Wystrzelił z budynku jak z procy. Wciąż był nabuzowany i wściekły. Obawiał się, że gdyby został tam chwile dłużej to mógłby nawet wyrządzić jej jakąś krzywdę. Znaczy, większą, niż już jej wyrządził.
– O ja pieprze!- wychrypiał chowając twarz w dłoniach. Nie miał pojęcia, co się z nim działo. Skąd ta nagła furia, która wręcz wylewała się z niego? To jasne, że wkurzała go myśl Lucy z kimś innym, ale przecież wszystko miało jakieś granice. Nie zasłużyła na to co od niego usłyszała.
A dzisiejszy dzień zapowiadał się tak pięknie. Wczoraj się pogodzili. Wyznali sobie przez długi czas skrywane uczucia. Obudzili się razem, wtuleni w siebie. I po co to wszystko? Po to, by już po kilku godzinach skoczyć sobie do gardeł?
Zachodził w głowę jak coś takiego w ogóle mogło mieć miejsce. Przecież, tak bardzo ją kocham. Za nic nie chce robić jej krzywdy, więc dlaczego? Co się do jasnej cholery ze mną dzieje? Nigdy jeszcze nie czułem czegoś takiego. Nie czułem się w ten sposób. Co to jest za uczucie? Które targa mną od środka, niczym wiatr liśćmi drzew.
Jeszcze bardziej gnębiła go świadomość, że Lisannie w życiu nie wyciął takiego numeru. Z tym, że z nią wszystko wyglądało inaczej. Lucy obudziła w nim uczucia. Emocje, o których mu się nawet nie śniło. Nie sądził, że coś tak w równym stopniu potężnego i niestabilnego może w ogóle istnieć.
Przy Lucy czuł tak wiele sprzecznych emocji, które nakładały się na siebie, a on w którymś momencie już nie wiedział jak je kontrolować. Całkowicie wymknęły mu się one spod kontroli. Stracił panowanie nad sobą, w wyniku którego rozwalił jej zastawę stołową. Z tym, że stłuczona porcelana, była najmniejszym z jego zmartwień. Wiedział, że w całym tym chaosie pokruszyć mogło się coś dużo bardziej delikatnego, niż naczynia. Coś, czego nie da się tak łatwo poskładać. Coś, co dopiero niedawno posklejało się na nowo. Tego obawiał się najbardziej.
Stwierdził, że w obecnej sytuacji trening nie będzie najgorszym rozwiązaniem. Miał zamiar zmęczyć wszystkie swoje mięśnie w taki sposób, aby buzująca w nim adrenalina, zmniejszyła się do tego stopnia, że będzie mógł znów normalnie rozmawiać, a nie wrzeszczeć jak oszalały. Bo niech go Igneel ma w opiece. Czuł, że właśnie to pragnie robić. Drzeć się na całe gardło, w miejscu, w którym nikogo to nie zdziwi i nie przerazi.
Po krótkim namyśle uznał, że ma takie miejsce. Udał się w tamtym kierunku mijając ludzi, którzy spacerowali po mieście w ten piękny, słoneczny poranek. W poranek, w który on powinien robić to samo z Lucy. Wziąć ją za rękę i przyprowadzić do Fairy Tail oznajmiając wszystkim, że są razem. Nie czuł się najlepiej, myśląc w ten sposób, lecz w rzeczywistości w dupie miał to co pomyśli, czy poczuje Lisanna. Wiedział, że młodsza Strauss do niedawna była jego dziewczyną, a wcześniej przez lata bliską przyjaciółką, która jako pierwsza wyciągnęła do niego dłoń w gildii. Lecz to, że próbowała odsunąć go od Lucy. Mało tego! Szantażowała go każąc mu wybierać. Sprawiło, że stracił do niej te resztki sympatii, które zachował.
Kiedy był już w głębi lasu zaczął krzyczeć. Drzeć się bez opamiętania, co spłoszyło całe ptastwo oraz większość żyjących tam zwierząt.
Gdy jego gardło, było już w takim stanie, że nie dał rady powiedzieć słowa. A paliło niemiłosiernie. Udał się nad strumyk, nad którym był poprzednio z Lucy. Przepłukał usta.
Siedząc nad brzegiem zamknął oczy. Niemal nie mógł uwierzyć, że w tak krótkim czasie jego życie tak bardzo się zmieniło. Gdy był tu ostatnio, zastanawiał się nad uczuciami Heartfilii, a sam powoli zaczynał zdawać sobie sprawę z własnych. Sądził, że kiedy oboje się do nich przyznają. Wszystko będzie dobrze. Nic nie stanie im na drodze, a tymczasem teraz jest znacznie gorzej, niż wcześniej.
CZYTASZ
Powód by walczyć (NaLu,NaLi)
FanfictionDzień zapowiadał się tak jak zwykle. Nastu i Happy zrobili włam na jej mieszkanie, zjedli razem śniadanie, trochę się posprzeczali po czym wyruszyli razem na misje. Zlecenie również nie wyróżniało się niczym szczególnym. Mieli jedynie pokonać jakieg...