Rozdział 11

47 8 5
                                    

Louis

Siedziałem pod ścianą na zimnej drewnianej posadzce i patrzyłem, jak spokojnie śpi w dużym, przestronnym łóżku okryty szczelnie białą pościelą.

- Mogłem uciekać i uciekać w nieskończoność, ale prawda była taka, że wszędzie, tam gdzie się znajdziesz dopadną cię twoje demony, życiowe porażki, twoje życie – powiedziałem bardzo cicho, a i tak obudziłem Harry'ego, który z głową wtuloną w poduszkę popatrzył na mnie zaspanym wzrokiem.

- I co dalej? – spytał.

- Nie wiem – odpowiedziałem. Nie poddawał się i uporczywie patrząc na moją twarz, w moje niebieskie oczy zmusił do powiedzenia tych kilku słów. – Jestem przez większość czasu, miejsca, dnia i nocy uwięziony w jaskini. Nawet nie wiem czy jest ona nadal ciemna i ponura, bo moje oczy, mózg, serce i inne części ciała, nawet te ulotne przyzwyczaiły się. Moje dłonie i stopy są uwięzione, zakute w kajdany, głowa skrępowana w taki sposób, że widzę tylko ścianę przed sobą. W pobliżu płonie niespokojnym płomieniem ognisko, przy którym poruszają się ludzie bezdomni, opuszczeni, są też przedmioty, które przypominają dobre jak i te złe chwile. Potem pojawiają się okrutne obrazy, które powodują, że krwawię z oczu, ust, uszu, ta purpura wszędzie się wylewa na ścieżki mojego życia. I pojawiają się cienie, demony, które jęczą, krzyczą, oślepiają mnie, marudzą, a nawet śmieją się i zaciągają łańcuchy na moim ciele, które parzą skórę.

- Moich demonów też jest kilka – wydusił układając się na prosto. Patrzył w sufit. Przez moment wydawało mi się, że nie oddycha, a kiedy ja zaciągnąłem się papierosem, wypuściłem dym zakaszlnął. Wziął jeden krótki oddech. – Nigdy nie byłem uwięziony w ciemnej, mokrej i ponurej jaskini. Gdybym był może byłoby mi łatwiej ogarnąć to, co mnie dręczy. Zawsze poruszałem się po otwartej przestrzeni, która na początku była pięknym, jasnym, barwnym widokiem tylko zmieniła swój kolor, gdy dopadły mnie rozmyte twarze o pustych, wydrążonych oczodołach, przypalonych ustach, chwiejnych ponurych kościach, które pokrywała tłusta skóra. Wszystko potem naznaczyło mnie jakąś niepewnością, niepojętnym bólem, którego nie mogłem wepchnąć i zamknąć w sobie w jakimś ciemnym miejscu, bo przecież wewnątrz nas musi istnieć, coś na podobieństwo jaskini, w której zamykamy te smutne wydarzenia. Najgorsze, że wymazałem całą swoją przeszłość, wszystko, co ważne zacząłem usuwać, miejsca znikały, kasowałem ludzi w swojej głowie, aż w końcu tak wiele zapomniałem.

Usiadłem na łóżku, blisko postaci, która drżała.

- Spójrz na mnie Harry – rzekłem, a on otworzył powieki i spojrzał tak bardzo usilnie w moje niebieskie oczy. – Zasługujesz na życie z kimś, kto sprawi, że poczujesz się szczęśliwy – szepnąłem, a on podniósł lekko głowę i czekał. Uśmiechnąłem się. Przysunąłem twarz, objąłem jego ciało i delikatnie, bardzo delikatnie dotknąłem jego ust. Zacząłem poruszać wargami na powierzchni czerwonych ust. Powoli, starannie, niespiesznie, głęboko zacząłem całować. Tonołęm w pieszczocie. Odwzajemniał łagodny pocałunek. Kiedy odsunąłem się niechętnie zobaczyłem w jego spojrzeniu czułość, ale i lęk, a nawet ból? – Kocham cię Harry.

Uśmiechnął się.

- Wiem. Czuję twoją miłość. I dziękuję ci za twoją cierpliwość.

- Przestań. Nawet nie wierz, jak bardzo powinienem kajać się, wić pod twoimi stopami oraz przepraszać, bo...

- Dlaczego? – spytał wtrącając się w moja wypowiedź. – Nie bój się. Powiedz mi, co cię dręczy – rzekł układając dłoń na mojej klatce piersiowej.

Milczałem.


                Budziłem się powoli, brałem niespiesznie wdech i wydech, oddychałem trochę nierówno jakby coś wypychało mnie na powierzchnię. Szybko do mnie dotarło, że jestem bardzo blisko przy nim. Leżałem na twardym, a jednocześnie miękkim ciele, ciepłej skórze, na piersi, brzuchu, nogami na nogach, stopami oplatałem jego stopy i słyszałem bicie jego serca pod moim uchem.

- Śpisz? – spytałem.

On pokręcił głową nie otwierając oczu, a jedynie lekko rozchylił usta. Uniosłem się niewiele nad jego ciałem i zwróciłem uwagę na nagą skórę, materiał bokserek zbyt nisko osadzony na biodrach. Starałem się hamować, ale położyłem najpierw palce, a potem całą dłoń na podbrzuszu i usłyszałem, jak zaciągnął się powietrzem. Nie wiem czy to było przyzwolenie, ale zjechałem niżej, przesuwałem dłonią w dół, a potem w górę. Poderwał biodra, czułem, jak jego ciało spina się, ale po chwili od mojego dotyku na tkaninie przykrywającej jego intymność rozluźnia się. Spokojnie, niespiesznie przejechałem opuszkami palców po skórze, która była naga i tak przyjemnie ciepła. Popatrzyłem na jego męska twarz, niewinną. W końcu zsunąłem bokserki, minimalnie. Zerknąłem jeszcze raz na buzię, na której pojawiły się pierwsze rumieńce, aż w końcu dotknąłem dłonią intymności. Delikatnie, lekko, ślamazarnie głaskałem, w górę i w dół, przesuwałem po całej długości. Natychmiast zmienił kształt, stał się nabrzmiały, poruszał się wraz z moja powolną pieszczotą, jęczał, wił się pod moim dotykiem.

Harry otworzył oczy. Był oszołomiony.

- Nie powinienem – wydusiłem zabierając rękę.

Odsunąłem się, a po chwili pospiesznie odwróciłem. Przez moment nic się nie działo, zrozumiałem, że nie potrzebnie dopuściłem do siebie pożądanie. Jednak, kiedy wziąłem głęboki oddech poczułem dotyk na kręgosłupie, nagich plecach, ramieniu, pośladkach schowanych pod bielizną, wsunął dłoń między ściśnięte uda, gładził moje jedno, a potem drugie udo. Pospiesznie i już pewniej dotarł opuszkami palców do nagiej skóry klatki piersiowej, zjechał w dół, dotknął, mocno wcisnął wierzchnią stronę dłoni w podbrzusze, zaciągnąłem się powietrzem zamkniętym w czterech ścianach pokoju.

Nie poruszyłem się, choć chciałem. Pragnąłem spojrzeć w jego zielonoszary kolor oczu, a jednak zatrzymałem się, aby nie napierać i nie przyspieszać czegoś, na co oboje mamy potrzebę. Pragnąłem tego ciała, ale musiałem się powstrzymać, choć to było trudne, gdy poczułem jak ślamazarnie zaciska dużą dłoń na moim członku, porusza w górę i w dół, naciska, opuszkami palców przesuwa po delikatnej skórze. Na dodatek tak cholernie przycisnął moje ciało do swojego gorącego ciała, pożar, pożądanie, namiętność, wszystko zaistniało w tamtej chwili. Nawet nie zauważyłem momentu, w którym się poruszył, leżał na mnie, miażdżył moje ciało, ale i wargi, zamknął mój oddech w agresywnym pocałunku. Wziął z siłą moje usta, ssał, lizał obszar, który nabierał mocniejszego koloru, wsunął język, mokra pieszczota spowodowała, że rozpłynąłem się. Czułem dotyk jego warg, dłoń na intymności, przyległość skóry do skóry, poruszanie się w dół i w górę zbyt powolnie, ciało wyginało się pod jego ciężarem, a on pokładał się całym sobą, kradł mi każdy jęk szczelnym pocałunkiem, brał do ust całe moje ciało.

- Potrzebowałem bliskości – szepnął. – Chciałbym pójść o krok dalej, ale...

- Nie musisz – wtrąciłem wypowiadając słowa z ciężkością w głosie. – Nigdy nie byłem z nikim tak blisko i tak intymnie jak z tobą. Nie muszę mieć od razu wszystkiego. Poczekam na ciebie – powiedziałem wpatrując się w jego usta, które zaciągały się powietrzem.

- I, dlatego to zawsze będziesz ty Louis – oznajmił.

- Ja? – spytałem hamując łzy, które pojawiły się w oczach.

- Tak ty – odpowiedział. – Ty mnie wyleczyłeś.

- Proszę przestań to nie jest takie proste – rzekłem.

- Jest, bo ty jesteś przy mnie – powiedział podnosząc się z łóżka.

Podszedł do okna, otworzył je na oścież. Firanka otuliła jego prawie nagie ciało popchnięta przez śladowy podmuch wiatru, a promienie słońca zaczęły delikatnie pieścić bladą skórę. Patrzyłem na ten piękny widok i nie kontrolując się wypełzło ze mnie tych kilka słów.

- To nie takie proste, kiedy rany próbuje zaleczyć człowiek, który je zadał.

- Co mówiłeś?

- Nic – odpowiedziałem.


Bez CiebieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz