Rozdział 7

1 0 0
                                    


Godzina 18.55. Sprawdzamy czy aby na pewno wszystko spakowałyśmy. Włożyłyśmy pod łóżko plecak, Kourtney wyciągła ze ściany rurkę i ukryła ją za paskiem spodni. Natomiast mi dała swój składany ostry jak brzytwa scyzoryk i paralizator. Mamy wszystko dopięte na ostatni guzik, czekamy tylko na strażników. Próbujemy zachowywać się normalnie, ale nerwy zżerają nas od środka. Czuje jakby coś twardego opadło mi na żołądek i ciągle by mi przypominało że nadal tam jest.

-Zwiąż włosy w ciasny kok, później zakryjemy je czapką wojskowych.- skinęłam głową. Nagle rozległo się mocne walenie w drzwi.

To ten moment. Już zaraz wszystko się rozpocznie. Wzięłam głęboki wdech.

-PRYSZNICE! NUMER 7 I NUMER 11 RĘCE ZA SIEBIE!- posłusznie wykonałyśmy rozkaz strażnika. Kiedy podniosłam głowę, spostrzegłam że to ten gościu co stał w rogu stołówki. Na plakietce miał napisane imię i nazwisko: Jasper Gall. Przyglądał nam się z furią, która chyba nigdy nie znika z jego twarzy.

Szłyśmy w stronę prysznicy w towarzystwie dwóch wojskowych. Modliłam się aby rurka Kourtney nie wypadła jej przez nogawkę. To byłby koniec.

Natomiast ja nie mogłam znieść zimnego metalu scyzoryka, który dawał znać że jest on nielegalnym tutaj przedmiotem i że gdyby coś poszło nie tak mam go użyć do "samoobrony".

-Macie pięć minut.- weszłyśmy razem do łazienki a dwoje mundurowych stało tyłem przy wyjściu. Odkręciłam wodę i wydobyłam zakazany przedmiocik, natomiast Ney- rurę. Najciszej jak się dało zakradłyśmy się do nich od tyłu.

3...2...1 i zamach. Świst i krzyk.

Nawet nie zarejestrowałam kiedy wbiłam strażnikowi nożyk w plecy. Spoglądnęłam na Kourtney która się uśmiechała.

-Nie było tak źle. Bierz teraz ich strój i wszystko co przy sobie mają.- zabrałyśmy im mundury, krótkofalówki, identyfikatory, pistolety, pałki policyjne, paralizatory oraz dumę.

Będą musieli się przyznać Williamsowi, że zostali załatwieni przez dwie więźniarki.

Ubrałyśmy się w mundury, założyliśmy ich czapki i teraz zmierzałyśmy w stronę pokoju gdzie zostawiłyśmy plecak.

-Mamy już wszystko, zmywamy się.- obrzuciłam ostatni raz spojrzeniem moją celę. Nie mogę uwierzyć, że to koniec mojego pobytu tutaj.

Kiedy już biegłyśmy przez korytarz spostrzegłyśmy drzwi z napisem: "Pokój przesłuchań, nieuprawnionym wstęp wzbroniony". Jako iż jeszcze nikt się nie zorientował, że właśnie uciekamy, weszłyśmy do środka dzięki ukradzionym identyfikatorom. Małe światełko przy ścianie błysnęło na zielono i weszłyśmy do pomieszczenia.

-Jocelyn, spójrz. Tam jest szafka z naszymi aktami. Ja ją przeszukam a ty się zajmij biurkiem Patricka.- zrobiłam tak jak powiedziała. W szufladzie był nadgryziony hamburger z malutkim mchem na wystającym mięsie, dwa czarne długopisy, tabletki na ból gardła, papierosy, zapałki oraz... Butelka wódki.

Czyżby nasz prezydent miał problemy z alkoholem?

Pokazałam moje znaleziska Ney, która cicho gwizdnęła i wzięła ode mnie flaszkę oraz zapalniczkę.

-Po co ci to?

-Zaraz zobaczysz, ale najpierw spójrz na to:- wzięłam do ręki lekko obszarpaną szarą teczkę z moim imieniem nazwiskiem i zdjęciem. Miałam wtedy czternaście lat! Ależ okropnie wyglądałam... Otworzyłam i zaczęłam czytać pierwszy plik kartki:

"Jocelyn Wood: lat czternaście, urodziny 1 marca, rodzina: (babcia) Lucy Camber (status, żywa), matka Veronica Wood (status, nieżywa), ojciec Michael Wood (status, nieżywy), brat Andrew Wood (status, nieżywy). Miejsce zamieszkania: Los Angeles ulica 6a. Wygląd: średniej długości, kręcone, ciemno-blond włosy, oczy szaro-zielone, wzrost 168 centymetry, waga 49 kilogramów. Znaki szczególne: blizna nad prawą brwią.

[...]

Więzień nie sprawia kłopotów, zezwalam na umieszczenie ją w celi numer 238.

[...]

Historia więźnia numer 7: Panna Jocelyn Wood, została umieszczona w zakładzie karnym Night West dnia 24 grudnia, podczas świętowania Dnia Dziękczynienia z babcią i bratem. Za decyzją pana Andrew, została ona przetransportowana do NW by ten mógł zostać oczyszczony ze wszelkich zarzutów takich jak: kradzieże, pobicia, dewastacje pomników narodowych, próba zamachu na prezydenta Patricka Williamsa, morderstwo na trzech funkcjonariuszach miejscowej policji. Po tak dokonanych ciężkich czynach, sąd najwyższy skazał Andrew'a Wood'a na obóz pracy pod Nowym Jorkiem. Skazany stawiał opór. Postawiono mu ultimatum: albo odda swoją siostrę Jocelyn Wood do Night West, albo będzie zmuszony do pracy w obozie na dożywocie.

Skazany wybrał opcję pierwszą. Niedługo po tym zdarzeniu, został on zamordowany przez nieznanych sprawców.

[...]

Skończyłam czytać. Czyli jednak mój brat nie żyje. Przez te cztery lata, myślałam że przebywa on w obozie pracy, a teraz dowiaduje się, że przez ten cały czas był martwy! W dodatku zdanie: "Został on zamordowany przez NIEZNANYCH SPRAWCÓW" wzbudziło we mnie wściekłość. Przecież oczywiste jest, że ci "nieznani sprawcy" to ludzie Williamsa. Cóż... Nie jestem smutna, z powodu śmierci Andrew. Wiem, że to co mówie jest okrutne, ale po tym jak zdecydował się mnie oddać, nie jest mi go żal.

Zerknęłam na Kourtney, spoglądała na swoje akta mrużąc oczy i marszcząc brwi. W końcu zamknęła teczkę i wrzuciła ją byle jak do szafki. Zrobiłam to samo.

-Czas na przedstawienie.- wzięła stojącą obok niej flaszkę wódki i polała nią wszystkie akta znajdujące się w metalowej szafce, oraz biurko prezydenta. Następnie wzięła zapałki, potarła jedną o bok pudełeczka i wrzuciła ją delikatnie do środka. Płomień buchnął momentalnie, a czujnik dymu nad naszymi głowami włączył alarm.

-Niech się wszystko spali.- mruknęła pod nosem z uśmiechem.

Wybiegłyśmy na korytarz, gdzie ściany zalał czerwony blask alarmu. Chwilę potem usłyszeliśmy tupot ciężkich butów wojskowych oraz przeraźliwe wycie syreny.

-Są coraz bliżej.- sapnęłam do Ney. Przez te wszystkie lata spędzone tutaj, moja kondycja fizyczna bardzo spadła.

-TUTAJ SĄ!- znam ten głos. Jasper Gall. Najwyraźniej się ocknął po zamachu na niego metalową rurą. W jego głosie pobrzmiewała nieokiełznana furia, i nie chce nawet myśleć co by było gdyby nas dorwał. Na samą tę myśl przyśpieszyłam.

The Blue HillsWhere stories live. Discover now