Mam na imię...

268 23 23
                                    

Moi drodzy!

Myślę, że to była zacięta i wyrównana walka. Wszystkie wymyślone przez Was imiona BARDZO mi się spodobały,  niestety młody Dragneel nie należy do rodziny królewskiej by przedstawiać się " Cześć, jestem Rutsu, Igneel, Lucas Dragneel" XD

W imieniu Nashi i swoim dziękuje Wam za pomoc <3 


Epilog

Natsu krążył po korytarzu zdenerwowany, niczym lew zamknięty w klatce. Mało brakowało, a zacząłby sobie wyrywać włosy z głowy.

Według niego zdecydowanie zbyt długo to trwało. Istnieje takie powiedzenie- „ Szczęśliwi czasu nie liczą". Może to i prawda. On jednak zwracał uwagę na jego upływ dopiero wtedy, kiedy się denerwował. Niemal licząc każdą mijającą minutę.

– Nie rozumiem, czemu się tak zachowujesz. Przecież nie pierwszy raz zostaniesz ojcem- powiedziała spokojnie dziewczynka siedząca obok. Wyglądała na znudzoną. Merdała nogami na krześle i liczyła płytki na podłodze.

Salamander znał swoją córkę na tyle dobrze, by wiedzieć, że tamta jedynie stara się zachowywać pozory. W rzeczywistości była z natury tak samo niecierpliwa jak on. Jeśli sądziła, że nie zauważył jak nerwowo postukuje paznokciami w oparcie, albo jak podnosi głowę za każdym razem, gdy usłyszy choćby szmer, to grubo się myliła.

Nashi zapowiedziała im niecały tydzień temu, kiedy poznali dokładną datę porodu, że stanie się dojrzalsza i będzie świecić przykładem dla swojego młodszego braciszka. Dziewczynka usilnie próbowała dotrzymać danego słowa.

Natsu aż za dobrze ją rozumiał. Jej mama, a jego ukochana żona leżała na szpitalnym łóżku za białymi drzwiami i rodziła.

Naprawdę pragnął przy niej być w takim momencie, ale Lucy stwierdziła, słusznie zresztą, iż nie powinni zostawiać Nashi w takiej chwili.

Starsze dzieci bardzo często są zazdrosne o swoje młodsze rodzeństwo. Ale to nigdy nie dzieje się bez powodu. Kiedy rodzice przestają poświęcać uwagę swoim pierworodnym, zamiast tego przelewając ją na swoje nowo narodzone dziecko, trudno im się dziwić.

Młoda Dragneel postanowiła nie doprowadzić do takiej sytuacji. Nie chciała, by ich ukochana córeczka miała do nich żal o to, iż już nie poświęcają jej tyle czasu co dawniej, lub co gorsza, żeby nie zaczęła wymyślać w tej swojej małej, różowej głowie, że teraz gdy pojawiło się zastępstwo. Rodzice jej już nie kochają, ani nie chcą. Poród drugiego dziecka jest swego rodzaju próbą, której ona nie miała zamiaru zawalić.

Słuchanie krzyków Lucy łamało mu serce. Powód nie miał znaczenia. Nie mógł znieść tego, że jego ukochana żona cierpli. Chciałby móc jej jakoś pomóc, wesprzeć ją dobrym słowem, czy chociaż móc trzymać ją za rękę, tak jak podczas pierwszego porodu.

Wtem do jego uszu dotarł głośny, piskliwy płacz niemowlaka. Zatrzymał się w pół kroku i spojrzał na swoją małą pociechę, która już zdążyła zeskoczyć z krzesła i podbiec do niego. Podniosła głowę, a jej czekoladowe oczy patrzyły na niego z ekscytacją.

– Tatusiu, mogę go zobaczyć? Proszę, proooooszę- podskakiwała niecierpliwie. No, to to by było na tyle,jeśli chodzi o bycie „dobrym przykładem starszej siostry".

Młody tata wziął dziewczynkę za rękę i podszedł do drzwi. Zapukał głośniej i donośniej, niż wypadało marząc tylko o tym, by zobaczyć dwa z trzech najważniejszych skarbów w jego życiu.

Po chwili otworzyła mu młoda dziewczyna o granatowych włosach w lekarskim kitlu.

– Natsu-san, trochę cierpliwości.

– Moja- spojrzał na córkę i się poprawił- nasza cierpliwość oficjalnie się skończyła Wendy. Jak oni się czują?

– Sami oceńcie- odpowiedziała z lekkim uśmiechem Marvel robiąc im miejsce w przejściu.

