Rozdział 14

55 8 7
                                    

Harry

- Zaopiekuje się tobą. Będziemy mieli tylko dobre wspomnienia, które stworzymy razem. Ty i ja będziemy bardzo szczęśliwi, wypełnimy nasze serca piękną miłością, chwilami pełnymi uśmiechu, ciała będą nostalgicznie rozkoszować się w namiętności, rozum przestanie myśleć, a jedynie będzie zapamiętywał nasze dobre dni. Chce tylko jednej rzeczy od ciebie uwierz w nas, uwierz we mnie – powiedział z czułością w głosie Louis.

Patrzyłem na niego.

Zamarłem wpatrując się w bladą, posępną twarz, na której malował się bezruch, choć usta wykonywały ruch istniał bezruch, wykonywał ociężale gesty to i tak panował bezruch. Nawet, kiedy słyszałem słowa istniał tylko bez dźwięk, jakby to, co wypływała z niego zatrzymywało się na ścieżce i gubiło drogę do miejsca spotkania. Kiedy minimalnie poruszyłem się spostrzegłem w spojrzeniu małe migocące czarno białe plamki, wpatrując się bardziej wydawało mi się, że widzę kilka scen z czasu, kiedy byliśmy wpisani w tamte dni.

- Wiesz najbardziej wryła się w zakamarki mojej pamięci chwila, kiedy deszcz zmoczył twoje włosy, mój delikatny ruch, który czuł pod powierzchnia dłoni przyjemny chłód, a zarazem ciepło. Dopiero później moje oczy zbledły w wielkimi niezrozumieniu oraz oburzeniu, wtedy też po raz pierwszy krople deszczu spadały na moją skórę zbyt boleśnie, kiedy podnosiłem z zimnego piasku rozszarpaną postać bliskiej mi osoby – powiedziałem, a on jeszcze bardziej znieruchomiał. – Najgorsze, że nie ważne ilekroć pojawiasz się w moim życiu wszystko spada w przepaść i widzę tylko ciebie – szepnąłem wpatrując się w okno już wyschnięte od krótkiego jesiennego deszczyku. – Chciałbym uwierzyć nie tyle, co w nas, co w ciebie, że nigdy mnie już nie skrzywdzisz, nie potraktujesz jak niechcianą rzecz, nie odejdziesz, kiedy będziesz chciał wyznać mi wszystko o strachu, jaki siedzi w tobie, kiedy skulony kucasz w kącie coraz bardziej ciemnego pomieszczenia. Najtrudniej jest mi teraz powiedzieć, że kiedy patrzę na ciebie zgniatam cię wraz z tym tłem, który istnienie za tobą, wciskam cię mocno w barwy, które już nie mają esencji, ani żywości.

- Co chcesz przez to powiedzieć? – spytał Louis. – Harry.

- Znajduję się w martwym punkcie – wydusiłem. – Jak to zrobiłeś mój ukochany oprawco, że znów jestem rozsypany, a zarazem szczęśliwy? – Czemu tak cierpliwie milczysz? – spytałem.

- Bo wydaje mi się, że tylko cierpliwość mi pozostała.- Odwróciłem wzrok od mojego ukochanego. - Harry mam tylko cierpliwość, bo nadziei już w sobie nie posiadam, kiedy patrzę na twoje roztrzęsione ciało, skórę, która reaguje na mój dotyk jakby cię parzyła oraz koiła. Nie zostawiaj mnie, kiedy jest nam obojgu ciężko. Spróbujmy przez to przejść razem, proszę.

- To byłoby takie niesprawiedliwie gdybym był bardziej szczęśliwy niż do tej pory, a zarazem gdybym był nadal skostniałą istotą bez powłoki, w którą ktoś wciska emocje – oznajmiłem. – A jednak nie mogę zostać ze względu na tamto traumatyczne wydarzenie, ze względu na miejsce i czas, w jakim to się stało, a przede wszystkim ze względu na moją kochaną kuzynkę.

- Proszę – wymamrotał.

- To też moja wina – wypchnąłem z siebie te słowa.

- Co ty mówisz?

- Szukałem cię od dnia, kiedy ode mnie uciekłeś, aż w końcu z kilku sprawdzonych źródeł otrzymałem wiadomość, że jesteś w miejscu, do którego całe rodziny zjeżdżają się, aby odpocząć. Jeszcze, wtedy byliśmy w rodzinnym bajkowym uniesieniu, więc łatwo namówiłem bliskich na wyjazd. Tamtego dnia, kiedy cię spotkałem po kilku dniach bezowocnych poszukiwań postanowiłem wykrzyczeć ci kilka przykrych słów, abyś mnie pociągnął za sobą. Chciałem, abyś wyznał, że twoje życie się rozpadło i chciałeś zarazem mnie zostawić, bo bałeś się, że odejdę jak inni, ale wróciłeś, bo nie radziłeś sobie z...

Bez CiebieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz