Rozdział 5

1 0 0
                                    

                                   ***

-Śpisz?- otworzyłam powoli jedno oko potem drugie. Przetarłam je ręką i podniosłam się na łokciach. Nade mną stała Kourtney uśmiechnięta od ucha do ucha.

-Wiesz jaki mamy dzisiaj dzień?- pokiwałam głową.- Dzień wielkiej ucieczki! Dzisiaj zachowuj się normalnie jakby nigdy nic, a kiedy będzie dochodzić godzina osiemnasta wtedy zabieramy nasze rzeczy do plecaków, chowamy je pod łóżko i wdrażamy w życie nasz plan.

-A jak coś pójdzie nie tak?- wstałam z posłania. Zaczęłam składać je w kostkę a następnie odłożyłam do szafy. Ney stała oparta o ścianę z wyraźnym podekscytowaniem ale też i podenerwowaniem. Nie dziwie się jej, nasz plan został opracowany w ciągu trzydziestu minut i nie jest on zbytnio przekonujący. Kiedy jej to powiedziałam rzekła tylko, że wystarczy nam odrobina szczęścia, a reszta będzie się dziać spontanicznie.

Nie przekonała mnie do tego...

Jednak tak jak powiedziała muszę jej zaufać, chociaż nie będzie to proste. Czy można komuś ufać prawie go nie znając?

Nie wiem, ale podejmę ryzyko.

-NUMER 7 ORAZ NUMER 11, WSTAWAĆ IDZIEMY NA PYSZNE ŚNIADANKO!- do drzwi zaczął walić strażnik, który nie wiedział że już się obudziłyśmy. Zaśmiał się w dodatku szyderczym śmiechem, wiedząc że nie ma nic gorszego do jedzenia niż parówki i gulasz warzywny.

Kiedy odszedł, Ney powiedziała:

-Zabierz najwięcej jedzenia ile się da. Jestem dość spostrzegawcza i wczoraj zauważyłam stolik z jabłkami. Tak na marginesie... Czemu nikt ich nie je? Zamiast tych paskudztw?

-Te jabłka to sama woda. Jeszcze bardziej chce się po nich jeść.- wzruszyłam ramionami i wyszłyśmy z celi.

Zabrałyśmy tacę i podeszłyśmy do kucharki. Rzuciła w naszą stronę jakimś kawałem i usiadłyśmy do tego samego stolika. Ney zaczęła kiwać głową w stronę stolika z owocami.

Wstałam i szybkim krokiem zaczęłam zmierzać w ich stronę. Podniosłam wzrok i napotkałam twarz strażnika, którego widziałyśmy wczoraj.

Zabrałam ze stolika sześć jabłek starając się nie wyglądać zbyt podejrzanie. Chociaż już samo ruszenie się ze stolika podczas posiłku i w dodatku zabranie tylu jabłek których nikt nigdy nie tykał już wystarczająco było podejrzane.

-Mam.

-To dobrze, kiedy wrócimy do siebie, zapakujemy je razem z... No wiesz, resztą rzeczy.

-Masz coś jeszcze?- wiedziałam, że nowym więźniom jak i tym stałym nie wolno nic przynosić do celi. Tak więc byłam dosyć zdziwiona kiedy zobaczyłam wielki plecak Kourtney, w dodatku ma w nim parę nielegalnych tutaj rzeczy.- Co takiego?

-Pastę do zębów, mały kocyk, tabletki przeciwbólowe, szczotkę, 3 butelki wody, pomarańcze, składany scyzoryk, długopis, kompas, mapę Stanów Zjednoczonych i inne takie tam...

-Czekaj, skąd masz scyzoryk? Na pewno przeszukiwali twoje rzeczy i nie wierzę, że nie znaleźli u ciebie ani tabletek ani nożyka.

-Idealnie je ukryłam. Mam na to sposoby, Jocelyn.- pokręciłam z niedowierzaniem głową i dokończyłam jedzenie.

The Blue HillsWhere stories live. Discover now