Lucy była w pozycji półleżącej. Oparta o stertę poduszek trzymała w dłoniach małe zawiniątko. Spoglądała na synka z miłością i co chwile całowała jego małe rączki.

Podniosła wzrok na męża i córkę, którzy właśnie weszli do pomieszczenia. Uśmiechnęła się promiennie i gestem zaprosiła ich bliżej. Zmieniła nieco pozycje trzymania dziecka, tak, aby inni członkowie rodziny mogli go lepiej widzieć.

– Natsu, Nashi, przedstawiam wam małego Rutsu- przerwała na chwilę spotykając się spojrzeniem z ukochanym i córką.

– To jest twój tatuś i starsza siostrzyczka Nashi. Dwójka ludzi, która kocha cie najbardziej na świecie, poza mną oczywiście- zaśmiała się perliście- tata, który zawsze będzie cie chronił i siostra, na którą będziesz mógł liczyć, która wiele cie nauczy- posłała córce matczyne spojrzenie, po czym przeniosła je na najważniejszego mężczyznę w swoim życiu.

– Kochanie, chcesz go potrzymać?

Salamander nie mogąc wykrztusić słowa z emocji pokiwał jedynie głową i wystawił ręce, tak by mogła mu go podać. Kiedy trzymał już swojego potomka w ramionach kołysał go lekko, by niemowlę nie zaczęło płakać przestając wyczuwać matkę. Swoją drogą, tak zrobiła Nashi.

Patrzył na małą istotkę z blond włoskami i uśmiechał się szeroko. Czuł jak łzy zaczynają płynąć mu po policzkach z radości, lecz nie przejmował się nimi. Jego serce wypełniało tak ogromne szczęście, że nic nie byłoby w stanie zniszczyć tej podniosłej chwili.

Jak na zawołanie do pomieszczenia wleciała niebieska kulka. Happy zatrzymał się przed twarzami swojego przyjaciela i jego synka.

– Jak mogliście mi nie powiedzieć, że poród się zaczął!- krzyknął rozczarowany- czy ja nie jestem już członkiem tej rodziny?- dodał z łezkami w oczach.

– Oczywiście, że jesteś- zapewniła go blondynka zapraszająco wyciągając do niego swoje ręce.

– LUUUCYYY!- krzyknął wtulając się w nią tak jak zawsze. Młoda kobieta głaskała go po łebku uspokajająco. Miała wyrzuty sumienia, że został tak odcięty.

– Przepraszamy, że ci nie powiedzieliśmy, ale to stało się tak nagle. Sam wiesz, że miałam urodzić dopiero wieczorem, ale dostałam skurczów wcześniej- wyjaśniła- słyszeliśmy, iż Carla wyruszyła na misje, a ty zostałeś w domu sam z chorą *Sakaną. (Tak, dobrze słyszeliście. Zamiłowanie Happy'ego do ryb jest tak wielkie, że tak dał na imię swojej córce.) Exceed spojrzał na nią mokrymi oczami i pociągając noskiem powiedział.

– Tak, ale Carla wróciła wcześniej z misji i została z małą.

– Jak ona się czuje?

– W porządku, okazało się, że to był tylko kłaczek.

– Kłaczek?- dopytywała Nashi

– Tak- potwierdził jej wujek- to przez niego gorączkowała i nie miała apetytu. Dziewczynka zrobiła taką minę jak by się nad czymś zastanawiała, po czym wypaliła.

– Wujek, a ty wiesz, że przez to imię to wychodzi na to, że ona zjada samą siebie?

Nie można było nie przyznać racji dla logiki sześciolatki. Mina Happy'ego, gdy to sobie uświadomił była bezcenna. Wszyscy zaczęli się śmiać kiedy patrzył taki przerażony na rozmówczynie.

Z korytarza można było usłyszeć śmiechy, chichy i krzyki obecnych tam osób. Członkom ich rodziny z Fairy Tail dzięki temu nie było trudno ich znaleźć.


Kochani, 

W ten oto sposób dobrnęliśmy do końca tej książki. Mam nadzieję, że bawiliście się przy jej czytaniu tak samo dobrze jak ja przy pisaniu. 

Wiem, że było sporo zwrotów akcji oraz zdarzyło mi się być polsatem...kilka razy, by przyciągnąć Waszą uwagę ;) 

Skrycie liczę na to, iż jest to jedna z książek, która na jakiś czas utkwi w Waszej pamięci ^^ 

- Do szybkiego zobaczenia! 

- Lu-chan :* 

Powód by walczyć (NaLu,NaLi)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz