć, więc nie naciskałem na nią. Mogłabyś z nią pogadać?- zapytał.

Muszę przyznać, że nie spodziewałam się, że mówił on na prawdę, ale gdyby kłamał to by mi teraz tego nie mówił z taką powagą w głosie.

-No dobra. Ale jesteś pewny, że chcesz to wiedzieć?- zapytałam dla pewności.
-Nie chcę się wtrącać, ale po prostu się zmartwiłem jej zachowaniem. To nie było do niej podobne.- powiedział- Nie musisz mi potem tego mówić.

No ok? Nie rozumiem tego. No, ale spoko. Zapytam się jej o to.

-No dobra. Pa.-powiedział odchodząc.
-Pa.-odpowiedziałam trochę zamyślona.

Więc spróbujmy połączyć fakty.
Skoro Rosja widział Amerykę całą zapłakaną i siedzącą gdzieś po drodze do jego domu, to musiało się coś złego wydarzyć. Ale pytanie co i gdzie wtedy siedziała? Jest dużo dróg i skrótów do domu Rosji. No tego to już nie raczył powiedzieć.

*~Zanim mnie nie będzie~* ||RusAme|| cantryhumans || ZAKOŃCZONE (cringe)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz