Rozdział 15 / koniec

109 7 7
                                    

Harry

Pukanie do drzwi wybiło mnie ze wspomnień, które ostatnio dopuszczam do siebie. Niechętnie otworzyłem wejście, delikatnie, przymknięte drzwi były jakby nie zaproszeniem mojego gościa do środka wnętrza, które było przesiąknięte ogromnym cierpieniem.

- Nie znasz mnie. Jednak ja znam ciebie tylko z tamtego czasu oraz miejsca, a potem z opowieści Louisa, który...

- Louis cie przysłał? – spytałem wtrącając się w wypowiedź chłopaka, który uciekał wzrokiem od mojej postaci.

- Nie. Odkąd się nie widzieliście zachowuje się coraz bardziej destrukcyjnie. On chyba zdaje sobie sprawę, że nic z was nie będzie, że ostatnie wasze spotkania to tylko pasmo pożegnań, dlatego. – Zamilkł. – Martwię się o niego, bo dziś nie wpuścił mnie do mieszkania, a ja zauważyłem w dłoni mojego przyjaciela kawałek sznura. Boje się o niego. I dobrze wiem, co ci zrobił, co ci zrobiliśmy, ale wiem bardzo dobrze, że ty jedyny jesteś w stanie mu pomóc. Pożegnajcie się z jakąś nadzieją na przyszłość, abyście mogli żyć w pewien sposób, nie pełny, a jednak istnieli, bo istnienie ludzkie, każde jest cenne – powiedział, a ja sięgnąłem po kurtkę i opuściłem wnętrze bezpiecznego mieszkania.


          Sięgnąłem do kieszeni spodni w poszukiwaniu kluczy, które dostałem kilka tygodni temu od Louisa. Bez zastanowienia otworzyłem wejście, kiedy zacząłem poszukiwania chłopaka usłyszałem hałas, jakby coś upadało na podłogę. Ruszyłem szybciej w stronę pomieszczenia, a za mną podążał przyjaciel oprawcy. Kiedy weszliśmy do pokoju zobaczyłem drewniane krzesełko leżące na podłodze, a dopiero potem ujrzałem trzepoczące się nogi, uderzały jedna o drugą, palce nabierały bladości, krew jakby pospiesznie krążyła pod skórą, żyły pęczniały na karku, głowa była odchylona zaplątana w grubym, jasnożółtym sznurze.

Zatrzymałem się na ułamek sekundy, a dopiero po chwili, kiedy usłyszałem rzęszenie podbiegłem i przytrzymałem drobne ciało. Przyjaciel mężczyzny pospiesznie wykonał najpotrzebniejsze rzeczy i ściągnął z jego szyi sznurek. Ciało Louisa opadło z wielkim ciężarem w moje ramiona, głowa jakby mu zwisała, a ja spostrzegłem czerwone paski na skórze.

Poddałem mu szklankę wody. Nie przyjął tylko popatrzył na mnie z wyrzutami.

- Pójdę zrobić zakupy. Lodówka jest pusta – rzekł Robin.

Wyszedł trzaskając mocno drzwiami, które wydały dziwny odgłos. Jakby były zepsute, coś je hamowało, przeszkadzało w środku zamka, ale nikt nie miał siły i pewnie czasu, aby je naprawić.

- Nie rób tego nigdy więcej – wydusiłem. – Gdy cię zobaczyłem nawet nie wiesz, jak bardzo przeraził mnie ten widok. Choć przyznaję, że zatrzymałem się w progu to nie mogłem...

- Czego nie mogłeś? Trzeba było się nie ruszać lub wycofać – powiedział brutalnie.

- Louis zbyt wiele już straciłem – szepnąłem. – Nie mogę i ciebie stracić.

- Ani ja ciebie – oznajmił dotykając lekko mojej dłoni. – Przepraszam za wszystko.

- Wybaczam, a jednak nie mogę zapomnieć.

- Może, kiedy z dnia na dzień będę kochał cie mocniej czas przeszły, teraźniejszy przestanie się liczyć, a nadejdzie przyszłość, w której odległość i miejsce będą dla nas łaskawsze. Po prostu chciałbym przy każdym oddechu, abyś czuł, że oddycham dla ciebie i...

- Przy każdym oddechu bez czasu i bez miejsca będziesz mógł czuć jedynie moją miłość – wtrąciłem, a on nie zakrywając twarzy pokazał mi swoje słabości, nagość, ból. Mam to wszystko wpisane tak samo głęboko jak ty.

Bez CiebieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz