Rozdział 9

1 0 0
                                    


W ciemności było trudno cokolwiek zobaczyć. A tym bardziej, strażników w ciemnych mundurach. Jednak dzięki alarmowi, którego blask oświetlał połowę NW, udało nam się znaleźć zasilanie elektryczne bramy. Musiała być ona sterowana- tak by się zamykała i otwierała- przez któregoś z mundurowych.

Thomas dostał się do szarej małej skrzyneczki wmontowanej w jednym z kamieni w murze. Otwarł je i poprosił o coś ostrego.

-Masz. Uważaj na palce, ten scyzoryk jest naprawdę ostry.- w parę sekund Tom przeciął czerwone kabelki z których posypały się iskry.

-Szybciej!- i jak na zawołanie za nami rozległy się krzyki, tupot stóp oraz dźwięk odpalanego śmigłowca.

Brama się otworzyła z głośnym łupnięciem o wysuszoną do granic możliwości ziemię. W powietrze wzbiły się tumany kurzu, a my natychmiast naciągnęliśmy ubranie na twarz kaszląc i biegnąc jednocześnie.

Kiedy ujrzałam świat z poza murów, pierwszy raz od czterech lat, nie byłam za bardzo zdziwiona. Wiedziałam, że po tym co zrobił Williams nie ma już nic. Tak więc kiedy moim oczom ukazała się popękana ziemia, z kępami martwej trawy, nie zrobiło to na mnie wrażenia.

Na zwiedzanie będzie czas potem. O ile uda nam się uciec przez całą hordą żołnierzy.

-Za cztery kilometry natkniemy się na opuszczony magazyn.- wysapał Tom.

-S-skąd wiesz?- odpowiedziałam, jednak on tylko machnął ręką.

-Później.

Gnaliśmy jeszcze tak przez paręnaście minut, kiedy za nami rozległy się wystrzały. Bardzo blisko nas.

-Zatrzymać się do jasnej cholery! To wasz koniec rozumiecie? K O N I E C.- zignorowałam wywrzaskującego Jaspera.

Nad nami leciał helikopter, a z tyłu gromada wojskowych. Cieszę się, że jest ciemno ponieważ gdyby był dzień, już dawno bylibyśmy martwi. Wystarczyło by tylko dobrze wycelować z broni i strzelić.

W nocy nie jest tak łatwo.

-Już nie dam rady...- nagle Kourtney się zatrzymała. Zgięła się w pół i złapała za żebra. Szybko pociągnęłam ją za ramię.

-Dasz radę. Jeszcze kawałek.- zostałyśmy lekko w tyle, a Thomas oddał parę strzałów do tyłu by nas osłaniać. Kiedy biegliśmy już wszyscy równo przy sobie, zapytałam:

-Thomas, ile jeszcze zostało. Moje płuca zaraz umrą, Ney zresztą też.

-Na razie ich nie słychać, a helikopter nad nami najwyraźniej nas nie namierzył. Jest dobrze chyba ich zgubiliśmy.- głęboki wdech.- Jeszcze tylko kilometr...

***

Jesteśmy. Sądzę, że to wszystko z całą tą ucieczką poszło za łatwo. Bez ran, bez krwi. Tak jak powiedział Tom, natknęliśmy się na stary opuszczony magazyn. Był w zaskakująco dobrym stanie, ale dziwnie wyglądał na tak pustej wielkiej przestrzeni. Jedynymi obiektami był porzucony wrak samochodu, kaktus i pojedyńcze kupki gruzu.

Odsunęliśmy wielką blachę, która robiła za drzwi prowadzące do środka. Wydała głośny zgrzyt, jednak szybko ustąpiła.

Weszliśmy do wnętrza magazynu, i pierwsze co zobaczyliśmy to masa kartonowych pudeł, trzy drewniane deski oparte o ścianę oraz zardzewiałe puszki.

Poświeciłam latarką po całym pomieszczeniu by namierzyć korytarz.

-Powinien być tam. Chodźmy.- rzekł Thomas.

Szliśmy po potłuczonym szkle, papierowych wyblakłych opakowaniach i pudełkach.

-Teraz trzeba skręcić w lewo i dojdziemy do miejsca gdzie ja się kiedyś skryłem.

-Masz nam chyba wiele do opowiedzenia.- potwierdził głową.- Chyba jesteśmy.

Przed nami znajdowało się istne wysypisko kartonowych pudeł. Myślę, że na spokojnie można by było z tego zrobić zamek.

-Wszystko jest tak jak stało.- powiedział cicho Tom. Klasnął w dłonie i powiedział:- zabieramy się do pracy. Z tych kartonów trzeba zrobić ścianę tak aby ktoś nadchodzący zza rogu widział tylko je a nie nas. Potem posprzątamy tu co nieco i rozstawimy swój pierwszy obóz.

Nie marnując ani minuty wzięliśmy się do pracy. 

The Blue HillsWhere stories live. Discover now