Rozdział 4

3 0 0
                                    


Wchodzimy na stołówkę razem. Więźniowie siedzący najbliżej nas rzucają nam gniewne spojrzenia, jakbyśmy im czymś zawiniły. Bierzemy niebieską plastikową tacę i podchodzimy do jednej z pięciu kucharek.

Do okienka podchodzi grubsza pani, w zaplamionym fartuchu oraz z siateczką na głowie, która zapobiega wpadaniem włosów do jedzenia. Szczerze, znajdowałam tam gorsze rzeczy niż włosy.

-Dzień dobry panienko. To co dzisiaj jemy?- wywróciłam oczami. Przecież wiadomo, że na śniadanie mamy zawsze parówki, na obiad gulasz oraz na kolacje resztki gulaszu.- Ooo... Widzę, że masz koleżankę! To wspaniale! Czego sobie życzycie?

-Hmm...- udaję, że się zastanawiam.- Ja chyba wybiorę parówki.

-Świetny wybór!- kucharka unosi chochle w powietrze z uśmiechem na twarzy, jakbym powiedziała coś zabawnego. Kourtney widząc całe zajście także prosi o to samo co ja.

-Domyślam się że nie ma dużego wyboru, jeśli chodzi o śniadanie?

-Tak, tutaj są tylko parówki i gulasz. Nie ma nic innego.- odbieramy tacki z parówkami i łyżką musztardy i siadamy do stolika przy koszu.

Między kęsami, kaszlemy oraz zatykamy nos by nie czuć obrzydliwego smaku.

-Ten strażnik zawsze tak się gapi?- podążyłam za jej wzrokiem i napotkałam w rogu sali tego samego wojskowego co wczoraj. Jego twarz wyrażała jeszcze więcej złości niż przedtem, choć myślałam że to niemożliwe.- Może przez to nienawistne spojrzenie chce nam przekazać, że się nas nie boi?

Kourtney nachyla się jeszcze bliżej mnie.

-A prawda jest taka, że trzęsie portkami na nasz widok.- mruknęła i odniosła nasze tace.

Wróciłyśmy do naszej celi. Zaczęłyśmy omawiać nasz plan ucieczki.

-Więc tak.- usiadłyśmy oparte o ramę łóżka.- Idziemy na prysznice o dokładnie 19.00. Przychodzi po nas dwóch strażników i pilnują wyjścia z łazienki. Oczywiście nasz pręt oraz paralizator...

-Jaki paralizator?- zapytałam zaskoczona.

-Och, zapomniałam ci powiedzieć. Zwędziłam go jednemu z żołnierzy kiedy mnie targali do pokoju przesłuchań.- nie odzywam się, że ją widziałam tamtego dnia.- Kontynuując: przemycam paralizator oraz rurę w spodniach. Potem dzielimy się naszymi nielegalnymi zdobyczami. Odkręcamy wodę, podkradamy się z tyłu i ich atakujemy. Ogałacamy ich z pałek policyjnych, pistoletów oraz identyfikatora, który jest nam potrzebny do pokoju przesłuchań. Robimy tam swoje i wydostajemy się na zewnątrz.

-A co zrobisz ze strażą na wieżyczkach obserwacyjnych? Choćby nie wiem co się działo w środku Night West oni nie zejdą z wież.

-Nic nie zrobię.

-Jak to?

-Same zamienimy się w strażników Jocelyn. Przecież strażnicy których obezwładnimy mają na sobie mundur! Zwiążemy sobie włosy i ukryjemy pod czapką. I jakby nigdy nic wyjdziemy.

-To brzmi za łatwo.

-Po prostu mi zaufaj.

-Nie znamy się przecież tak dobrze. Minął JEDEN dzień odkąd przydzielono cię do mojej celi.

Zaśmiała się.

-A mimo to ja ci zaufałam. Wydajesz się dobrą osobą.

-Dzięki... Dzisiaj jest twoja kolej na spanie w łóżku.- na te słowa wstałam i zaczęłam ścielić sobie posłanie w rogu pomieszczenia na noc.

Skinęła głową i pogrążyłyśmy się w myśleniu.

The Blue HillsWhere stories live. Discover now